Gdy rodziła się reforma samorządowa, Henryk Lakwa przyglądał sie jej, pracując w Urzędzie Kontroli Skarbowej. Powołany na stanowisko Starosty zmagał sie z wieloma przeciwnościami. Choć spośród  czterech wprowadzonych wówczas reform, tylko ona się sprawdziła, nie załatwiała wszystkich problemów w terenie.

Leszek Myczka: Po dwudziestu latach pełnienia funkcji Starosty otrzymał Pan zaszczytny tytuł Starosty Dwudziestolecia. Satysfakcja chyba tym większa, że nie od władzy administrtacyjnej, tylko Związku Powiatów Polskich, czyli od praktyków?

Henryk Lakwa. Starosta Opolski: Tak, otrzymałem statuetkę „Starosta Dwudziestolecia”. Zupełnie się tego nie spodziewałem. Ucieszyło mnie to i zaskoczyło. Tym bardziej, że za zgłoszeniem stoją moi współpracownicy, którzy zrobili to w tajemnicy przede mną, wykorzystując mój urlop. Otrzymałem ze Związku Powiatów Polskich zaproszenie na jubileuszowe posiedzenie ZPP na Zamku Królewskim w Warszawie. Punktem kulminacyjnym było wręczenie statuetki „Starosta Dwudziestolecia”.

Rzeczywiście minęło już 20 lat. Powołanie otrzymałem w  listopadzie 1998, a  powiaty praktycznie zaczęły funkcjonować od 1 stycznia 1999. Do tego czasu byłem na urlopie bezpłatnym z Urzędu Kontroli Skarbowej – czyli uprawiałem wolontariat. Całe szczęście utrzymywała mnie w  tym czasie żona. Dopiero pod koniec stycznia przyszła pierwsza pensja.

Po wyborach, na 45 radnych 29 było z mniejszości niemieckiej. To wzbudziło pewne kontrowersje i obawy ze strony ówczesnej władzy. Zostawmy to jednak. Było minęło. Pamiętam także pierwsze reakcje pracowników, szczególnie tych przejmowanych z urzędu rejonowego.  Byli pełni obaw: jak ten Niemiec będzie nas traktował, co się będzie działo?

Jak to się stało, że siedziba Starostwa jest w centrum Opola?

Pomógł nam  przypadek. Obecny poseł Ryszard Wilczyński, chyba odrobinę złośliwie podarował nam budynek przy ulicy Plebiscytowej. Ponieważ koszty remontu przewyższały nasze możliwości ( to było tak około 20 milionów), sprzedaliśmy go. Kupiliśmy lokalizacyjnie lepszy i bardziej pasujący do charakteru naszego urzędu, w którym właśnie rozmawiamy.

Pamiętam jak poseł Henryk Kroll bardzo narzekał, że Mniejszości Niemieckiej nie dopuszcza się do stanowisk wyższych niż sprzątaczka.

Bzdura. Mniejszość niemiecka pokazywała się w gminach już od 1990 roku. Potem dochodziły kolejne szczeble: sejmik wojewódzki i samorządy powiatowe.
W pierwszej kadencji oprócz powiatu opolskiego mieliśmy starostów w Strzelcach Opolskich, Krapkowicach, Kędzierzynie – Koźlu i Oleśnie. Pięciu na dwunastu w całym regionie. Obecny poseł Ryszard Galla był marszałkiem województwa i zawsze mamy wicemarszałka. Aktualnie jest nim Roman Kolek.

Rozumiem, że widząc waszą praktyczność i umiejętność zarządzania, większość pozwalała mniejszości na coraz więcej?

Franciszek Stankala był wicewojewodą. Niedługo ale był. I rzeczywiście – podstawą była jego dobra praca. Ludzie zobaczyli, że to nie jest zło konieczne tylko dobro. I przecież robiliśmy wszystko nie tylko dla swoich. Ja nie jestem starostą mniejszości niemieckiej, tylko starostą całego powiatu opolskiego.

Jest Pan jedynym w regionie, który na tym stanowisku utrzymał się tak długo?

Józef Swaczyna jest 4 kadencje. Piotr Pośpiech też chyba cztery. Byłem najmłodszy wiekiem w pierwszej kadencji – mimo to gdy patrzę na dzisiejszych starostów w regionie to może dwóch, trzech  jest młodszych ode mnie. Wychodzi na to, że dalej jestem młody


Gdy patrzy Pan przez pryzmat tych 20 lat: czy powiaty są rzeczywiście potrzebne
?

Powiaty tak naprawdę były zawsze – z krótka przerwą. Gdy nie było powiatów – były urzędy rejonowe. My nie powstaliśmy w 1999  ot tak: z kapelusza, tylko ze zgliszcz urzędów rejonowych, które funkcjonowały 20 lat. Gdy zaczynaliśmy konstruowanie nowego powiatu ludzie nie bardzo rozumieli na czym to ma polegać. I trzeba przyznać, że początki były trudne. Powiaty nic nie mogły, bo były niedoinwestowane.
Ja byłem największym kasjerem w powiecie opolskim, bo dostawałem pieniądze znaczone – to były dotacje celowe.

Dotacje celowe? Na czym to polegało?

– Tyle da pan na szkołę, tyle na domy dziecka. Była też subwencja drogowa, którą można było manewrować i ona szła tam gdzie były różne rodzaju braki. Nie będę się tu wdawał w szczegóły. Ale na przestrzeni tych dwudziestu lat można dostrzec, że Polska powiatowa się odbudowała. Są powiatowe szpitale i drogi, szkolnictwo, ochrona środowiska, geodezja i cała polityka społeczna to domena powiatu…To naprawdę dużo.

A nie można by tych kompetencji rozdzielić na samorząd wojewódzki i samorządy gminne?

Pewnie. Wszystko można. Tylko centralizację już mieliśmy. Jakoś się nie do końca sprawdziła, a Polska samorządowa tak. Można także spytać po co jest wojewoda i po co jest marszałek, przecież też  można zlikwidować. Przez te lata wypracowano imponujące systemy, z którymi dziś trudno by było coś zrobić. Jak je podzielić?. Na przykład Centralna Ewidencja Pojazdów i Kierowców, w ten program włożono ogromne pieniądze. Gdyby teraz to zadanie przenieść do gmin? To znów rewolucja. W geodezji też powstała Centralna Ewidencja Gruntów i Katastru. Nie da się tego rozdzielić, bo to generuje ogromne koszty. Patrząc z innej strony – w wydziałach mających bezpośredni kontakt z petentem, niech to będzie tylko komunikacja i geodezja, pracuje spora ilość osób. Pracowników wykwalifikowanych, specjalistów potrafiących obsługiwać te skomplikowane programy. Bałbym się tego ruszać. Zresztą po co burzyć coś, co się całkiem dobrze sprawdza.

Słyszałem natomiast inne pogłoski: dzisiejsza władza chciałaby, żeby starosta był jak wojewoda – rządowy.

Niech przyjedzie z Warszawy. Przestrzegał nas przed tym profesor Stępień – ojciec reformy administracyjnej. Rozwiązania takie istnieją na Ukrainie. Tam jest właściwie dwóch starostów: jeden rządowy, drugi samorządowy. Z kolei w Niemczech samorządowy starosta ma w swoim zarządzie rządowego zrzutka. W Polsce Lakwa i każdy inny starosta to dwa w jednym. Realizujemy zarówno zadania samorządowe, jak i z zakresu administracji rządowej. Możemy w Polsce wszystko pozmieniać, bo przecież się wszystko da – zastanówmy się tylko czy to będzie z korzyścią dla ludzi i dla kraju.

Rynek obudził się nie tylko w oświacie…

Przez te 20 lat Lakwa od roli kasjera przeszedł do funkcji menadżera, bo dzisiaj to my, samorząd powiatowy, kreujemy powiatowy rynek pracy, dbamy o bezpieczeństwo na drogach czy szkolne profile. Wcześniej był system nakazowo–rozdzielczy. Macie trzy miliony na cztery szkoły i dajcie im tak, żeby jakoś przeżyły. A dzieci, chciały czy nie chciały i tak do szkoły chodziły. A tu nagle obudził się rynek komercyjny i …. Trzeba dużo zrobić, żeby nie stracić uczniów, zachęcić rodziców do posłania właśnie do naszej szkoły. Dlatego powstały nowe profile, szkoły zostały dostosowane do rynku pracy. Cały czas czuwamy i śledzimy trendy. Zlikwidowaliśmy niestety dwie szkoły. Jedna to szkoła specjalna przy sanatorium w Suchym Borze. Zamknięto placówkę leczniczą, a więc i szkoła przestała mieć rację bytu. Druga w Chróścinie, niestety mimo wprowadzania innowacji pedagogicznych nie znalazła chętnych.

Udogodnienia dla mieszkańców

Oczywiście. Żeby mieszkańcy byli zadowoleni wprowadziliśmy w wydziale komunikacji tzw. system kolejowy trochę tłok rozładowaliśmy. Gdy wydział komunikacji był jeszcze na rondzie, ludzie opowiadali o dantejskich scenach, jakie tam się działy. Ustawiali się w kolejce już w niedzielę, żeby w poniedziałek być w pierwszej dwudziestce. Zreformowany również został system geodezyjny. Dzisiaj jest zdigitalizowany: płacę i dostaje dokument od ręki, bez zapisów, kolejek.

A najpoważniejsze Pana sukcesy w tym dwudziestoleciu?

Pierwszym i chyba najważniejszym jest opanowanie sytuacji ze szpitalami. Na początku powiat dostał cztery placówki, w tym zlikwidowane przez ówczesnego prezydenta szpitale siołkowicki i prószkowski. Działając jako Opolski ZOZ mógł zrobić z nimi wszystko – zrobił właśnie to.
Nam został cały majątek. Okazało się że w Siołkowicach właścicielami są siostry zakonne. Podpisaliśmy umowę z Caritasem i dzisiaj mamy tam hospicjum i warsztaty terapii zajęciowej. Obiekt zyskał nowe życie, świetnie się wkomponował i świetnie spełnia swoje cele. Po macoszemu był zawsze traktowany szpital prószkowski. Jednak znaleźliśmy i dla niego przeznaczenie. Po różnych perturbacjach jest dziś pięknym, wyremontowanym obiektem, a do tego uratowaliśmy cenny zabytek. W jednej części znaleźli dom ludzie przewlekle somatycznie chorzy, a w drugiej spotkają się seniorzy. Niestety szpital w Niemodlinie nie spełnił oczekiwań pacjentów i trzeba go było zlikwidować. Jednak, patrząc po gospodarsku odprzedaliśmy budynek gminie, która prowadzi w  nim dzisiaj zakład opiekuńczo leczniczy – jak się okazuje – bardzo potrzebny.

A co się stało ze szpitalem ozimskim?

Inaczej było ze szpitalem w Ozimku, który był nowoczesnym, doposażonym obiektem , ze świetną kadrą. Ludzie chcieli się w nim leczyć ale kontrakty, które otrzymywał z kasy chorych były zdecydowanie za małe. Szpital zaczął popadać w długi. My jako organ, który odpowiada nie za politykę zdrowotną, tylko za finanse, dawaliśmy coraz więcej, bo wiedzieliśmy, że to bardzo potrzebna placówka. Ale to nie mogło trwać wiecznie. Powiat nie miał tylu pieniędzy na służbę zdrowia – inaczej mówiąc powiat jest jedynie organizatorem: mamy dać obiekt, który w ramach kontraktów z kasy chorych będzie działał. Radni również zaczęli się buntować. Trzeba było działać.

Jako pierwsi w Polsce oddaliśmy szpital w prywatne ręce. Chyba tylko w jeszcze czterech miejscach udało się wprowadzić podobny sposób zarzadzania. Ale po kolei.  W uzgodnieniu z ówczesna Kasą Chorych i załogą szpitala ogłosiliśmy przetarg na cesję kontraktu. Zainteresowanych było kilka szpitali – w tym dwa opolskie. Otwarcie mi jednak powiedziano, że nawet jeżeli jakiś czas poprowadzą ten szpital, to najdalej za dwa lata będą kontrakty przenosić do siebie. Zwyczajnie bardziej się to opłaca. Jednym słowem – potrzebna była kasa z kontraktu, a nie szpital w Ozimku. Ale na szczęście pojawiła się w przetargu firma z Wrocławia, która wygrała i przejęła placówkę, by ją prowadzić . Szpital w Ozimku został. Umorzyliśmy mu długi, a później  nawet wzięliśmy kredyt, żeby spłacić wszystkie inne zobowiązania. Razem ponad 8 milionów. Zwycięzca przetargu zgodził się przejąć szpital, ale ze stanem zerowym. Spłacać skończyliśmy w 2014 roku.

Jeździłem po Polsce lub koledzy starostowie przyjeżdżali do nas, by poznać opolski model restrukturyzacji. Podobne rozwiązania zastosowano w powiatach myślenickim, jędrzejowskim i ryckim i Kamieniu Pomorskim.

A dlaczego uważam to za sukces? Bo dziś jesteśmy organem, który nie jest obarczony odpowiedzialnością finansową za prowadzenie szpitala, a mieszkańcy mają bardzo dobry dostęp do szpitali w Opolu, a w Ozimku ludzie leczą się w szpitalu w ramach kontraktów z NFZ i nikt do tego nie dopłaca. Szefostwo szpitala samo renegocjuje kontrakty i dostaje znacznie więcej pieniędzy niż gdyby to powiat o nie występował.

Pierwszy przydomek, który dostał Pan po pierwszej kadencji to był Henryk Likwidator. Jak się Pan z tym czuł?

Szczerze mówiąc spać po nocach nie mogłem. W Ozimku wisiały nekrologi – z podobizna moja i radnych, którzy głosowali za likwidacją placówki ozimskiej: „To on zlikwiduje nam szpital”. Osoba, która to robiła pewnie dziś się tego wstydzi. Tymczasem była to jedyna możliwość zachowania szpitala w Ozimku. Dlaczego? Bo tak wyglądała ustawowa procedura, najpierw likwidacja, potem powołanie. Nam się udało wszystkie obiekty zachować. W Prószkowie mamy dom dla osób przewlekle chorych, warsztaty terapii zajęciowej dla seniorów, a za chwilę będziemy otwierać kolejną placówkę pomocową. Budynek w Niemodlinie przeszedł w ręce gminy i ona prowadzi w nim Zakład Opieki Leczniczej. Ozimek natomiast pełni pierwotną funkcję szpitala.

A ja myślałem że za największy sukces uzna Pan drogi

Rzeczywiście. Kilometry wyremontowanych, odnowionych dróg. Od momentu powstania programu budowy tzw. schetynówek, co roku robiliśmy dwie drogi – bo tyle było wolno. Raz nawet udało nam się wywalczyć trzy, bo po przetargach zostały pieniądze. To jeżeli chodzi o drogi już istniejące.
Udało nam się także zrealizować pomysł hrabiego Frankenberga – droga z Tułowic do Opola. Mieszkańcy znają historię i wiedzą czyj to pomysł, ale nie nazywają tej drogi nazwiskiem starego Frankenberga, tylko – Lakwastrasse. Mam więc swoją drogę. Ta droga od dawna funkcjonowała na mapach geodezyjnych. Połączenie gminy Tułowice z Opolem z ominięciem zakorkowanego często Niemodlina było bardzo potrzebne. Inwestycja powstała z niewielkim dofinasowaniem z Warszawy. Oczywiście dumny jestem nie tyle z nazwy, ile z tego, że widzę jak dużo ludzi z tej drogi korzysta. Zresztą jest piękna – wije się przez las i jazda nią to sama przyjemność.

Następny sukces?

Bez wątpienia restrukturyzacja oświaty ponadgimnazjalnej. Gdy popatrzymy dzisiaj na te obiekty i cofniemy się myślą o 20 lat zobaczymy, że to zupełnie inne budynki, a i prowadzą je inne osoby. Dziś dyrektorzy to menadżerowie. Muszą walczyć o uczniów, tworzyć profile nauczania. Ponadto we wszystkich placówkach zgodnie z normami zastosowano wskaźniki niskiej emisji. Szkoły są wyposażone w ogniwa fotowoltaiczne, solary, pompy cieplne. Zostały w pełni poddane termomodernizacji. Oprócz ochrony środowiska, zostaje nam w kieszeni sporo pieniędzy. Szczególnie odczuliśmy to w Tułowicach, gdzie wodę w basenie podgrzewają solary. To sporo kosztowało, ale inwestujemy w przyszłość.

Czy myśli Pan o tym, ze w systemie powiatów, w zadaniach …należało by coś zmienić?

Na początku byliśmy przyzwyczajeni do bylejakości. To nam zostało po poprzednim systemie. Wiedzieliśmy, ze nasze zadania i tak będą niedofinansowane, albo w ogóle nie będzie pieniędzy, a my tu na dole będziemy musieli sobie z tym radzić. I tak na początku było: subwencja drogowa, której nie przeznaczyliśmy na budowę dróg w pierwszej kadencji tylko na łatanie dziur, bo dostaliśmy domy dziecka, które były naszym zadaniem, ale dzieci nie były z naszego powiatu. Mimo to musieliśmy utrzymywać i tę substancje, i kadrę  tam zatrudnioną. Zresztą jest to dość skomplikowane zagadnienie. Warte osobnego wywiadu. Zapewniam, że będzie ciekawy. Jak karkołomne operacje finansowe przeprowadzaliśmy, by dojść do obecnego stanu

A kultura, zabytki, dotacje na ochronę środowiska…?

Ja jestem miłośnikiem historii lokalnej. Moim konikiem są dzieje Prószkowa, ale nie tylko . To akurat przypadek, że starosta z Prószkowa od razu na dzień dobry dostał dwie największe jednostki powiatowe, bo Dom Pomocy Społecznej i jedną ze szkół z internatem. Ale w powiecie mamy ogromna ilość zabytków i dzieł sztuki najróżniejszego rodzaju. Staramy się o nie dbać. Od kilku lat prowadzimy nabór dotyczący wszystkich obiektów wpisanych do rejestru zabytków. Dofinansowujemy ich remonty. Trochę udało nam się poprawić ich stan.
A ponieważ chcemy żyć w zgodzie ze środowiskiem naturalnym, od dwóch lat dotujemy wymianę kotłów. Rokrocznie udzielamy dotacje spółkom wodnym na właściwe utrzymanie urządzeń wodnych, żeby nie dochodziło do podtopień.

A czy ma Pan coś takiego, co Panu nie daje spokoju: Heniek, mogłeś to zrobić lepiej?

Gdyby były pieniądze, to zrobiłbym dużo więcej. Niestety nie ma szczęścia Pomologia i nie myślę tu o szkole, tylko o całym terenie dawnego Królewskiego Instytutu – arboretum. Od 2006 roku prowadzimy rozmowy z Uniwersytetem Opolskim. Ówczesny rektor, prof. Nicieja, jeszcze większy pasjonat ode mnie, usiłował sprawą się zająć, ale senat mu stanął okoniem. W tej chwili mamy już niby podpisane porozumienie, ale to wszystko się strasznie ślimaczy i cały czas nie ma tej pierwszej łopaty w projekcie o nazwie Centrum Rozwoju Przemysłu Rolno-Spożywczego. Codziennie przejeżdżam obok parku i czuje jakiś wewnętrzny wyrzut. Próbowaliśmy także wejść w porozumienie i stworzyć wspólny projekt z Czechami. Jednak spaliło to na panewce. Wiem, że jako powiat nie mamy najmniejszych szans, by zrobić to samodzielnie. Wiele już odbyliśmy rozmów, poczyniliśmy sporo zabiegów – na razie mało skutecznie. Może to jeszcze nie czas Pomologii?

Henryk Lakwa – Starostą Dwudziestolecia. Ze Starostą Opolskim rozmawia Leszek Myczka

Fot. melonik

Udostępnij:
Wspieraj wolne media

Skomentuj

O Autorze

Dziennikarz, publicysta, dokumentalista (radio, tv, prasa) znany z niekonwencjonalnych nakryć głowy i czerwonych butów. Interesuje się głównie historią, ale w związku z aktualną sytuacją społeczno-polityczną jest to głównie historia wycinanych drzew i betonowanych placów miejskich. Ma już 65 lat, ale jego ojciec dożył 102. Uważa więc, że niejedno jeszcze przed nim.