Rozmowa z Beniaminem Godylą, opolskim przedsiębiorcą i senatorem Koalicji Obywatelskiej o skutkach epidemii koronawirusa dla naszej gospodarki
– Zaledwie od kilku dni mamy restrykcje związane ze stanem zagrożenia epidemicznego, a już widać, jak biznes ogarnął blady strach.
– Jeżeli chodzi o przedsiębiorstwa, to jest zaledwie początek. Gospodarka bardzo ucierpi, wiele firm nie zapłaci ZUS-u. To, co już widać, to bardzo ucierpi branża gastronomiczna, hotelarska, turystyczna, kawiarnie, wszelkie punkty usługowe. Już wiadomo, że będzie problem, żeby zapłacić pracownikom, żeby zapłacić ZUS. Już nie mówię o kosztach innych, bo przecież wiele firm nie odkłada, tylko na bieżąco działa. Wszystkie branże ucierpią, bo teraz w obawie o przyszłość ktoś, kto ma pieniądze, nie będzie ich wydawał, tylko odkładał na gorsze czasy. A ten nagły wykup towarów, który obserwowaliśmy, da taki efekt, że ci, którzy zrobili zapasy, za chwilę nie będą kupować, bo muszą te zapasy najpierw przejeść.
– Powoli podnoszą się nieśmiałe głosy, że specustawa jest pełna dziur i zawiera zbyt wiele dowolności.
– W Senacie pracowaliśmy nad dopracowaniem istotnych kwestii w specustawie, a teraz powinien nad tym szybko pochylić się Sejm. Jeśli on tego nie zaakceptuje, to będzie problem. Chociażby ten przykład, że opiekę nad dzieckiem dostanie mama 8-letniego dziecka, a o rok starsze już ma być bez opieki. Te dziury w specustawie wynikają z pośpiechu, a był czas, żeby ją lepiej przygotować. Mieliśmy 24 lutego posiedzenie Senatu, wtedy nasza senator Beata Małecka-Libera (z Koalicji Obywatelskiej-aut.) złożyła wniosek o poszerzenie obrad o punkt dotyczący informacji o koronawirusie i zagrożeniu dla Polski. Wtedy ze strony PiS-u taki był krzyk, że my sobie wymyślamy, że panikujemy i wprowadzamy psychozę, a sprawa już była rozwojowa, bo wszystko z dnia na dzień się zmieniało, zagrożenie wzrastało lawinowo. PiS był przeciw, żeby minister zdrowia informował o zagrożeniu i stopniu przygotowań do niego.
– Rząd nie widział wtedy tego zagrożenia?
– Rząd to zaniedbał. Tego samego dnia, kiedy było posiedzenie Senatu w sprawie zagrożenia koronawirusem, w Warszawie odbywały się duże targi cukierniczo-lodowe. Uczestniczyły w nich tysiące ludzi, z czego bardzo dużo osób było z Włoch, w tym wielu z Mediolanu, bo tam przemysł produkcji lodów jest popularny i najbardziej rozwinięty. A to już był trudny czas i wyznaczanie czerwonych stref we Włoszech. Pytam, gdzie był wtedy rząd? Nam rząd odpowiadał, że wszystko tam zabezpieczył. Główny Inspektor Sanitarny już 8 stycznia zaczął się interesować problemem, bo widział zagrożenie, ale pod koniec lutego nawet nie było napisanej ustawy. Dopiero teraz jest alarm.
– Teraz trwa dyskusja, kiedy i kto powinien mieć robione testy na koronawirusa.
– Przecież wszyscy lekarze i pielęgniarki powinni mieć robione testy! Dużo nosicieli przechodzi infekcję bezboleśnie, bez wiedzy o zakażeniu, tym samym zarażając innych. Uważam, że każda ekspedientka powinna zostać przebadana. Testów się nie robi, bo po prostu nie ma na nie pieniędzy, ale ta władza się do tego nie przyznaje.
– Niemcy podeszli inaczej do epidemii.
– Niemcy dbając o zdrowie swoich obywateli, nie zaniedbują gospodarki. Nasz rząd na razie zagrożeń dla gospodarki nie dostrzega, nie potrafi myśleć po gospodarsku. Niemcy wpompowali już olbrzymie pieniądze w gospodarkę, przekazali duże pieniądze na testy, więc tam nikt, inaczej niż u nas, zdrowych ludzi nie izoluje, nie zamyka profilaktycznie w kwarantannie. Oni tylko robią testy i jak ktoś zdrowy, to idzie do pracy, albo do szkoły. U nas zatrzymuje się sto osób w kwarantannie wokół jeden chorej, zamiast zrobić im testy. To nielogiczne. Żadna gospodarka by tego nie wytrzymała.
– Co czeka wobec tego naszą gospodarkę?
– Inflacja na pewno. A jeżeli się nie pomoże tym małym firmom, które dają największe wpływy do budżetu, to za chwilę tych firm na rynku może nie być. Bo wiele z nich nawet jak ma jakieś oszczędności, to po wypłatach dla pracowników, opłaceniu ZUS i wszystkich podatków może zostać na zerze. Nawet jeśli pracownika wyślemy na urlop, to musimy mu za ten urlop zapłacić, a jeśli przychodów nie ma, to z czego? Obudzimy się w innym świecie. To jeszcze zależy od tego, ile ta trudna sytuacja będzie trwała. Najgorsze, że jeśli pracownicy nie dostaną wypłat, to nie będą kupować. Wiem, że pracodawcy już przestrzegają pracowników, że mają bardzo ostrożnie wydawać pieniądze. Bo jeśli te firmy będą zawieszone jeszcze przez jakiś czas, to będzie trudno, bo ponownie wejść na rynek już nie będzie takie proste. To jest obieg zamknięty, będą dalsze konsekwencje. Na pewno ludzie będą mniej wydawać, bo niepewność jutra skłania do oszczędzania na „czarną godzinę”, na lekarstwa. To oznacza, że wpływy do budżetu będą zdecydowanie niższe.
Jeden komentarz
Smutna rzeczywistość