Takie czerwone znaki pojawiły się na dwudziestu drzewach przy ul. Kieleckiej na osiedlu Malinka w Opolu.

Te drzewa to przeważnie lipy. Mają około dwudziestu pięciu lat. Pomijając ich walor ekologiczny, są jedyną rzeczą upiększającą, czy raczej maskującą paskudne czteropiętrowe bloki. Owszem, stwarzają problem, bo w okresie kwitnienia nie można pod nimi parkować. Jednak pamiętamy je od momentu gdy się przed prawie trzydziestu laty tutaj sprowadzaliśmy. Nie wszystkie od tamtego czasu przetrwały. Bywały niszczone przez wandali. Do śmierci jednego z nich, świeżo posadzonego, co przyznaję z pokorą, przyczynił się mój własny pies, bo było to jedyne miejsce, w którym zawsze podnosił nogę.

Dziś drzewa są pięknie zielone i cieszą oczy oraz płuca. Takie ich naznaczenie wywołało niepokój mieszkańców. Jak się okazuje – słuszny. Mają być wycięte. To podobno efekt kontroli straży pożarnej. Podobno uniemożliwiają użycie w razie potrzeby wysięgnika – co bardzo uprzejmie wyjaśniła mi Elżbieta Zawieja z administracji osiedla.

Mieszkańcy Kieleckiej wystosowali petycję, zebrali podpisy. Będzie ona dołączona do dokumentacji, która powędruje do ratusza. Znając stosunek urzędników w Opolu do drzew, śmiem twierdzić, że nikt nawet nie rzuci na nią okiem. Sprawa trochę potrwa. Wyroku możemy się spodziewać pod koniec sierpnia.

Zastanawia tylko jeden fakt: na wielu ulicach na Malince – choćby na Chełmskiej – drzewa rosną podobnie. Nikt ich jednak nie naznaczył. Dlatego mieszkańcy zapowiadają, że będą walczyć o „swoje lipy”. A ja niewątpliwie do nich dołączę.

To jeszcze nie wyrok śmierci, ale blisko…

Fot. melonik

Udostępnij:
Wspieraj wolne media

Skomentuj

O Autorze

Dziennikarz, publicysta, dokumentalista (radio, tv, prasa) znany z niekonwencjonalnych nakryć głowy i czerwonych butów. Interesuje się głównie historią, ale w związku z aktualną sytuacją społeczno-polityczną jest to głównie historia wycinanych drzew i betonowanych placów miejskich. Ma już 65 lat, ale jego ojciec dożył 102. Uważa więc, że niejedno jeszcze przed nim.