Coraz częściej w różnych punktach usługowych, sklepach i kawiarniach od pracujących tam osób słyszymy charakterystyczny wschodni „zaśpiew”. To uchodźcy z Ukrainy, którzy znają język polski, co pozwoliło im szybko podjąć pracę na Opolszczyźnie.

To akurat nie dziwi, bo chociażby z doświadczeń Polaków wynika, iż za granicą najszybciej znajdują pracę ci, którzy znają język danego kraju.

Z danych Wojewódzkiego Urzędu Pracy w Opolu na dzień 2 maja wynika, że pracę podjęło już 3769 uchodźców ukraińskich, którzy po inwazji rosyjskiej znaleźli schronienie w naszym regionie.

– Do 2 maja na Opolszczyźnie numer PESEL otrzymało 24 tysiące uchodźców, z czego połowa to dzieci – mówi Krzysztof Duraj z Obserwatorium Rynku Pracy WUP. – Pozostali to osoby dorosłe, przede wszystkim kobiety.

Wynika z tego, że na Opolszczyźnie pracuje już co trzeci dorosły uchodźca! To doskonały wynik, bo w przeliczeniu na całą populację uchodźców w Polsce zatrudnienie znalazł co czwarty.

W naszym województwie zdecydowana większość tych uchodźców, którzy znaleźli zatrudnienie, pracuje w Opolu i powiecie opolskim, na dalszych miejscach są Krapkowice (136 osób) i Kędzierzyn-Koźle (72 osoby).

– Uchodźcy z Ukrainy to inna grupa, niż ci, którzy pracowali już u nas wcześniej – podkreśla Krzysztof Duraj. – Teraz mamy kobiety opiekujące się dziećmi, reprezentujące wszystkie możliwe zawody.

Dokonując obrazowego porównania, Krzysztof Duraj mówi, że to tak, jakby z jakiegoś ukraińskiego miasta wyjechali wszyscy pracujący – urzędnicy, nauczyciele, fachowcy różnych branż, przedstawiciele branż medycznych oraz zawodów prostych.

Nas cieszyć mogą przedstawiciele branż medycznych, w których występuje deficyt.

– Opolskie szpitale zgłaszały już do powiatowych urzędów pracy zapotrzebowanie – zauważa Krzysztof Duraj. – Jednak te osoby nie pracują od razu jako lekarze, czy pielęgniarki, ale zaczynają od pomocy lekarza.

Natomiast pielęgniarki z Ukrainy pracują jako salowe, ale kiedy potwierdzą kwalifikacje, to będą mogły pracować w swoim zawodzie.

Dla Ukraińców jest także praca w charakterze pomocy nauczyciela, bo do naszych szkół trafiły ukraińskie dzieci, a także w administracji publicznej, tam, gdzie obsługiwani są uchodźcy.

Jakiej pomocy najczęściej potrzebują potencjalni pracownicy z Ukrainy?

– Przede wszystkim wsparcia w postaci kursów językowych, w wielu przypadkach uznawaniu kwalifikacji, jeżeli mieliby pracować w swoim zawodzie – podkreśla Krzysztof Duraj.

Przy Wojewódzkim Urzędzie Pracy działa Centrum Integracji Cudzoziemców, które udziela im wsparcia przy ulicy Damrota w Opolu.

– Punkt uruchomiono na początku roku z myślą o cudzoziemcach spoza Unii Europejskiej, ale wybuchła wojna i największą grupą okazali się obywatele Ukrainy – mówi Krzysztof Duraj. – Tam jest świadczona pomoc głównie związana z rynkiem pracy, ale też w odnajdywaniu się w nowej rzeczywistości, m.in. pomoc w załatwianiu spraw urzędowych. Szczególnie, kiedy nie zna się języka, wiele spraw trudno jest załatwić.

A pracowników o jakich specjalnościach poszukują opolscy pracodawcy? Zgłaszają zapotrzebowanie na specjalistów od finansów, ekonomistów, informatyków, ale najczęściej poszukiwani są pracownicy gastronomii i turystyki oraz, jak zawsze, do prac fizycznych.

Uchodźcy najczęściej znajdują sobie pracę sami, ale też korzystają z powiatowych urzędów pracy. Tam od wybuchu wojny zarejestrowało się 818 osób.

W samym powiecie opolskim pracodawcy złożyli już 3400 powiadomień o podjętej pracy. Firmy szukają poprzez znajomych na otwartym rynku pracy lub korzystają z bazy PUP, niektórzy pracodawcy zainteresowani są wyłącznie zatrudnieniem kobiet z Ukrainy.

Według informacji z opolskiego PUP, kobiety trafiły głównie do gastronomii, ale też pracują jako ekspedientki, monterzy, kierowcy, pracownicy budowlani, przy produkcji lodów oraz wykonują prace porządkowe i roboty fizyczne.

– Podejmują proste prace typu magazynier, pomoc kuchenna, pakowacz, operator maszyny – mówi Opowiecie.info Aleksandra Liśkiewicz z PUP w Opolu.

Nie wybrzydzają, chcą jak najszybciej zarabiać i usamodzielnić się, ale cieszą się, kiedy uda im się znaleźć pracę zgodną z ich kwalifikacjami.

Udostępnij:
Wspieraj wolne media

Skomentuj

O Autorze

Dziennikarstwo, moja miłość, tak było od zawsze. Próbowałam się ze dwa razy rozstać z tym zawodem, ale jakoś bezskutecznie. Przez wiele lat byłam dziennikarzem NTO. Mam na swoim koncie książkę „Historie z palca niewyssane” – zbiór moich reportaży (wydrukowanie ich zaproponował mi właściciel wydawnictwa Scriptorium). Zdobyłam dwie (ważne dla mnie) ogólnopolskie nagrody dziennikarskie – pierwsze miejsce za reportaż o ludziach z ulicy. Druga nagroda to też pierwsze miejsce (na 24 gazety Mediów Regionalnych) – za reportaż i cykl artykułów poświęconych jednemu tematowi. Moje teksty wielokrotnie przedrukowywała Angora, a opublikowałam setki artykułów, w tym wiele reportaży. Właśnie reportaż jest moją największą pasją. Moim mężem jest też dziennikarz (podobno nikt inny nie wytrzymałby z dziennikarką). Nasze dzieci (jak na razie) poszły własną drogą, a jeśli już piszą, to wyłącznie dla zabawy. Napisałam doktorat o ludziach od pokoleń żyjących w skrajnej biedzie, mam nadzieję, że niedługo się obronię.