Unikatowego odkrycia dokonano na terenie Nadleśnictwa Kędzierzyn. Łukasz Wawrzyńczyk, leśniczy, pasjonat historii, współpracując ze stowarzyszeniem Eksploracyjno-Historycznym „Relikt” znalazł przedmiot, którego pochodzenie szacowane jest na 3000 lat.
– To siekierka typu czeskiego, wykonana z brązu – mówi Łukasz Wawrzyńczyk. – Zaraz następnego dnia trafiła do konserwatora zabytków w Opolu.
Siekierka typu czeskiego z początków kultury łużyckiej zalegała na głębokości 14 cm w ziemi. Czyli, wydawałoby się, że niezbyt głęboko.
Najprawdopodobniej cenny wówczas przedmiot został zgubiony przez jego właściciela, bo na nic więcej nie natrafiono w tym miejscu, np. na fragmenty ceramiki.
– Te siekierki są dość charakterystyczne – mówi leśniczy. W chwili, kiedy natknęli się na unikatowy przedmiot, pan Łukasz i jego koledzy zakończyli poszukiwania, żeby zabezpieczyć teren do dalszych prac archeologicznych.
– Zrobiliśmy bardzo dużo zdjęć, żeby pokazać przedmiot zalegający w ziemi – dodaje.
Znaleziska czasem są opatrywane danymi osób, które dokonują tych odkryć. Znalazca cennego artefaktu kultury łużyckiej jest niezwykle skromną osobą i wcale mu nie zależy na popularności.
– Najważniejsze, żeby to znalezisko mogli oglądać inni – podkreśla pan Łukasz. – Coś takiego po raz pierwszy w życiu znalazłem. Każdemu znalezionemu przedmiotowi towarzyszą ogromne emocje, zwłaszcza, jeśli to rzecz osobista. Człowiek się zastanawia, jaka była historia jej właściciela.
Jak trafił na ten unikatowy zabytek, najstarszy znaleziony na tym terenie?
– Detektor metali zapiszczał bardzo wysokim dźwiękiem, który wskazywałby na stop metali kolorowych – opowiada. – W pierwszej chwili pomyślałem, że mam do czynienia z łuską, żołnierskim nieśmiertelnikiem, albo odznaczeniem. Te z okresu drugiej wojny światowej zalegają najczęściej tuż pod ściółką.
Pan Łukasz tak sądził, prowadząc razem z kolegami poszukiwania na terenie, gdzie podczas II wojny światowej znajdowały się obóz jeniecki oraz obóz pracy. W tej okolicy doszło też w 1945 roku do potyczki oddziałów niemieckich i Armii Czerwonej.
Kiedy zobaczył znaleziony przedmiot, zorientował się, że tym razem znaleźli coś dużo, dużo starszego.
– Jestem detektorystą, chodzę z wykrywaczem metali i poszukuję zazwyczaj świeższych śladów pozostawionych w ziemi, tych z drugiej wojny światowej – opowiada pan Łukasz.
Jest też legalistą, bo jak mówi, żeby prowadzić eksplorację w Polsce, trzeba mieć zgodę właściciela lub zarządcy terenu, gdzie prowadzi się poszukiwania. A druga zgoda, to od konserwatora zabytków.
– Tam, gdzie w czasie ostatniej wojny były obozy pracy i jenieckie, znajduję rzeczy osobiste jeńców i przymusowych pracowników – mówi Łukasz Wawrzyńczyk. – To są drobne monety pochodzące z różnych krajów, guziki z mundurów i nieśmiertelniki żołnierskie, niemieckie.
To nie było tak zawsze, że nieśmiertelnik leżał przy ciele, a w obozach jenieckich, najprawdopodobniej podczas wyzwalania, większość żołnierzy chciała się tego pozbyć, porzucając je.
Mało kto wie, że od kilkunastu lat jest w Polsce możliwość założenia swojego muzeum. – Założyłem takie muzeum – mówi pan Łukasz. – Jest w trakcie organizacji, więc na razie można te eksponaty zobaczyć w internecie, a część eksponatów przy nadleśnictwie. Ważne jest, żeby wszystko robiono legalnie, a znaleziska trafiały tam, gdzie powinny trafić. Bo to dobro społeczne.