Piętnaścioro Afgańczyków, którym Uniwersytet Opolski uratował życie, pomagając w ucieczce z Kabulu, przyjechało do Opola.
Po przylocie do Polski, 23 sierpnia, trafili na kwarantannę – cztery osoby do ośrodka białostockiego dla uchodźców, pozostali do ośrodka pod Warszawą.
– Od środy są bezpieczni w Opolu – mówi Opowiecie.info Halina Palmer-Piestrak, szefowa biura międzynarodowego UO, inicjatorka pomocy dla Afgańczyków związanych z uniwersytetem. – Dzieci są roześmiane, dostały maskotki i wszystko było dobrze, do chwili, kiedy przyjechaliśmy wieczorem z nimi do Opola. Dzieci zobaczyły samochody policyjne na sygnale i przerażone pomyślały, że to Talibowie. Jedno z nich powiedziało: „Mamo, zasłoń chustką głowę, bo talibowie cię zabiją”.
Dzieciom w wieku od 1,5 roku do 11 lat tłumaczono, że jadą tutaj do swojego wujka i będą w Opolu bezpieczne. W głowach maluchach wciąż jeszcze tkwią wspomnienia przerażających scen pod lotniskiem w Kabulu.
– Wujka, czyli naszego afgańskiego pracownika – tłumaczy Halina Palmer-Piestrak. – W tej chwili mieszkają już na kampusie uniwersyteckim. Teraz składamy dokumenty o ochronę międzynarodową, więc proceduralnie całą sprawę monitorujemy.
W 15-osobowej grupie Afgańczyków są zarówno byli studenci UO, jak i rodzina afgańskiego pracownika opolskiej uczelni. Fizycznie czują się dobrze, ale potrzebna jest im pomoc psychologiczna.
Obecnie władze UO prowadzą rozmowy z Urzędem Marszałkowskim i Urzędem Miasta Opola na temat długofalowej pomocy dla Afgańczyków. Tym bardziej, iż deklarują oni, że chcą tutaj pozostać. Chodzi o pomoc w znalezieniu im mieszkań i pracy oraz kurs języka polskiego.
Uchodźcy mają w Opolu spokój, cała rodzina jest już razem. Zadbano też o to, żeby ich nie rozdzielono.
– Mogli być przetransportowani do innych ośrodków, ale studenci się ucieszyli, że trafią do Opola, bo kiedy byli tutaj przez pół roku na wymianie, to czuli się jak u siebie w domu – dodaje Halina Palmer-Piestrak.