©Tomasz Chabior
Swornica Czarnowąsy szybko pozbierała się po sobotniej porażce w Głuszynie i pokonała u siebie Małąpanew Ozimek 3:1. Mecz rozegrano w ramach 3. kolejki IV ligi we wtorek, 15 sierpnia.
– Jesteśmy bardzo zadowoleni z dzisiejszego zwycięstwa. Wyciągnęliśmy wnioski po porażce przeciwko Agroplonowi, wiedzieliśmy, gdzie jest siła Małejpanwi i staraliśmy się zneutralizować to, czym mogła nam zagrozić. Udało nam się zagrać konsekwentnie taktycznie. Byliśmy też skuteczni w tworzeniu sytuacji bramkowych i ich wykorzystywaniu – mówi Wojciech Ścisło, grający trener Swornicy.
Czarnowąsy objęły prowadzenie w 38. min. Michał Czabanowski zagrał za plecy obrońców do wychodzącego „sam na sam” Mateusza Fiksa. Zawodnik uprzedził wybiegającego do piłki bramkarza i go przelobował.
Swornica do szatni mogła jednak zejść prowadząc 2:0, lecz minimalnie obok słupka głową strzelił Igor Babanskyh, któremu z boku dogrywał Mateusz Ptak.
W pierwszej połowie groźną sytuację stworzyła również Małapanew. Jeden z zawodników dwukrotnie uderzał na bramkę Swornicy – najpierw został zablokowany przez obrońcę, a drugi raz dobrze zachował się bramkarz Igor Khodanowych.
Po przerwie gospodarze mieli więcej sytuacji. Najpierw w poprzeczkę z 20 metrów trafił Jakub Maraszek. Kilka razy zza „szesnastki” próbował też Marcin Rogowski. – Mieliśmy sporo sytuacji, ale albo zabrakło ostatniego dokładnego podania, albo źle wykańczaliśmy sytuacje – mówi Ścisło.
Swornica drugą bramkę zdobyła w 55. min. Jej piłkarze na własnej połowie odebrali piłkę rywalom i rozpoczęli dynamiczną akcję. Po chwili przenieśli ciężar gry na drugą stronę boiska, gdzie piłkę dostał Mateusz Ptak, który dograł na 7. metr do Fiksa. Zawodnik kolejny raz się nie pomylił.
Gola na 3:0 drugi raz zapoczątkował przechwyt w środku pola. Gospodarze zagrali kombinacyjną akcję, aż do piłki doszedł Ścisło. Kapitan „Swory” zagrał do Filli. Ten ściągnął na siebie obrońcę i odegrał nadawcy podania, który posłał piłkę do bramki.
Jedyny gol dla Małejpanwi padł w 90. min. Uderzenie napastnika gości Krzysztof Krakowian próbował wybronić nogą, ale zrobił to na tyle nieszczęśliwie, że trafił bramkę samobójczą. Khodanowych rzucił się w jeden róg, a piłka poleciała w drugi.