Po kilkakrotnym przekładaniu premiery z powodu pandemii koronawirusa, „Balladyna” już w najbliższą sobotę zagości na deskach Opolskiego Teatru Lalki i Aktora. Klasyka dramatu zyskała nowoczesną formę, ale wciąż zadaje uniwersalne pytania o źródła zła.
– Ten spektakl jest dla mnie szczególnie istotny – przyznaje Konrad Dworakowski, reżyser „Balladyny”. – Zawsze poszukiwałem w klasyce literatury tematów współczesnych. Klasyka odbija naszą współczesność i pokazuje ją w nowym kontekście.
– Próbowaliśmy w tym spektaklu zastanowić się nad istotą zła – dodaje reżyser. – Nad tym, czym jest zbrodnia i uwikłanie w sytuację, włącznie z zagadnieniem przeznaczenia. Nad tym, na co mamy wpływ, a co dzieje się poza nami, jest okolicznością, w jakiej się znaleźliśmy. Świat stawia pytania o to, na co mamy wpływ, a co dzieje się poza naszą mocą.
Balladyna – zło wcielone?
Jak mówi reżyser, takie myślenie byłoby zbyt proste. – Zło jest niejednoznaczne. To kontekst, okoliczności bardzo często wpływają na to, jak toczą się czyjeś losy i kim się staje. Zarówno dom rodzinny, z którego wynosimy wartości i przekonanie jak wygląda świat, ale też sytuacje, w których jesteśmy stawiani, bardzo kształtują nasze wybory.
W roli Balladyny zobaczymy Karolinę Gorzkowską. – Balladyna na pewno nie jest zła – przekonuje aktorka. – A często tak właśnie jest przedstawiana. Jako zła osoba, która myśli tylko o własnym sukcesie. Wspólnie z reżyserem zdecydowaliśmy, się na to, żeby ona zła nie była. To otoczenie sprawia, że ona taka jest. Morderstwo na Alinie, która doprowadza Balladynę do szału jest trochę przypadkowe, a na pewno w ogromnym natężeniu emocjonalnym. Uważam, że Balladyna miała wybór, ale o tym nie wiedziała.
Balladyna w pewnym momencie staje się ofiarą samej siebie. – Wciąż działa na nią otoczenie. Pod jego wpływem jest wrzucana w takie sytuacje. Kiedy wrzuci się człowieka wbrew jego woli w jakąś sytuację kilka razy, on już nie pamięta, co było wcześniej. Aż następuje ten moment, kiedy ona już nie umie inaczej – dodaje aktorka.
Od dansingu do horroru
Za muzykę odpowiada Piotr Klimek. – W tego typu spektaklach muzyka jest po części przedłużeniem scenografii i wizji reżysera. Stanowi dźwiękowy pejzaż i dopełnienie opowieści. Stąd estetyka, na którą się zdecydowaliśmy. Czyli, na początku nawiązująca do disco polo, z czasem przechodząca w monumentalizm i muzykę odpowiadającą atmosferze horroru, jaki się w „Balladynie” odbywa. To jest świadoma i niełatwa decyzja sprawdzająca się jako komentarz opowieści. Dlatego nie należy za bardzo przejmować się tym, że spektakl zaczyna od się od disco polo. Bo potem prowadzi w zupełnie nowe rejony.
Fot. Grzegorz Gajos