W kolejnej odsłonie naszego cyklu rozmawiamy z Alfredem Kunce, mieszkańcem Domaradzkiej Kuźni, który od najmłodszych lat związany jest ze strażą pożarną i historię tutejszych OSP zna jak nikt.
Alfred Kunce: Urodziłem się 1 stycznia 1944 roku w Dąbrówce Dolnej, a że kiedyś nie było szpitali, to mama urodziła mnie w domu. Gdy miałem 15 lat wstąpiłem do ochotniczej straży pożarnej, tak mnie to ujęło za młodu, że już na całe życie zostało.
Straż pożarna w Dąbrówce Dolnej istnieje od 1923 roku
Tak, a w roku 1936 roku w Kopalinie był ogromny pożar. Z opowieści słyszałem, że to było podczas dożynek. Strażacy z Dąbrówki Dolnej go gasili i za to dostali motopompę Magiursa, to była pierwsza taka w gminie. Przed wojną nie było ciągników, więc zapinali przyczepkę do wozu i jechali gasić.
Do straży wstąpił Pan jako 15-latek…
Tak, w 1959 roku, byłem młodym chłopakiem. Wtedy tam to nawet nie była remiza tylko garaż. Po ślubie przeprowadziłem się do Domaradzkiej Kuźni, w 1975 roku kupiliśmy tu dom. I też w tym roku zostałem naczelnikiem OSP Domaradzka Kuźnia, którym byłem przez 34 lata. Chcieli żebym został radnym, ale odmówiłem. Straż, praca, dom i jeszcze rada do tego. To by było już za dużo.
Jak Pan wspomina tamte czasy?
Straż tutaj budowaliśmy od podstaw, w czynie społecznym. Jako, że pracowałem w Opolu to ja wszystko załatwiałem w urzędach, mundury czy rzeczy do straży i służbowym samochodem woziłem tutaj do nas.
W Pokoju była betoniarnia, to udało nam się po znajomości załatwić beton, za bardzo małe pieniądze. Po dachówki jeździliśmy aż pod Kluczbork, dwie przyczepy, ciągnik, kilku ludzi i trzeba było jechać. To była ciężka praca, ale człowiek był zawsze zadowolony, że zrobił. Teraz też jak widzę straż, to sobie myślę „Widzisz to są efekty Twojej pracy”. Gdyby żona wiedziała ile ja pieniędzy włożyłem w straż. Często mi mówiła „Idź tam mieszkać na piętrze, bo tylko ta straż i straż”.
Niech Pan opowie o swojej rodzinie
Mam jedną córkę, która mieszka w Niemczech. Mam też dwie wnuczki, młodsza razem z koleżankami z Niemiec spędza wakacje nad morzem. A starsza pod koniec sierpnia wyjeżdża do Ameryki, stwierdziła że musi odpocząć zanim pójdzie na studia i chce wyjechać tam na rok do pracy.
Moja żona niestety już nie żyje. Gdy umiera kochana osoba i człowiek jest sam to jest strasznie ciężkie. Zostaje się z tym wszystkim, a lata już nie te, tu do lekarza trzeba, tu coś załatwić.
Ma Pan jakąś radę dla młodych ludzi?
Słuchajcie zawsze starszych. To co Ci się w życiu przyda to sobie weź, a to co dla Ciebie niedobre odrzuć, ale słuchaj. I pamiętajcie, w życiu można kraść, ale tylko oczami. Nie bierz cudzej własności, bo szybko Cię złapią i stracisz zaufanie ludzi. Ale oczami kradnij, obserwuj, patrz jak ktoś coś robi i ucz się.
Wspomina Pan, że pracował w Opolu…
W 1969 roku zacząłem pracować w Opolu w Odrze 1. Budowaliśmy jazy na Odrze, ale też w Czechosłowacji na Wełtawie i Łabie. Pracowałem w tej firmie 16 lat, byłem brygadzistą. Pracowałem np. z więźniami i to różnie bywało, często nie chciało im się pracować, a ja musiałem od nich wymagać. Za zasługi w pracy dostałem mnóstwo dyplomów i nagród np. wizerunek Ojca Świętego. Później w Fałkowicach powstały kurniki i większość moich kolegów przeniosła się tam. Pamiętam jak Dyrektor mi powiedział „Panie Alfredzie niech Pan zostanie, w nagrodę pojedzie Pan jeszcze raz do Czechosłowacji”. A ja absolutnie nie chciałem, bo myśmy tam wtedy maluchami jeździli, co to była za trasa. Szkoda gadać.
Później ja też przeszedłem do tych kurników, pracowałem tam osiem lat. Pracowałem też w betoniarni tu w okolicy, ale ona przeszła w prywatne ręce i wszystko się posypało. Miałem kolegę, który zaproponował mi wyjazdy do pracy do Niemiec. Tam w Berlinie budowaliśmy Bundestag i Dworzec Główny zresztą z tym kolegą pracowaliśmy w prawie całych Niemczech.
Od 60 roku życia przeszedłem na emeryturę. Sprawdzili wszystko w papierach i okazało się, że mogłem przejść na wcześniejszą.
Całe życie ciężkiej pracy…
Człowiek, który od młodych lat nauczony jest pracy, to już pracuje do końca życia. A jak ktoś nie jest nauczony to nie będzie pracował i niestety są tacy ludzie. Kupiliśmy tu dom był trochę zniszczony, musieliśmy go remontować to też było dużo roboty. Dobrze, że jak wyjdę na ulicę to widzę moją straż. Gdy syrena zawyła to nie raz na rowerze jechałem chociaż im drzwi otworzyć, żeby nie musieli się jeszcze z kluczami bawić tylko się przebierali i jechali.
Czego można Panu życzyć?
Zdrowia, przede wszystkim. W tym roku dostaniemy nowy samochód gaśniczy, chciałbym go zobaczyć i żebym jeszcze przez kilka lat mógł oglądać te moją straż. Chciałbym żeby dalej wszystko się tak rozwijało w naszej gminie. Bo bardzo dużo zmieniło się na lepsze i oby tak dalej.
Dziękuję za rozmowę.
Na zdjęciu strażacy z Dąbrówki Dolnej w roku 1933
Pierwszy rząd od lewej: Viktor Ruszczyk, Wilhelm Lakotta, Johann Sonka, Stanislaus Towara, Vinzent Lakotta, Hans Schwitalla, Peter Bella.
Tylny rząd od lewej: Peter Janke, Bernhard Medelnik, Alfons Scheitza, Georg Jorek, Vinzent Walzok, Franz Holewa, Johann Wellna, Valentin Rossa, Josef Wellna, Johann Towara.
*MATERIAŁ SPONSOROWANY GMINY POKÓJ