W nowej sytuacji znalazło się wielu opolskich przedsiębiorców. Joanna Kastura ze Strzelec Opolskich, gdzie są już cztery potwierdzone przypadki koronawirusa, zamknęła jeden ze swoich punktów gastronomicznych, Bistro w centrum Strzelec Opolskich.
Jej drugi punkt gastronomiczny, Bar Centrum przy ulicy Opolskiej, był do niedawna bardzo popularny, m.in. z racji niedzielnych obiadów. Ale w minioną niedzielę było zupełnie inaczej.
– Stosując się do restrykcji, sprzedawaliśmy gotowe porcje na wynos, zamawiane telefonicznie – mówi Joanna Kastura. – To nawet nie była jedna dziesiąta tego, co sprzedawaliśmy wcześniej. Większość pracowników jest teraz przy dzieciach. Nastroje wśród naszych pracowników są dobre, ale powoli do wszystkich dociera, że za chwilę dużo może się zmienić, bo żyjemy z tego, co sprzedamy.
W małych firmach trudno mówić o rezerwach finansowych, bo wszystko schodzi nam na bieżąco. Nadzieją dla tej strzeleckiej są jeszcze firmy, komunie i inne uroczystości majowo-czerwcowe.
– Jednak trudno przewidywać, co będzie w maju, czy cokolwiek z tego się odbędzie – martwi się mówi pani Joanna. – Strzelce są puste, niewiele osób wychodzi teraz na ulice. Większość usług też nie działa. Dopóki sytuacja zakażeń koronawirusem dotyczyła innych państw, czy nawet innych miast w Polsce, jakoś to do ludzi nie docierało. Teraz wszyscy sobie uświadomiliśmy, że może być niewesoło.
Monika Bębenek, znana opolska florystyka i trendsetterka mówi o podobnej sytuacji w swojej firmie, czyli kwiaciarni i szkole florystycznej.
– W części pracujemy zdalnie – opowiada pani Monika. – Nasza szkoła zawiesiła wszystkie zajęcia, zawiesiliśmy także zawiesiliśmy wszystkie kursy i szkolenia. A ponieważ nie jesteśmy szkołą publiczną, więc nie ma żadnych pieniędzy. Zawieszone zostały wszystkie wyjazdy zagraniczne, a w czerwcu mieli przyjechać do mnie na szkolenie Norwegowie. Ja miałam jechać do Meksyku na warsztaty… Pozostaje nam platforma, wykorzystamy tę formę kształcenia.
W kwiaciarni też bo zamarł ruch.
– Jest taka grupa, która myśli, że zarazi się przez kwiaty, co staram się dementować wszelkimi sposobami – mówi. – Na razie nie zwalniam pracowników. Zawsze było tak, że największy ruch był wiosną, co nam pozwalało przetrwać przez letnie miesiące. Najważniejsze, żeby zapłacić pracownikom, a potem będę myślała o ZUS.
Koronawirus już zmienił nasze życie, a zmieni jeszcze bardziej.
– Moja ulubiona trendsetterka z Danii liczy na zmianę myślenia społecznego, na zmniejszenie konsumpcjonizmu, zwraca uwagę na to, że nie powinniśmy ściągać towarów z końca świata, a zadowolić się tym, co jest wokół nas – tłumaczy Monika Bębenek. – Dla mnie, w kwiaciarni, oznacza to, że po co komu róże czy inne kwiaty ściągane z drugiej strony globu. Dlaczego nie może być kwiatów z naszej strefy klimatycznej? Dlaczego ciągle pokazywać, że możemy coś ściągać z drugiego końca świata, przecież nie jesteśmy szejkami? Bardzo lubię kwiaty, ale nigdy nie rozumiałam, dlaczego trzeba mieć konwalie w grudniu. A za oknem tyle fajnych roślin rośnie, z tego można tyle wyczarować. Można prościej żyć.