Monika Macioszek po 45 latach pracy przeszła na emeryturę. Stanowisko dyrektorki Gminnej Biblioteki Publicznej piastowała przez 39 lat. Macioszek opowiada nam o swojej pracy, planach na przyszłość i historii gminnych bibliotek.
Marcin Luszczyk, Opowiecie.info: Skąd wzięła się chęć do pracy w bibliotece?
Monika Macioszek, była dyrektorka: Nie wiem. Biblioteka i praca w niej interesowały mnie już od dawna. Chociaż nie wiedziałam, z czym to się wiąże. W 1973 r. zaczęłam pracować w Opolu w Centrali Filmów Oświatowych. Prosiłam mojego dyrektora, żeby pozwolił mi uczyć się na studium bibliotekarskim. Znał on tamtejszego dyrektora, który powiedział, że nie ma sprawy. Tam nie były potrzebne egzaminy, wystarczyło wykształcenie pomaturalne. Po trzyletnim studium napisałam pracę na temat filmoteki w szkole.
W Opolu pracowałam jeszcze dwa lata. Byłam u naczelnika w Popielowie, ale wtedy nie było pracy dla mnie. Miejsca były tylko w Siołkowicach. Popielów był dla mnie niedostępny. Później zmieniłam pracę i pracowałam przez cztery lata w Rolniczej Spółdzielni Produkcyjnej w Siołkowicach. Stamtąd po czterech latach ściągnęła mnie koleżanka, która była w Popielowie. Miałam zacząć pracować w bibliotece, ale mój prezes się nie zgodził. Wtedy przyjechał do niego naczelnik Wyskwarski, który znał dobrze prezesa. Jemu udało się mnie puścić, i tak znalazłam się w popielowskiej bibliotece. Pracuję tutaj od 1982 r.
Początki pracy bibliotekarskiej nie należały do tych łatwych. Jak wyglądała sprawa dyrektorstwa?
Kierowniczką biblioteki zostałam od razu. Tę funkcję pełniłam do 2007 r. Od 1 lipca 2007 roku staliśmy się instytucją kultury i wtedy zostałam dyrektorką.
Lubi Pani to, co robi?
Tak, a właściwie lubiłam, bo kończę już swoją pracę na tym stanowisku.
Zmieniłaby Pani coś w swojej długoletniej pracy?
Raczej nie. Było dobrze. Jak się miało świetną kadrę, to praca była owocna. Może zmieniłabym jedno: nie zajmowałabym się tak remontami naszych placówek, ale była wtedy taka potrzeba. Tych remontów było sporo na przestrzeni kilkunastu lat.
Odchodzę zadowolona ze swojej pracy. Współpracowałam ze znakomitymi ludźmi. Byłyśmy świetną i zgraną drużyną. Czytelnicy również dostarczali mi radości i pięknych wspomnień. Wiem, że coś mi się udało zrobić i zostanie to na wiele lat. W ciągu swojej wieloletniej pracy do ksiąg inwentarzowych wpisałam ponad połowę wszystkich woluminów naszej biblioteki.
Jak wyglądały remonty w poszczególnych filiach?
W Karłowicach przez pewien okres biblioteka była w prywatnym mieszkaniu. Na czas remontu naszego budynku musieliśmy się przenieść. Łącznie przeprowadzaliśmy się tam chyba trzykrotnie.
W Starych Siołkowicach początkowo biblioteka była niewielka. Pokój miał 16 m². Wywalczyłyśmy, że możemy iść z książkami dalej. Niestety z czasem musiałyśmy się przenieść na piętro, bo władze mniejszości chciały, aby mniejszość mogła mieć swoją siedzibę na dole. Było to bardzo niefortunne dla biblioteki, bo wylądowałyśmy na brzydkiej górze. Za każdym razem musiałyśmy wszystkie książki przenosić same.
W Popielowie biblioteka była początkowo dwa budynki dalej. Potem dostałyśmy obecne miejsce, choć jeszcze nie w całości. W pokoju, gdzie wydajemy książki, mieszkali jeszcze państwo Moździochowie. Do pomocy przyszła jedna pracownica, która była w ciąży, więc nie mogła nosić tych książek. Obowiązek przenoszenia spadł na mnie. Po wyprowadzce Moździochów nastąpiła kolejna przeprowadzka. Mogłyśmy zaadoptować ich mieszkanie. Ostatni remont w bibliotece był w 2009 roku. Pozyskałam 25 000 zł ze środków Ministerstwa Kultury. Można było za te pieniądze wymienić podłogi. W popielowskim oddziale dla dorosłych wpisanych mamy 30 000 książek, z tego połowa to ubytki, ale są one normalną rzeczą. Na koniec roku 2017 we wszystkich bibliotekach mieliśmy 50 249 książek. To już jest faktyczna liczba posiadanych woluminów. Ich wartość wynosi ponad 408 tys zł.
W Stobrawie podczas powodzi zalało nam budynek, więc musieliśmy się przenieść do szkoły, a ze szkoły do świetlicy wiejskiej. W naszym pierwszym miejscu dzieliliśmy budynek z pijalnią piwa. Biblioteka miała tam 17m². Na szczęście żadne książki nie zamokły, bo tamtejsza bibliotekarka zdążyła wszystkie dać na wyższe półki. Do wyrzucenia były wszystkie regały. Po ustąpieniu wody biblioteka przez pół roku była nieczynna. Po tej przerwie przeniosłyśmy się do szkoły. Tam była biblioteka szkolna i publiczna. Okazało się potem, że szkoła jest likwidowana i musimy znowu szukać innego miejsca. Przeniosłyśmy się do świetlicy wiejskiej. Tam były mały remont. Książki i regały przewożone były traktorami.
Powódź nie przyniosła żadnych strat w książkach?
Nie, nawet wręcz przeciwnie. Po powodzi w Polsce odbywała się akcja zbierania książek dla zalanych miejscowości. Popielów został wylosowany i dostałyśmy setki książek. Wypełniony był nimi cały pokój. Każda z fili wybrała sobie książki, które akurat potrzebowała. Resztę przekazałyśmy bibliotece w Lubszy.
Liczba woluminów robi wrażenie, ale jakich gatunków literatury jest najwięcej?
Dawniej najwięcej było książek popularnonaukowych. Wtedy bardzo, bardzo dużo młodzieży czytało w czytelni. Wyszukiwali potrzebne informacje i na miejscu sporządzało się notatki. Nie zapomnę momentu, gdy młodzi ludzie siedzieli pochyleni nad książkami, a ja z moimi współpracownicami upominaliśmy ich, żeby siedzieli prosto. Teraz niestety książki popularnonaukowe zabija Internet. Tutaj trzeba się głęboko zastanowić, czy jest to dobre. Informacje w Internecie nie są tak pełne jak w książkach.
Teraz dominuje głównie literatura piękna. Przede wszystkim ludzie wypożyczają polskie utwory, ale nie tylko. Jest to po prostu na topie.
Mamy także książki, które dostaliśmy w spadku od Mniejszości Niemieckiej. Jest ich ponad 8000. Są też książki z innych stref językowych, bo są francuskie, rosyjskie, angielskie, hiszpańskie i włoskie. Niestety są mało czytane.
Z jakich grup wiekowych jest najwięcej czytelników? Dzieci?
Nie. Największy odsetek czytających jest w przedziale 40 i wzwyż. Dzieci, owszem, czytają sporo, ale tylko do zakończenia podstawówki. Później następuje już kryzys. Starsi uczniowie wypożyczają tylko lektury. Jest jeszcze trochę czytających studentów.
W bibliotece poza wypożyczaniem książek dzieje się także sporo innych rzeczy. Co odbywało się dotychczas w bibliotece?
W latach 2006–2012 były przeprowadzane konkursy „Ocalić gwarę naszą”. Dzieci pisały wypracowania w gwarze śląskiej. Prace ze szkół spływały do nas, a my czytałyśmy i nagradzałyśmy najlepszych. Trudno było zdecydować, które prace zasługują na nagrody, więc każdy uczestnik otrzymał jakiś podarek. Na podstawie tekstów, które powstały na przestrzeni tych lat powstała książka pod tą samą nazwą, co konkurs.
W 2012 r. zmieniła się formuła konkursu. Zaczęłyśmy przeprowadzać test gwarowy. Jest on dwuetapowy. Pierwsza część odbywa się w szkołach, a druga już u nas, w bibliotece. Uczniowie muszą przetłumaczyć wyrazy ze śląskiego na polski. W tym roku po raz pierwszy w etapie gminnym wzięły udział dwie osoby z Karłowic.
W bieżącym roku już drugi raz odbyła się Noc Bibliotek. W roku 2017 gościem był pan, który opowiadał o wodach oceanów i mórz. Roman Macioszek opisał swoje dalekie podróże. W tym roku podczas tej Nocy był Zygmunt Wojtasek, który zrelacjonował rowerowe wyprawy Wandrusiów.
Przez parę lat dzieci z trzeciej klasy spędzały noc w bibliotece. Najpierw było ognisko lub pizza. Po kolacji przychodzili do biblioteki na czytanie bajek. Wieczorem odbywała się dyskoteka. Na końcu było spanie, albo go nie było. Niekiedy dopiero o trzeciej mogłyśmy zasnąć. Rano szłyśmy po bułki i przygotowywałyśmy śniadanie. Niestety z czasem okazało się, że dzieci zachowują się coraz gorzej. Z ostatnią klasą już naprawdę trudno było wytrzymać i dlatego skończyłyśmy organizować spanie pomiędzy regałami.
Uczestniczymy w Narodowych Czytaniach. Organizujemy spotkania autorskie w bibliotekach i naszych szkołach. W ramach wycieczki odwiedzają nas regularnie przedszkolacy z popielowskiej placówki.
Biblioteka wydała także kilka własnych publikacji. Jak wyglądała praca nad nimi i ile ich powstało?
Wydanie publikacji to jest mrówcza praca. Najpierw trzeba zebrać materiały do utworzenia książki. Trzeba rozpisać projekt, z którego zostaną pokryte koszty wydania. Należy spełnić wszystkie wymogi i dopiero wtedy można mówić o wydaniu książki. Podczas mojego dyrektorowania powstało sześć książek i to tematycznych z naszego regionu: „Kronika Popielowa” Karla Nerlicha, „Szlakiem pięknych górnośląskich wsi” Otto Spisli, „Kapliczki i krzyże przydrożne gminy Popielów”, „Ocalić gwarę naszą”, „Dąb Klara. Opowieści starego dębu” i najnowsza: „Z dziejów Siołkowic i okolicy” Andrzeja Stampki.
Od wielu lata na jednej ze ścian biblioteki w Popielowie pojawiają się tematyczne wystawy. Skąd wziął się na nie pomysł?
Podczas remontu w 2009 roku zamarzyła mi się ściana na wystawy. I tak oto powstała. Wystaw było już kilkadziesiąt. Część z nich zapadła w pamięci. Na ścianie pojawiły się m.in. karykatury Artura Wilperta, zdjęcia naszej gminy z lotu ptaka autorstwa Rafała Kani. Były też wystawy rocznicowe czy okolicznościowe. Sporo odwiedzających było na wystawie zdjęć czteroosobowej grupy, która wróciła z Chin.
Pamiętam, że jedną z ciekawszych wystaw była prezentacja zakładek pozostawionych przez czytelników w książkach. Co znalazły panie w oddawanych książkach?
Jedną z cenniejszych zakładek było 500 zł. Oddaliśmy je wtedy właścicielowi. Bardzo często znajdowałyśmy pieniądze w książkach. Oczywiście za każdym razem dałyśmy znać właścicielowi. Jako zakładki służyły też pamiątki rodzinne, zdjęcia, przepisy kucharskie, walentynki, paragony, akt urodzenia, pocztówki, zgłoszenie o pożyczkę, pamiętniki i nawet ślubne zaproszenia. Prawdziwych zakładek nie było praktycznie wcale. Zawsze było to coś innego i ciekawego.
Przez lata pracy poznała Pani gusta stałych czytelników. Wiedziała Pani, co im polecić?
Tak, to byli ci najlepsi czytelnicy. Oczywiście wiedziałam, co im się spodoba. Byli też tacy, którzy sami szukali. Większość się jednak nauczyła, że coś im polecę. Dopiero po kilku latach i obeznaniu się mogłam poznać predyspozycje czytelnicze.
A jaką książkę Pani ma obecnie na tapecie?
Już koleżanka z pracy powiedziała mi, że wyśle do mnie upomnienie, bo mam już za dużo książek w domu. Jest tego sporo. Na tapecie mam teraz biografię Michaliny Wisłockiej. Obecnie czytam literaturę polską. Bardzo lubię książkę „Romanowie”. Ta tematyka carów i rewolucji najbardziej mi odpowiada.
Można śmiało powiedzieć, że przeczytała Pani już setki, o ile nie tysiące książek. Na pewno są jakieś ulubione pozycje książkowe, ale czy wraca Pani do nich?
Nie. Nie miałam czasu na powroty. Zawsze jest coś nowego. Mam jeszcze mnóstwo książek, które od kilku lat czekają na przeczytanie. Cudowne są książki z cyklu „Zemsta i przebaczenie” Joanny Jax.
W naszym kraju czytelnictwo woła często o pomstę do nieba. Jak sytuacja wygląda u nas?
Na razie nie zanotowaliśmy znaczącego spadku czytelnictwa. Wciąż utrzymuje się ono na stałym poziomie. Podczas półrocznego raportu wyszło, że było sześciu czytelników mniej, ale jest to na całą gminę, więc nie jest źle. Gwałtownie się nic na szczęście nie zmienia. Można powiedzieć, że już parę pokoleń czytelników się wychowało na naszych książkach. Życzenie jednak wciąż jest jedno: oby tylko wciąż czytelników przybywało.
Ludzi zaskoczyła informacja o Pani odejściu. Boją się, że w bibliotece zabraknie już tego uśmiechu i życzliwości, które zawsze tutaj były.
Myślę, że życzliwość będzie dalej. Jeśli czytelnicy są w porządku, to i biblioteka taka będzie. Cieszy mnie to, że ludzie tak ochoczo przychodzili wypożyczać książki. Sama nie wiem, jak to się działo, że panowała tutaj taka życzliwość.
Przechodzi Pani na emeryturę. Jakie ma Pani plany na ten nadchodzący czas?
Przede wszystkim będę czytać. Może uda mi się nadrobić wszystkie zaległości. Znajdę jeszcze czas na prace w ogrodzie i przejażdżki rowerowe. Bardzo to lubię. Na obecnym liczniku rowerowym mam już 26 tys. km.
Oddaje Pani ster nowej dyrektorce, Magdalenie Lubdzie. Czego Pani życzy jej i czytelnikom?
Czytelnikom interesujących i coraz to nowszych książek. Takich, które będą chcieli. Zaś nowej dyrektorce życzę wytrwałości, bo nie jest to tylko praca. Biblioteka to także powołanie i oddanie siebie oraz swojego życia. Tego na co dzień nie widać, ale taka jest prawda.
Życzymy Pani spokojniej emerytury i ciekawych książkowych doznań!
Fot. Marcin Luszczyk