W ostatnich latach mnożą się katastroficzne wizje braku żywności i wody, wynikającego z narastającej suszy. Taka wizja zdążyła już nastraszyć wielu ludzi, dlatego Magazyn Opowiecie.info, postanowił sprawdzić, czy Opolanom w najbliższych latach zagraża drastyczne ograniczenie dostaw wody pitnej.
– Opole nie czerpie z wód powierzchniowych, tylko z wód podziemnych – mówi Mateusz Filipowski, wiceprezes spółki Wodociągi i Kanalizacja w Opolu, odpowiedzialnej m.in. za dostawę wody pitnej. – Nam nie zabraknie wody, ale następnym pokoleniom już tak. Wody podziemne są dla nas zabezpieczeniem na następne 60 lat, tak wynika z badań naukowych. Opole pod względem ma luksusową sytuację, bo mamy ten zbiornik wód głębinowych,
Jednak w tych miejscowościach, które czerpią z ujęć powierzchniowych, rzeczywiście może zabraknąć wody w kranach.
– W tych miejscowościach z pewnością będą inwestować w studnie głębinowe – dodaje wiceprezes Filipowski. – Oczywiście, pod warunkiem, że są tam wody podziemne. Jeśli ich nie ma, tam może być problem.
Taki problem mają np. Katowice, gdzie z powodu kopalni węgla woda zniknęła i trzeba ją sprowadzać z daleka rurociągiem tranzytowym.
Na szczęście, wokół Opola wód głębinowych nie brakuje, studnie podziemne maja też m.in. Komprachcice, Prószków i Dobrzeń Wielki. To nie oznacza jednak, że tej wody są nieograniczone ilości. Kilka lat temu, podczas upałów, WiK apelował, żeby powstrzymywać się od podlewania ogródków działkowych wodą z sieci wodociągowej, bo kiedy około 20.00 działkowcy zaczęli spryskiwać swoje grządki, to na jednym z osiedli zaczęło mocno spadać ciśnienie.
WiK nie zabrania podlewać ogródków, sugeruje tylko, żeby nie używać do tego wody z sieci wodociągowej, bo to woda pitna. Lepiej, żeby to była deszczówka gromadzona w beczkach, albo woda np. z rzeki, bo to byłoby magazynowaniem wody.
– Woda płynąc do morza nam ucieka, a podlewając wodą z rzek zostawiamy ją tutaj, żeby tutaj parowała – tłumaczy wiceprezes WiK. – Trzeba stawiać na małą i dużą retencję.
Wody do picia w najbliższych kilkudziesięciu latach nie powinno więc nam zabraknąć, a co z wodą do celów rolniczych, czy z powodu suszy grozi nam ograniczenie produkcji żywności i głód?
– Nie roztaczajmy wizji braku żywności – denerwuje się Marek Froelich, prezes Opolskiej Izby Rolniczej. – Polska produkuje żywność na skalę przemysłową, mamy nadprodukcję, eksportujemy co najmniej połowę produkcji rolnej, a jeśli chodzi o drób, to nawet 80 procent.
Oznacza to, że gdyby nawet z powodu suszy zmniejszyła się znacznie produkcja żywności, to i tak starczy jej dla Polaków. Nie zmienia to faktu, że mamy suszę.
– Bo zmienia się klimat – zaznacza Marek Froelich.
Nie potrafimy też gospodarować tym, co mamy. Polska magazynuje niecałe 6 proc. wody opadowej, rolnictwo powinno korzystać właśnie z tych zasobów. Takie Niemcy np. retencjonują 15 proc. deszczówki i to powinien być dla nas kierunek. Dlatego nasi rolnicy uważają, że państwo powinno szybko i mocno postawić na małą retencję, żeby uporać się ze skutkami zmiany klimatu.
– Niestety, o małych zbiornikach wodnych, oczkach wodnych tylko się mówi, nie idą za tym żadne fundusze – żali się Marek Froelich. – Takie oczka pełnią rolę zbiorników retencyjnych, podnoszą poziom wód gruntowych na danym terenie. Stają się też zbiornikami przeciwpożarowymi i na dodatek tworzą mikroklimat flory i fauny.
Prezes opolskich rolników zauważa, że retencjonowaniem wody zajmowali się jeszcze przed wojną Niemcy. – Te urządzenia po Niemcach na terenie naszego województwa zostały, ale myśmy nie byli w stanie nawet ich konserwować – dodaje. – Gdybyśmy to robili, służyłyby nam do dzisiaj – mówi Froelich.
Na rekonstrukcję i budowę takich urządzeń powinny iść fundusze, niestety dotacje z ARiMR dotyczą tylko dużych zbiorników służących do nawadniania oraz m.in. studni głębinowych.
– To kosztowna sprawa, na którą naprawdę niewielu rolników będzie mogło sobie pozwolić – mówią zgodnie rolnicy, m.in. Piotr Groechel z powiatu opolskiego i Herbert Czaja z powiatu oleskiego (były prezes opolskich rolników).
– Widziałem to u Niemców, pod Hamburgiem, gdzie ziemie słabe, szósta klasa, a każdy rolnik miał studnię głębinową i deszczownię – opowiada Piotr Groechel. – Studnie głębinowe dofinansowuje ARiMR, więc za jakiejś czas trzeba będzie pewnie o tym pomyśleć, bo trzeba się przed suszą zabezpieczyć.
Natomiast Herbert Czaja podkreśla, że mimo wszystko nasi rolnicy ciągle jeszcze są na takie urządzenia za biedni.
– Przy takich deszczowniach plony z hektara rosną – przyznaje Herbert Czaja. – Ale zwiększa się też koszt produkcji, a ten koszt zostanie przerzucony na konsumenta.
Z tego wynika, że śmierć z głodu i pragnienia nas raczej nie czeka, za to za kilka lat tak droga żywność, jakiej dotychczas nie znaliśmy.
Jolanta Jasińska-Mrukot