Rząd prawie wszystko nakazał pozamykać, jednocześnie stale zapewnia, że sklepy spożywcze będą czynne niezmiennie, więc żywności nikomu nie zabraknie. Pracownicy handlu są więc narażeni nie mniej niż personel służby zdrowia.
– Nasi kierowcy, magazynierzy i, najważniejsi w całym tym logistycznym łańcuchu, sprzedawcy mają poczucie obowiązku – mówi Roman Kozieł, właściciel hurtowni Agra, a także prezes Stowarzyszenia Handlowców Ziemi Opolskiej (SHZO). – Jak widać, scenariusz nam się powtarza, bo mamy doświadczenia chociażby z powodzi, że bez podstawowych artykułów żywnościowych z małego sklepu po sąsiedzku byłoby trudno przeżyć.
Roman Kozieł podkreśla, że kierowcy z ich hurtowni zaopatrującej całe województwo mają poczucie obowiązku.
– Żony, teściowe stale im powtarzają „Po co ty teraz jeździsz narażasz się?”, a oni mają niezwykłe poczucie lojalności wobec kolegów i poczucie tego, że w trudnym okresie są potrzebni – mówi prezes SHZO. – To jest sprawdzian z dojrzałości społecznej, który już obserwowałem podczas powodzi. Apeluję więc i proszę, żeby sanepid pamiętał także o tych osobach, by oni sami nie musieli szukać środków dezynfekujących.
Ale chyba najbardziej narażone są one, kobiety za ladą, które po pracy wracają do domu.
W opolskim sklepie mięsnym przy ul. Omańczyka do środka mogą wejść tylko dwie osoby.
– Tak jest od wtorku, bo wcześniej było pełno ludzi, ścisk i każdy chciał kupić na zapas – opowiada pani Dorota. – Przy całej naszej ulicy wszystkie sklepy pozamykane, nawet cukiernię zamknęli, a my pracujemy. A ludzie teraz tacy nerwowi. Wczoraj dwie babki przy ladzie prawie się pobiły, jedna wyjęła jakiś spray z torebki i zaczęła pryskać drugiej po twarzy. Poszło o to, która pierwsza, a przecież towaru nie brakuje, tylko ludzie niepotrzebnie nerwowi, zamiast się cieszyć, że nie są zakażeni.
W sklepach sieciowych jest inaczej.
– Do innych sklepów mogą wchodzić tylko trzy osoby, a nam regionalny powiedział, że mogą wchodzić bez ograniczeń, tak jak wcześniej – żali się pani Beata, ekspedientka jednego z sieciowych sklepów w Opolu. – W piątek dopiero dali nam rękawiczki, to tyle się postarali. Największy młyn mamy przed zamknięciem, bo wtedy wszyscy po alkohol, piwo i papierosy przychodzą. To szaleństwo zakupowe trwa od kilkunastu dni, już padam ze zmęczenia. A z tym kupowaniem na zapas już trochę się uspokoiło. Kuzynka pracuje w takiej samej sieci, tylko w Niemczech, i mówi, że tam po tym szaleństwie zakupowym na zapas, które nakazał im rząd, teraz przychodzą tylko po jogurt i drożdżówkę.
Roman Kozieł, prezes SHZO podkreśla, że tym osobom należą się specjalne podziękowania. – I wsparcie w dalszej pracy, a raczej w służbie całemu społeczeństwu – dodaje. – Przez lata nie docenialiśmy małych sklepików, a teraz okazuje się, że otwarty sklep w pobliżu może się okazać dobrem luksusowym.
Te małe sklepy znają też swoich klientów i wiedzą, czego i ile potrzebują.
– Dlatego tym, którzy nie wychodzą z domów, przygotowujemy paczki żywnościowe – mówi Roman Kozieł.
Jeden komentarz
Dokładnie tak. Osoby które kontaktują sie ze wszystkimi. Ryzykują najbardziej