Zmarł dziś nad ranem, miał 64 lata. Wilhelm Beker był wyjątkowym i zacnym człowiekiem. To wyjątkowa osobowość i jeden z najbardziej rozpoznawalnych menedżerów w województwie opolskim, choć kierował niewielką spółdzielnią mleczarską. Ludzie, którzy go otaczali, mówią, że odszedł w pełni aktywnego życia, bo w dniu śmierci planował duże spotkanie w mleczarni. Odwołał je ze względu na obostrzenia sanitarne, a dwa wcześniej nagrywał jeszcze spot reklamowy jednego z nowych produktów OSM i nic nie zapowiadało, że za chwilę odejdzie.
Wilhelm Beker był prezesem Oleskiej Spółdzielni Mleczarskiej od 1998 roku. To także przykład unikatowej już kariery, bo pracę w spółdzielni mleczarskiej rozpoczął pod koniec lat 70. jako kierowca. Potem piął się po kolejnych szczeblach kariery – był instruktorem BHP, kierownikiem produkcji i wiceprezesem, a w końcu został prezesem. Od wielu lat zasiadał też w kapitule Opolskiej Izby Gospodarczej.
Ten wyjątkowy menedżer wprowadził na rynek znaną już oleską śmietankówkę (śmietanę z alkoholem), a do tego pomysłu zainspirował go jeden z wyjazdów na Ukrainę. O zgodę na produkcję i sprzedaż długo się dobijał w Ministerstwie Rolnictwa (chodziło o sprawy związane z akcyzą), w końcu sześć lat temu mu się to udało. W ogóle każdy wyjazd zagraniczny potrafił go zainspirować, jak mało kogo.
Wypromował produkty z lokalną marką – masło z Olesna, ser z Olesna, kefir z Olesna. Jako menadżer zdobywał nie tylko rynki krajowe, bo wyroby z tej małej mleczarni z powodzeniem trafiały za granicę.
– O wiele większe mleczarnie padały, nie wytrzymywały konkurencji – mówi Herbert Czaja, były prezes Izby Rolniczej w Opolu, który od wielu lat przyjaźnił się z Wilhelmem Bekerem. – Wili nastawił się na naturalne produkty, taką linię trzymał i tym potrafił wygrywać. Ale to przede wszystkim wspaniały człowiek, o czym mógł się przekonać każdy, kto go tylko poznał.
Miał też dar opowiadania, o czym niejednokrotnie przekonywali się dziennikarze. Wtedy mówił, jak OSM znalazła niszę na rynku spożywczym, czemu sprzyja moda na tradycyjną żywność. Kiedy znał już dziennikarza dłużej, to zdradzał, skąd jego pasja do zdrowej żywności i naturalnych produktów. Pochodził z Ligoty Oleskiej, więc długo mógł rozprawiać o problemach wsi i wozakach konnych, którzy kiedyś dowozili od rolników mleko do mleczarni.
Kiedy Polska weszła do unii, potrafił przekonać rolników, żeby zrobili wszystko, aby polepszyć jakość mleka, bo wtedy dostawało najwyższą cenę. Ale rozumiał też ich oburzenie, kiedy zgodnie z unijnymi przepisami musieli zniszczyć wszystkie gniazda jaskółek w swoich oborach. Wtedy tłumaczył dziennikarzom, skąd ten opór.
– Jaskółka towarzyszyła rolnikowi zawsze, a ja sam pamiętam, że w dzieciństwie się licytowaliśmy u kogo jaskółek więcej – śmiał się wtedy prezes Beker.
Obecnie spółdzielnia ma 110 dostawców mleka plus pół setki pracowników. Prezes Beker porównywał spółdzielnię mleczarską do dobrej grupy producenckiej. Mówił, że każdy spółdzielca ma swój głos niezależnie od tego, czy oddaje w setkach, czy tysiącach litrów mleka miesięcznie. Dzięki prezesowi spółdzielnia ma tzw. fundusz wzajemnej pomocy, a rolnicy mogą wziąć nieoprocentowany kredyt na zakup maszyn rolniczych, powiększenie pogłowia bydła, czy inne inwestycje. A rolnik spłaca go… mlekiem!
– Takiego drugiego prezesa już nie będzie, który tak czuł branżę i chciał rozumieć ludzi – mówi Herbert Czaja. – To był praktyk i teoretyk zarazem, nigdy jako menedżer nie „podchodził” ludzi, nie manipulował w tym nowym rozumieniu, a zwyczajnie z nimi rozmawiał. Tym wygrywał. Za szybko odszedł…