Niedźwiedź, myśliwy, ksiądz, zakonnica, diabeł, policjant, strażak, pielęgniarka i cyganka to przebierańcy, którzy odwiedzali domy podczas berów w Brynicy. Sobotniemu (18 lutego) wodzeniu niedźwiedzia ulicami tej wsi przygrywało dwóch akordeonistów.
Niegdyś podczas jednej edycji berów niedźwiedź odwiedzał każdy brynicki dom. Miejscowość jest jednak dosyć rozległa, dlatego parę lat temu podzielono ją na dwa obszary, które goszczą niedźwiedziowy orszak naprzemiennie.
Tym razem niedźwiedzia ekipa rozpoczęła od ul. Powstańców Śląskich, skąd przeszła do tzw. Dwora. Później natomiast odwiedziła ulice: Krzywą, Młyńską, Stawową, Prostą, 1 Maja, Leśną i Klasztorną. W ten sposób mieszkańcy wsi kontynuowali wieloletnią tradycję.
– Miejscowe bery odbywały się już za poprzednich sołtysów, a odkąd ja sprawuję tę funkcję, to zabrakło ich tylko w trakcie pandemii. Planujemy też kolejną edycję – podkreślał sołtys Marek Ciernia. – Takie chodzenie po domach to mozolne zajęcie na cały dzień, ale robimy to z przyjemnością i dobrze się przy tym bawimy. Choć pogoda dziś nie sprzyja, dopisują nam humory.
Uczestnicy berów bawili się z odwiedzanymi domownikami, śpiewali z nimi, tańczyli i jedli. Wodzenie niedźwiedzia w Brynicy miało natomiast zakończyć ognisko obok wiaty znajdującej się przy boisku miejscowego klubu piłkarskiego. Z powodu pogody zrezygnowano z niego, a biesiadowanie przeniesiono do Brynickiej Snaps Areny.
Bery, lub inaczej wodzenie niedźwiedzia, to typowa dla naszego regionu karnawałowa tradycja. Warto przy tym wspomnieć, że w 2019 roku została ona wpisana na krajową listę niematerialnego dziedzictwa kulturowego prowadzoną przez Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego. Zwyczaj pochodzi z przełomu XVIII i XIX wieku, a sposób obchodzenia berów różni się w zależności od miejscowości.