Sytuacja Komprachcic po oderwaniu Chmielowic i Żerkowic nie jest łatwa. Wójt Leonard Pietruszka robi co może, żeby zminimalizować straty.

– W tej chwili nie musiałem zwolnić nikogo. Na emeryturę odszedł skarbnik, a jego miejsce zajął zastępca wójta. Zastępcę mamy na ćwierć etatu. Podjął się tego szef opieki społecznej. Tam ma ¾ etatu. Z referatów już jedna urzędniczka odeszła, a w 2018 jeszcze dwie przejdą na emeryturę. Takie będą nasze oszczędności.
Gmina straciła około 2000 mieszkańców i dwa i pół miliona dochodu. Taka jest nowa rzeczywistość. Właściwie wszystko jest zachwiane. Żeby ponownie zapanowała harmonia – trzeba czasu. Niektóre rzeczy będą się układały bardzo długo. Najtrudniej będzie z finansami.

Pietruszka najbardziej chyba żałuje utraty Chmielowic i osiedla, które tam zostało wybudowane. Uzyskanie kolejnych takich zwartych zabudów będzie bardzo trudne. Większa odległość od Opola – czyli głównie od oczyszczalni ścieków, komplikuje sprawę. Planuje podobne przedsięwzięcie w innym miejscu. Pod uwagę bierze choćby okolice Aeroklubu Opolskiego w Polskiej Nowej Wsi, czy w Ochodzach pod lasem, gdzie jest bardzo sprzyjający mikroklimat. Całe lata jednak potrwa, zanim wykonają inwestycje, które pozwolą gminie zrealizować te pomysły.

– Straty są bolesne choćby z tego powodu, że odebrano nam dwie OSP, szkołę, przedszkole, kompleks sportowy – to wszystko wyrwano z naszego organizmu tłumaczy wójt Komprachcic. – To wszystko powoduje, że na zebraniu dyrektorów szkół jest o dwóch mniej – na zawodach strażackich nie ma dwóch remiz – dwóch jednostek OSP. Nie ma LZS-u. Jesteśmy i czujemy się ubożsi. Niestety trzeba się nauczyć z tym żyć. Tak jak po stracie najbliższych, trzeba ową stratę zaakceptować – ja akurat jestem w tej sytuacji, że dwa tygodnie temu pochowałem ojca. To sytuacja analogiczna.

Próbują.

Jak będą wyglądać finanse gminy okaże się dopiero w 2018 roku. Teraz żyją jeszcze dzięki nadwyżce budżetowej. Wielu rzeczy do końca jeszcze nie przeliczono. Tworzenie budżetu na 2018 – to dopiero będzie twarda rzeczywistość w nowej sytuacji. Mierzą się już z tym budżetem i widzą, że potrzebne będą kolejne oszczędności, być może niewielki kredyt, by go dopiąć. W najbliższych dwóch latach chcą jak najbardziej wykorzystać środki zewnętrzne. Niewykluczone, że będą się musieli zadłużyć. Chodzi o realizację dwóch ciągów pieszo – rowerowych. Pierwszy z nich: Komprachcice – Ochodze (3 i pół kilometra przy drodze wojewódzkiej) – ma dofinansowanie w ramach niskiej emisji – trudno z takiego czegoś nie skorzystać. Na wkład własny potrzebny jest okrągły milion. – Nie jesteśmy właścicielem tej drogi, ale robimy, bo nie ma tam ani metra chodnika. Nikt inny tego nie zrobi – tłumaczy Pietruszka.

Druga podobna inwestycja: Polska Nowa Wieś – Wawelno – kolejny milion. Na rewitalizację parku w Domecku potrzebują 450 tysięcy, na termomodernizację szkoły w Komprachcicach – 3 i pół miliona. To tylko na sam wkład własny. Jednak muszą to zrobić teraz, bo fundusze zewnętrzne się kończą, a bez nich nigdy tego nie zrobią.

– Samorząd po 2020 roku będzie się jedynie zastanawiał, które 100 metrów chodnika wykonać, bo na tyle będzie gminę stać bez środków zewnętrznych – optymistą to Pietruszka zdecydowanie nie jest.

Mieszkańcy gminy są przyzwyczajeni do pewnych dóbr i nie chcą ich stracić: wodociąg, kanalizacja, infrastruktura rekreacyjno – sportowa i kulturalna. Są przyzwyczajeni, że żyją w gminie, w której nie ma przemysłu i związanych z nim niedogodności. Dzięki temu w gminie żyje się bardziej komfortowo, ale z podatków od życia rodzinnego gmina wielkich rzeczy robić nie będzie.

Tymczasem jednym z największych płatników w gminie jest tartak w Polskiej Nowej Wsi – niewiele ponad sto tysięcy złotych. Ta sytuacja zmusiła Pietruszkę do dogadywania się z Opolem, nawet w sprawach drobnych. Niektórzy mają mu to za złe.

– Nie mamy takich rekompensat od miasta jak Dąbrowa czy Dobrzeń, ale – choć może się to wydawać niewiele: umorzono nam 800 tysięcy kredytu w WiK-u –wyjaśnia. – Mocno obśmiana jest druga rzecz: mieszkańcy gminy zostali objęci opolską kartą rodziny i kartą seniora. To nie jest wartość do budżetu tylko bezpośrednio dla mieszkańców – dodaje Pietruszka.

Jest też trzecia rzecz: prezydent Opola obiecał na sesji w Komprachcicach, że pokryje ich wkład własny do projektu w ramach niskiej emisji. To jest około półtora miliona złotych.
– Nie mamy tego na piśmie. Musimy wierzyć prezydentowi Opola na słowo. Takie mamy czasy – kwituje Leonard Pietruszka.Komprachcice. Akceptacja trudna, ale konieczna

Udostępnij:
Wspieraj wolne media

Skomentuj

O Autorze

Dziennikarz, publicysta, dokumentalista (radio, tv, prasa) znany z niekonwencjonalnych nakryć głowy i czerwonych butów. Interesuje się głównie historią, ale w związku z aktualną sytuacją społeczno-polityczną jest to głównie historia wycinanych drzew i betonowanych placów miejskich. Ma już 65 lat, ale jego ojciec dożył 102. Uważa więc, że niejedno jeszcze przed nim.