Odwołane koncerty i spektakle, festiwale muzyczne, teatralne oraz liczne wydarzenia z pogranicza kultury i sztuki. Ludzie z branży muzyczno-rozrywkowej mówią, jakie skutki powoduje pandemia koronawirusa i dlaczego potrzebne są zmiany, szczególnie w polskim biznesie muzycznym.

O tym, że rynek muzyczny zmienił się przez ostatnie lata znacząco, w tym struktura dochodów jego uczestników, przekonany jest Bartosz Chlebowski, agent, twórca wydarzeń kulturalnych, a także manager tras gwiazd zagranicznych, takich jak m.in. Ray Wilson czy Red Box.

– Odwrotnie niż kiedyś, większość artystów żyje obecnie głównie z „występów na żywo”, a rynek fonograficzny, tylko dzięki digitalizacji jest dalej istotny głównie dla tzw. „super gwiazd” albo popularnych chwilowo niszowych artystów – uważa Bartosz Chlebowski.

Przypomina, że modele biznesowe wielu zespołów i muzyków w Polsce oparte są na bieżącej działalności i finansowane są z aktualnych dochodów, bez wsparcia wytwórni czy innych sponsorów.

– Nie są to więc długofalowe strategie biorące pod uwagę takie nagłe załamania rynku. Dlatego grubo się myli ten kto myśli, że ponieważ siedzimy w domach i nic nie robimy, to artyści łatwo zrekompensują sobie obecne straty finansowe zwiększoną konsumpcją muzyki online, np. po przez portale streamingowe typu Spotify – zaznacza Bartosz Chlebowski.

– Biorąc pod uwagę „sezonowość” ich dochodów, obecna sytuacja kryzysowa uderzy prawdopodobnie w okres, w którym branża koncertowa budzi się do życia, w tym firmowe eventy czy imprezy typu „dni miast” – te od lat są największym żniwem dla większości artystów w Polsce – dodaje.

Chlebowski zwraca również uwagę na fakt, że co prawda organizatorzy koncertów starają się nie odwoływać imprez, ale je przenosić. O tym, czy to się uda zadecyduje wiele czynników, m.in. dostępność miejsca koncertu (ilość przełożonych imprez plus wcześniej zaplanowane), a także to czy ci, którzy bilety kupili będą żądali zwrotu pieniędzy czy lojalnie poczekają na nowy termin.

– Dodatkową trudnością są podobno niektórzy dystrybutorzy biletów, którzy według mojej wiedzy żądają kary umownej za każdy zwrócony bilet od organizatorów koncertów. Zbudowana relacja i więź z fanami pozwoli także na ewentualną monetyzację działań online artystów, w tym działań spontanicznych, koncertów online itd., które wydają się jedynym możliwym źródłem dochodu dla wielu z artystów,  w obecnej sytuacji – prognozuje Bartosz Chlebowski.

O tym, że sytuacja jest beznadziejna dla muzyków mówi również Roman Bereźnicki, wokalista, klawiszowiec i gitarzysta z opolskich zespołów Lecter i Zberny3000 oraz trójmiejskiej formacji Lipali.

– Nie mamy cienia wątpliwości, że wszelkie koncerty musiały zostać odwołane. Z Lipali nie zagraliśmy tylko w ostatni weekend w Warszawie, Wrocławiu. Odpada nam koncert w Szczecinie i prawdopodobnie w Poznaniu. Nie zagram też z w marcu i kwietniu z Lecterem na trzech planowanych eventach. To oznacza, że ci którzy nie mają innych źródeł dochodu, są bez środków do życia – stwierdza Roman Bereźnicki.

Muzyk: Potrzebna jest reakcja

Opolanin podkreśla, że sytuacja w jakiej znaleźli się muzycy i inni artyści nie jest od nich niezależna.

– Na pandemię przecież nie mamy wpływu. Przez nią problem mają nie tylko muzycy, ale wszyscy, którzy pracują w branży. Wypłat teraz nie mają managerowie, dźwiękowcy, oświetleniowcy, technicy… Uważam, że w tej sytuacji organizacje zajmujące się interesami muzyków powinny choćby minimalnie zareagować.  Oczekiwałabym jakiegokolwiek zainteresowania nami ze strony tego typu organizacji – wskazuje Roman Bereźnicki.

Manager: Artysta, czyli kto? W Polsce nie wiadomo

Karol Szabucki, manager Lipali, przyznaje, że obecnie sytuacja nie napawa optymizmem.

– Konieczna jest dyskusja w Ministerstwie Kultury na temat nieuregulowania prawnego sytuacji artysty w Polsce – twierdzi manager Karol Szabucki z Gdańska.

– Jeśli ten zawód byłby rozwiązany systemowo, tzn. artyści byliby traktowani jak ludzie, którzy pracują przy biurku na umowie o pracę, raczej nie byłoby takiego problemu przez sytuację w kraju jak teraz. Artyści wręcz wołają, że nie mają co włożyć do garnka. Nie oszukujmy się, bo takie głosy już są.

Manager mówi, że sprawa jest patowa i że to najwyższa pora by usiąść do szerokiego dialogu.

– Nikt z rządu nie jest w stanie podać ręki artyście, ponieważ jemu prawnie nic nie przysługuje. Obserwując kanały informacyjne, ciężko mieć nawet na to nadzieję. Do dziś nie ma żadnego apelu, propozycji do rozmów, słowa od Ministerstwa Kultury. Ludzie stworzyli jedynie petycję do ministerstwa, która krąży w sieci, ale nie ma na nią żadnego odzewu. Z kolei odpowiedź dla branży turystycznej, przemysłowej jakaś już jest. Chciałbym, żeby rząd i minister zwrócili uwagę też na branżę koncertową, artystyczną i koncertową. Czas by dostrzegł, że nam również należy się pomoc – dodaje.

O tym, że branża muzyczna została rzucona na pastwę losu i nikt jej nie chroni, jest przekonany również redaktor naczelny opiniotwórczego Magazynu Perkusista.

Naczelny „Perkusisty”: Bolesne obnażenie stanu polskiego środowiska muzycznego

– Okoliczności w jakich się znaleźliśmy bardzo boleśnie obnażają stan polskiego środowiska muzycznego, a dokładnie rzecz ujmując pozycję artystów wykonawców, która jest zupełnie inna od tego w jakiej sytuacji znajdują się gwiazdy i tzw. muzyczni celebryci – uważa Maciej Nowak, naczelny Magazynu Perkusista.

– Brak jakiegokolwiek zabezpieczenia, to nie tylko wynik ignorancji w perspektywicznym myśleniu wielu muzyków. To także rezultat braku skutecznej struktury organizacyjnej, która mogłaby zrzeszać takowych artystów i zapewniać odpowiednie wsparcie. Powinna to być organizacja reprezentująca interesy muzyków nie tylko w przypadku takich katastrof zawodowych jaka jest teraz, ale zajmująca się również regularną pomocą prawną, ubezpieczeniami instrumentów czy też emeryturami – podkreśla Maciej Nowak, redaktor naczelny „Perkusisty”.

Dodaje również, że istnienie takiej organizacji nie może być jednak oparte o „znane nazwiska” wspomnianych celebrytów czy też głównych beneficjentów tantiem.

– Taka organizacja musi reprezentować interesy i potrzeby tej konkretnej, kolosalnej grupy artystycznej tworzącej polską kulturę – podkreśla szef „Perkusisty”.

„Grajmy po polsku”. Apel Muzeum Polskiej Piosenki w Opolu

Apel do publicznych i prywatnych nadawców radiowych, telewizyjnych i internetowych działających na terytorium Polski, wystosował w ostatnich dniach dyrektor Muzeum Polskiej Piosenki w Opolu. Ideą zainicjowanej przez muzeum akcji „Grajmy po polsku”, jest zwiększenie tantiem dla polskich twórców, wykonawców i producentów.

– Apelujemy by nadawać polskie utwory, a dzięki temu wspomagać twórców, także tych, niezbyt często obecnych na waszych antenach czy falach – napisał w swoim komunikacie Jarosław Wasik, dyrektor Muzeum Polskiej Piosenki.

Wpis zamieszczony na oficjalnym fanpage’u muzeum związany jest z decyzją rządu, która mówi o zawieszeniu działania wszystkich instytucji kultury w Polsce. W związku z tym nieczynne są teatry, galerie, kina, muzea. Wszystko po to by ograniczyć rozprzestrzenianie się groźnego koronawirusa. Ograniczenia choć oczywiste i konieczne, nie są korzystne dla branży szeroko rozumianej polskiej kultury i rozrywki.

Pokłosiem pandemii koronawirusa są również duże problemy przedstawicieli innych branż kultury. Karolina Gorzkowska, aktorka Opolskiego Teatru Lalki i Aktora przypomina, że trudna sytuacja aktorów teatrów lalek, trwa w zasadzie już drugi rok.

– Zaczęło się od strajku nauczycieli, który całym sercem popieram, jednak jego następstwem było to, że przez blisko dwa miesiące graliśmy bardzo niewiele. Gdy dzieci wróciły do szkoły, zaczęło się nadrabianie materiału, więc na teatr, jako rozrywkę edukacyjną, w sumie nie było czasu – opowiada Karolina Gorzkowska.

Aktorka: Najgorzej mają freelancerzy

Jak tłumaczy, zarobki aktorów kształtują różne czynniki. Część z nich ma etat, jako podstawę, ale każdy zagrany spektakl przekłada się na wynagrodzenie. Niektórzy grają gościnnie w innych teatrach, biorą udział w eventach kulturalnych. Teraz na żadną taką okazję do zarobkowania nie ma najmniejszych szans.

– Teatry są zamknięte, więc wiele osób teraz zostaje z niewysoką podstawą, a niektórzy etatów przecież nie mają wcale, więc zostają z niczym. W najgorszej sytuacji są feelancerzy, którzy wręcz dramatycznie ogłaszają się w sieci szukając pracy. Ludzie kończą szkoły teatralne, jadą do Warszawy, zatrudniają się w knajpie i chodzą na castingi. Całą pensję przeznaczają na mieszkanie i życie. Nagle nie ma pracy w knajpie i nie ma, gdzie grać – mówi Karolina Gorzkowska, która gościnnie występuje w Krakowskim Teatrze Komedia i Teatrze Dormana w Będzinie.

– Sytuacja uderza również w absolwentów, oni mają zablokowane najbliższe miesiące. Podejrzewam, że nie odbędzie się lub mocno przesunie się Festiwal Szkół Teatralnych, czyli właściwie taki najważniejszy festiwal dla studentów ostatniego roku aktorstwa. Szkoły z całej Polski prezentują tam spektakle dyplomowe, przyjeżdżają reżyserzy i dyrektorzy teatrów, można dostać wymarzoną pracę.

Niektórzy aktorzy, by nie wypaść z formy organizują próby online, inni szukając jakiejkolwiek szansy na zdobycie pieniędzy proponują wykłady, lekcje dykcji i kursy aktorskie.

– Utrzymanie się z tego jest jednak mało realne. Można co najwyżej podreperować budżet – zapewnia aktorka.

Kiedy nadejdą lepsze czasy?

– W branży szepcze się, że ruch wróci pod koniec maja – mówi aktorka OTLiA. – Sądzę, jednak, że to może potrwać znacznie dłużej. Nawet jeśli już poradzimy sobie z koronawirusem, ludzie przez kilka miesięcy zwyczajnie będą mieć stracha iść na koncert czy spektakl, na którym bawi się pełna sala potencjalnych nosicieli. Pozostaje nam przeczekać.

Udostępnij:
Wspieraj wolne media

Skomentuj

O Autorze

Dziennikarka, redaktor wydania miesięcznika Opowiecie.info. Wcześniej związana przez 10 lat z Nową Trybuną Opolską w Opolu. Pisze o tym, czym żyje miasto, z naciskiem na kulturę. Fanka artystów i muzyków, brzmień pod każdą postacią oraz twórczych inicjatyw. Lubi dużo rozmawiać. W wolnym czasie jeździ na koncerty i festiwale, czyta książki i ogląda filmy – dość często o mafii.