Kurierzy społeczni będą docierać do potrzebujących tylko do końca czerwca. Ich podopieczni się martwią, bo kurierzy nieśli im nie tylko pomoc, ale jeszcze bardziej potrzebny samotnym kontakt z drugim człowiekiem.

Na Opolszczyźnie kurierzy społeczni pojawili się u osób niesamodzielnych i starszych na początku kwietnia, czyli w chwilach najtrudniejszych, kiedy nikt nie wiedział, czy epidemia będzie zarazą z morowym powietrzem, podobną do tych sprzed stu lat.

– W tym czasie osoby niesamodzielne zostały odcięte w swoich mieszkaniach od świata – opowiada Beata Czapka z Prudnika, kurierka, która codziennie rozwozi 60 obiadów nie tylko w samym mieście, ale i dziesięciu okolicznych wsiach. – Były tym wszystkim przerażone. Wiele z nich to osoby samotne, albo takie, które bliskich mają w odległych miejscowościach.

Od kwietnia 90 kurierów społecznych w 49 opolskich gminach pomaga około 1900 osobom. To chorzy, niepełnosprawni i seniorzy. Kurierzy robią im zakupy, chodzą po recepty i je realizują, załatwiają także szereg innych życiowych spraw na prośbę swoich podopiecznych. Ponadto w ramach projektu Regionalnego Ośrodka Pomocy Społecznej w Opolu, kurierzy społeczni dodatkowo przywozili osobom niesamodzielnym obiady. A co najważniejsze, byli dla swoich podopiecznych dostępni także w weekend i popołudniami. Dlatego są postrzegani przez nich inaczej, tak nieformalnie, jako pomoc pozainstytucjonalna.

W czerwcu projekt „kurier społeczny” dobiega końca, a szkoda, bo byli doskonałym uzupełnieniem systemu pomocy społecznej, o czym głośno mówi się w gminach.

– Kurier został pomyślany na najtrudniejsze miesiące – wyjaśnia Agnieszka Gabruk, wicedyrektor Regionalnego Ośrodka Polityki Społecznej w Opolu i pomysłodawczyni tego projektu. – Odbieramy sygnały z terenu, że kurier jest potrzebny i sami to widzimy, że taka jest potrzeba, szczególnie na wsiach.

Jednak wszystko rozbija się o pieniądze, koszt trzech miesięcy działalności kurierów wyniósł 1 mln złotych. Z wstępnych wyliczeń wynika, że wersja oszczędnego kuriera społecznego mogłaby być tańsza.

Czy jesienią i zimą, jeśli fala zakażeń nie spadnie, jest możliwość powrotu kurierów?

– Jeśli tylko będą pieniądze, to zrobimy powtórkę – mówi Agnieszka Gabruk. – I może tak być, że nastąpi powrót do obostrzeń, jeśli nastąpi druga fala epidemii koronawirusa.

Póki co, kurierzy są i nadal działają.

– W Prudniku wśród kurierów społecznych są dwaj panowie „złote rączki”, którzy potrafią naprawić balkonik, wnieść i rozłożyć łóżko ortopedyczne – mówi Agnieszka Gabruk. – Widać też, że każda gmina nieco inaczej do tego projektu podeszła, a my się z tym zgodziliśmy. Umowy bezpośrednio z kurierami społecznymi zawiera ROPS, a Ośrodki Pomocy Społecznej przygotowały listy osób, którym kurierzy mają pomagać.

Dodatkowym założeniem tego projektu była pomoc dla osób pozostających bez pracy.

– Bo ci, którzy byli na umowach śmieciowych, po wybuchu epidemii często stracili pracę – tłumaczy wiceszefowa ROPS. – No i udało się połączyć aspekt społeczny z ekonomicznym – pomogliśmy też firmom gastronomicznym. Tych, które biorą udział w naszym projekcie, jest 50, w tym prowadzone przez organizacje pozarządowe i spółdzielnie socjalne. Mamy wśród nich spółdzielnię z Kędzierzyna Koźla, mamy ze Strzelec Opolskich, Stowarzyszenie Delta z Ozimka…

Jak podkreśla Agnieszka Gabruk, kurierzy społeczni to osoby zaufania społecznego. Nierzadko miejscowi społecznicy, osoby znane w swoich środowiskach. Tak, jak Kamil Mendel z Lewina Brzeskiego, który wcześniej pracował m.in. w domowym hospicjum, czy Damian Fojcik z Białej, strażak OSP.

– Obiady i to wszystko jest ważne, ale nie mniej ważna jak posiłek jest rozmowa z osobami samotnymi – podkreśla Kamil Mendel. – Bo one całymi dniami nie mają się do kogo odezwać, dlatego starsze osoby już czekają na mnie w oknach. W Lewinie Brzeskim dużo jest takich ludzi…

Kurierzy społeczni mówią, że aż trudno sobie wyobrazić, co by było w pierwszych tygodniach ogłoszonej pandemii, gdyby nie oni, bo tak wiele osób potrzebowało pomocy.

– Nie tylko trzeba im dostarczać posiłki, czasem trzeba dowieźć im różne rzeczy, ostatnio np. zawiozłem butlę gazową – mówi Damian Fojcik. – Przed epidemią te starsze osoby zawsze stały w opłotkach, miały kontakt z sąsiadami, nawet z obcymi mogły sobie uciąć pogawędkę. Od epidemii to się ucięło. Ten brak kontaktów bardzo źle wpływa na ich zdrowie, niech to wszystko jak najszybciej już się skończy…

Jolanta Jasińska-Mrukot

 

 

 

Udostępnij:
Wspieraj wolne media

Skomentuj

O Autorze

Dziennikarstwo, moja miłość, tak było od zawsze. Próbowałam się ze dwa razy rozstać z tym zawodem, ale jakoś bezskutecznie. Przez wiele lat byłam dziennikarzem NTO. Mam na swoim koncie książkę „Historie z palca niewyssane” – zbiór moich reportaży (wydrukowanie ich zaproponował mi właściciel wydawnictwa Scriptorium). Zdobyłam dwie (ważne dla mnie) ogólnopolskie nagrody dziennikarskie – pierwsze miejsce za reportaż o ludziach z ulicy. Druga nagroda to też pierwsze miejsce (na 24 gazety Mediów Regionalnych) – za reportaż i cykl artykułów poświęconych jednemu tematowi. Moje teksty wielokrotnie przedrukowywała Angora, a opublikowałam setki artykułów, w tym wiele reportaży. Właśnie reportaż jest moją największą pasją. Moim mężem jest też dziennikarz (podobno nikt inny nie wytrzymałby z dziennikarką). Nasze dzieci (jak na razie) poszły własną drogą, a jeśli już piszą, to wyłącznie dla zabawy. Napisałam doktorat o ludziach od pokoleń żyjących w skrajnej biedzie, mam nadzieję, że niedługo się obronię.