Hasła nawiązujące do protestów przeciwko decyzji Trybunału Konstytucyjnego dotyczącej prawa do aborcji pojawiły się również na kościele pw. św. Katarzyny w Dobrzeniu Wielkim.
W środę (28.10) rano na schodach i murach świątyni oraz przykościelnej tablicy ogłoszeniowej odkryto cztery napisy: „Moje prawa są moje”, „Gdzie są moje prawa?”, „Jezus kocha wszystkich, a nie tylko was” i „Całujcie się wszyscy w d***”. Namalowano je zielonym i różowym sprejem, a jedno z haseł prawdopodobnie wydrapano kamieniem.
Proboszcz parafii ks. Jan Polok odmówił komentarza w tej sprawie. Skontaktowaliśmy się jednak z Komisariatem Policji w Dobrzeniu Wielkim. Jak udało nam się ustalić, policja była na miejscu, gdzie wykonywała swoje czynności. Na obecną chwilę proboszcz nie będzie domagał się ścigania sprawcy. Połączyliśmy się także z ks. Joachimem Kobienią, rzecznikiem opolskiej kurii.
– To bardzo przykre, że ludzie, którzy chcą wyrażać swoje opinie, posuwają się do aktów wandalizmu, których nie można w żaden sposób usprawiedliwić. Wolność opinii jest dopuszczalna, ale takie działania to zwykłe barbarzyństwo – podkreślał ks. Kobienia. – To również przejaw tchórzostwa, opinię można wyrażać jawnie, a nie niszcząc po kryjomu kościoły, znieważając obiekty sakralne. Świątynie nie są niczyją prywatną własnością, lecz dobrem wspólnoty parafialnej, a ponadto zabytkami historii minionych wieków. Myślę, że autorzy tych napisów nie chcieliby podobnych na swoich domach.
Nie tylko Dobrzeń Wielki
Dobrzeński kościół nie jest pierwszym, na którym protestujące osoby napisały hasła nawiązujące do odbywających się od kilku dni demonstracji. Niektórzy uważają, że manifestujące kobiety i wspierający je mężczyźni przekraczają w ten sposób granice.
– Można wyrażać swoje opinie i manifestować na ulicy, ale nie wolno niszczyć kościołów. Wyrażamy duże zaniepokojenie takimi działaniami i prosimy o zaprzestanie. Przecież to mija się celem protestujących i obniża szczerość intencji ich manifestacji – mówił ks. Joachim Kobienia.
„Dostają 500+ i im mało?”, „Nawet w Dobrzeniu już wariują” czy „Takie dewastacje to brak szacunku do Boga i Kościoła” to tylko niektóre zdania, które w środowe popołudnie słyszeliśmy z ust wychodzących ze świątyni wiernych. Jednak żaden z nich nie chciał się wypowiedzieć.
O co chodzi obu stronom?
Po czwartkowej decyzji Trybunału Konstytucyjnego aborcja legalna będzie tylko w dwóch przypadkach. Pierwszy to zagrożenie życia lub zdrowia matki, a drugi to ciąża, do której doszło w wyniku gwałtu lub innego zabronionego czynu. Zdelegalizowano zaś zapis mówiący o tym, że ciążę można usunąć wtedy, gdy badania prenatalne wykazują duże prawdopodobieństwo ciężkiego i nieodwracalnego upośledzenia płodu lub nieuleczalnej choroby zagrażającej jego życiu.
W praktyce oznacza to, że kobiety będą musiały urodzić dziecko, które będzie miało niewielkie szanse na przeżycie. O ile duch katolicyzmu aprobuje takie działanie, o tyle kobiety nie zgadzające się z naukami Kościoła chcą, aby nie odbierano im wolnej woli. Kobiety zarzucają więc rządowi i TK, że nowe prawo nie pozwoli im decydować za siebie. Dlatego od prawie tygodnia manifestują na ulicach.
Polki i Polacy mają też żal do władzy, że tak kontrowersyjne decyzje podejmuje w samym środku wymykającej się spod kontroli pandemii. Już teraz można się domyślić, że przez protesty liczba zakażeń gwałtownie wzrośnie. Należy jednak przemyśleć, jak zdenerwowane musi być społeczeństwo, które ryzykuje własnym zdrowiem.
Jednocześnie tych Polaków, którzy dziś stoją po drugiej stronie barykady, bulwersują wulgaryzmy pojawiające się na ustach i transparentach protestujących. Wiele osób oburza również dewastowanie świątyń, co w katolickim kraju nie może nikogo dziwić. Zderzenie tych dwóch światopoglądów sprawia, że w kulminacyjnym punkcie szalejącej pandemii Polacy walczą z Polakami.