W ten piątek, tydzień po naprawdę klimatycznym koncercie "Zimowa opowieść", Filharmonia Opolska znów zagrała koncert o zdecydowanie zimowym charakterze: karnawałowy koncert symfoniczny. Tym razem grała u siebie, czyli w budynku Filharmonii.
Muszę przyznać, że raczej unikam klasycznych koncertów symfonicznych (syndrom zbuntowanego dziecka szkoły muzycznej?), na ten zostałam wyciągnięta prawie przemocą – po prostu trzeba było wykorzystać bilety;) Wziąwszy pod uwagę, że w wyniku splotu splotu różnych zimowych wydarzeń humor mi ostatnio zdecydowanie nie dopisuje, nie spodziewałam się niczego ciekawego – aż do pierwszego utworu.
Było to Libertango Astora Piazzoli – czyli po prostu tango! Znane chyba wszystkim, ogniste, frywolne, porywające do tańca – od razu przenieśliśmy się na parkiet gdzieś w sercu Argentyny. I pozostaliśmy tam aż do końca koncertu, no, do końca pierwszej części (drugi utwór Piazzoli, Aconcagua – koncert na akordeon i orkiestrę), a potem przenieśliśmy się do Brazylii: Hector Villa-Lobos, Bachianas Brasileiras nr 4 i Toccata z Bachianas Brasileiras nr 2. Też za sprawą brazylijskiego dyrygenta Jose Maria Florencio, który z pasją i miłością opowiadał o swoim kraju. I oczywiście solisty, młodego akordeonisty Macieja Frąckiewicza, który z wdziękiem i wyczuciem – razem z dyrygentem – prowadził nas w tę podróż, przy nim orkiestra od razu "złapała" właściwe brzmienie i dosłownie popłynęła.
Tak trzymać!!!