Marzenia się spełniają. Frazes? Nieprawda! Dowodem na to jest historia Małgorzaty i Pawła Świerców z Luboszyc. Ich marzeniem, a szczególnie marzeniem pana Pawła, było zwiedzić Stany Zjednoczone Ameryki Północnej. Zostało ono spełnione przez dzieci państwa Świerców, którzy zorganizowali wycieczkę po zachodniej Ameryce dla rodziców z okazji 35. rocznicy ślubu.
Po przygodę ruszać czas!
– Wylecieliśmy z Niemiec do San Francisco. Lot trwał 11,5 godziny, ale w samolocie było bardzo elegancko – opowiada pani Małgorzata. – Niestety dziewięciogodzinna różnica czasu źle wpłynęła na nasz organizm, ale przyzwyczailiśmy się – dodaje.
Pierwszy przystanek to San Francisco. Po wylądowaniu trzeba było wypożyczyć samochód.
– A wybór był duży – informuje pani Małgosia. – Było nas sześcioro i potrzebowaliśmy dużego samochodu.
San Francisco okazało się być pięknym i górzystym miastem. Niestety, gdy państwo Świercowie następnego dnia wybrali się z dziećmi na punkt widokowy, ktoś ukradł ich paszporty. Wszyscy, poza panią Gosią i partnerką jej syna, mieli niemieckie dowody osobiste. Trzeba było więc wyrobić nowe dokumenty. Szczęściem w nieszczęściu było to, że w San Francisco jest niemiecki konsulat. Choć nasi turyści stracili dwa dni, to sprawy urzędowe zostały szybko załatwione i przykra historia zakończyła się szczęśliwie.
– W Ameryce kultura jazdy jest bardzo wysoka. Nie ma tam jednak znaków pierwszeństwa przejazdu. Z początku nie wiedzieliśmy, jak się poruszać, ale przeczytaliśmy w Internecie, że na skrzyżowaniu pierwszy rusza ten, który pierwszy na nie przyjechał – tłumaczy pan Paweł.
San Francisco opuścili o godzinie 14:00. Dotarli do Yosemite, gdzie spędzili trzy dni. Następnie pokonali 450 kilometrów przez Dolinę Śmierci.
– Było 44 stopnie Celsjusza, wokół pustynia i żadnej wody. To było nieplanowane, ale było warto. Wszystko się świeciło od soli z wyschniętego jeziora.
Kasynowe szaleństwo
Następnie dotarli do Las Vegas. Mieszkali w motelu w samym centrum. Gdy wyszli zabawić się w kasynach, wrócili o 3:00 nad ranem.
– Chciałem rozbić bank, ale się nie udało – śmieje się pan Paweł.
Wszyscy byli zachwyceni tym miastem. Było tam bardzo czysto, przechodziło się z kasyna do kasyna. Państwo Świercowie byli pod wrażeniem fontann, które świeciły się, a woda poruszała się w rytm muzyki.
– Zauważyliśmy, że mamy takie małe aparaciki, a inni turyści ogromne aparaty – śmiali się państwo Małgosia i Paweł.
W Las Vegas wszystko było świetne, poza śniadaniami. Codziennie był chleb z marmoladą, więc wycieczkowicze kupili sobie parówki.
– Tego chleba z marmoladą nigdy nie zapomnę – śmieje się pan Paweł.
Arizona − kraina Indian
Z kasynowych zabaw udali się do Zatoki Hoovera − zapory wodnej znajdującej się na granicy Arizony i Nevady.
– Zatoka Hoovera to największa na świecie konstrukcja tego typu. Została wybudowana w latach 30. XX wieku. Tego nie da się opisać. To trzeba widzieć.
Kolejny przystanek to Yellowstone.
– Jechaliśmy 1000 kilometrów bez noclegu w hotelu. Chcieliśmy zdążyć na wschód słońca, aby zobaczyć czerwone skały w tym słońcu – mówi pan Paweł. – Zostały one wyrzeźbione przez wiatr i wodę – dodaje.
W Yellowstone był wiatr, śnieg, -1/-2 stopnie Celsjusza, a w niektórych gejzerach woda osiągała temperaturę 80 stopni. Tam też byli na ranczo. Wszystko wyglądało jak z westernów, jakby przez 100 lat nic się nie zmieniło. Państwo Małgosia i Paweł spali w hotelu słynnego kowboja Johna Wayne'a.
– Mam selfie z bizonem – włączył się do rozmowy Dawid, syn pani Małgosi i pana Pawła.
– Wszędzie była kawa i to za darmo – wtrąca się pani Małgosia.
Kolejnym punktem podróży był rezerwat Indian Nawaho. Po drodze widzieli dzikie mustangi i ani jednego drzewa. Na terenie samego rezerwatu zwiedzili Kanion Antylopy, gdzie wszystko zostało wyrzeźbione przez wodę.
– To niemożliwe, jakie cuda potrafi stworzyć natura.
W stanie Arizona rodzina Świerców widziała także tak zwaną podkowę Kolorado, czyli miejsce, w którym rzeka Kolorado zakręca o 360 stopni. Nie ominęli Wielkiego Kanionu, który znajduje się na terenie Parku Narodowego Wielkiego Kanionu.
– Jest to widok budzący podziw. Wielki Kanion jest naprawdę wielki, ale, powiedzmy sobie szczerze, to dziura i nic więcej – śmieje się pan Paweł.
W Arizonie państwo Świercowie przejeżdżali przez Sedonę − górzyste miasto, w którym znajduje się kościół wbudowany w skałę.
Z Arizony rodzina Świerców udała się do San Diego przez Phoenix.
– Po drodze mijaliśmy ogromne, kilkumetrowe kaktusy. Córka, która prowadziła samochód, nagle zahamowała. Ja prawie dostałam zawału, a ona chciała mieć zdjęcie na tle takiego kaktusa – śmieje się pana Małgosia, trzymając się za serce.
– San Diego to "małe" miasto, liczy ponad milion mieszkańców – puszcza oko pan Paweł.
Podczas pobytu w tym miejscu panie wybrały się na "shopping", a panowie zwiedzili lotniskowiec Midway.
Pod koniec podróży wycieczkowicze udali się do Los Angeles, aby zobaczyć słynny znak Hollywood i Aleję Gwiazd. Z pobytu w tym mieście jednak Świercowie nie byli zadowoleni.
– To jest bardzo brudne miasto. Jest tam mnóstwo turystów z całego świata i to oni brudzą. Ludzie nie mają kultury. Tam zjedliśmy najdroższy obiad podczas całej wycieczki. To była polska restauracja, w której za sześć pierogów zapłaciliśmy 16$ – opowiada Dawid.
Z LA udali się do Santa Monica, gdzie miał być okres plażowania, ale rodzina Świerców trafiła na złą pogodę.
7,5 tysiąca kilometrów w 18 dni
Zbliżał się koniec podróży. Do San Francisco rodzina Świerców jechała wybrzeżem. Widzieli wygrzewające się na słońcu lwy morskie oraz ogromne klify. Przed wylotem podziwiali jeszcze słynny most w San Francisco.
– Pierwotnie dzieci planowały trasę z San Francisco do Miami, ale jednak podjęli inną decyzję. Nie zmienia to faktu, że było to jedno z najcudowniejszych doświadczeń całego mojego życia. Zrobiliśmy około 7,5 tysiąca kilometrów w niecałe trzy tygodnie – opowiada pan Paweł.
– Jesteśmy bardzo zadowoleni z takiego prezentu. Nie mogłam już patrzę na Coca colę, ale to było niesamowite uczucie, móc być tak daleko i widzieć takie cudowne widoki – dopowiada pani Małgosia.
Dzieciom państwa Świerców gratulujemy pomysłu na prezent. To cudowne spełnić czyjeś marzenie. Oby i nasze się spełniły.