Film Wojciecha Smarzowskiego „Kler” stał się bez wątpienia największym wydarzeniem filmowym w Polsce tego roku. Tylko u nas garść refleksji po wizycie w kinie i komentarz biskupa Andrzeja Czai.

„Kler” pobił rekord frekwencji. W ciągu pierwszego weekendu obejrzało go 935 357 osób. Widać więc, że kierowane przez niektóre środowiska wezwania do bojkotu okazały się przeciwskuteczne.

Obraz polskiego kleru zarysowany jest w filmie bardzo jednoznacznie: księża nadużywają alkoholu, klną jak szewc, unikają odpowiedzialności za łamanie prawa, pną się po szczeblach kariery poprzez wewnętrzne machlojki, uprawiają seks z kobietami (i zmuszają je do aborcji), mają ciągoty pedofilskie, kochają pieniądze, a lewe interesy z biznesem i politykami są ich codziennością.

Ten wizerunek nie stanowi jednak o sednie filmu, lecz jest jedynie jego punktem wyjścia. Nie da się go zredukować do prostego zlepku obrazów kondycji księży w Polsce. Reżyser stawia w nim pytania o sumienie i prawdopodobieństwo samooczyszczenia. Oglądając „Kler” mamy w głowie pięć warunków dobrej spowiedzi. Stopniowo przechodzimy przez wszystkie z nich: bohaterowie dokonują rachunku sumienia, część z nich żałuje za grzechy i podejmuje mocne postanowienie poprawy. Szczera spowiedź nie dokonuje się w konfesjonale, lecz podczas kazania i na komisariacie. Pytanie o zadośćuczynienie okazuje się decydujące: czy polski Kościół jest zdolny, by go dokonać? Czy jest ono wystarczające? Na te kwestie widz musi sobie odpowiedzieć sam.

Smarzowski przewidział argumenty swoich przeciwników. Pokazując konferencje prasowe z udziałem duchownych wyprzedził przekaz, który pojawił się już po filmie: wie, że „Kościół jest święty, lecz ludzie są grzeszni”, że „dobro Kościoła wymaga…”, a szokująca postawa moralna księży nie jest dla niego wyjątkiem, lecz regułą. Choć widzimy losy przede wszystkim jednej parafii, to sam tytuł pokazuje, co uważa Smarzowski: nie jest to jakiś wyjątkowy „kościół pod wezwaniem X”, lecz „kler” – cała grupa społeczna. To poważne wyzwanie, które przeciwników filmu zostawia w bardzo niewygodnej pozycji.

Siła „Kleru” nie tkwi jednak w tym, czy zgadzamy się z zarysowanym w nim obrazem polskich duchownych. Film trafia w czuły punkt debaty publicznej i prawdopodobnie pozostanie jednym z jej punktów odniesienia na lata. Dlatego jest on tak ważny nie tylko dla ateistów, ale także dla katolików.

Według Biskupa Andrzeja Czai, film zmusza nas do konkretnych postanowień oraz do rachunku sumienia. Jak tłumaczył, w jednej z wypowiedzi, do samego filmu nikogo nie namawia ani nie zniechęca – każdy ma wolny wybór. Film jest mocny i ma wiele do powiedzenia wszystkim wiernym. Biskup przyznaje, że na film poszedł z myślą, że Pan Bóg chce mu coś przekazać. W jego przekonaniu film motywuje go, żeby jeszcze bardziej przyłożyć się do tego, aby do takich rzeczy nie dochodziło, a jeśli już takie sytuacje mają miejsce, to aby nie były zamiatane pod dywan.

Podkreślił również, że Smarzowski nie wypadł z nurtu, ponieważ każdy jego film jest mocny i szokujący. Biskup podkreśla, że sam fakt, że takie rzeczy mają miejsce boli, a scena po scenie ukazuje kolejną patologię.

Udostępnij:
Wspieraj wolne media

Skomentuj

O Autorze

Zawsze Pewnie, Zawsze Konkretnie