Obywatel Ukrainy z własną firmą budowlaną w Opolu miał nadzieję, że uda mu się zarobić lepiej, zatrudniając na czarno swoich rodaków i obywateli Mołdawii.

– Staramy się przeciwdziałać tego typu praktykom, a w ramach kontroli legalności zatrudnienia to ujawniać – mówi Opowiecie.info chor. szt. Szymon Mościcki Śląskiego Oddziału Straży Granicznej.

Kiedy funkcjonariusze Straży Granicznej podejmują już takie kontrole, rzadko kiedy robią to bez wcześniejszego rozpoznania i tak, że coś nie jest dopięte na „ostatni guzik”.

W miniony poniedziałek funkcjonariusze placówki Straży Granicznej w Opolu przeprowadzali kontrolę związaną z legalnością zatrudnienia w jednej z opolskich firm budowlanych. Okazało się, że jej właściciel, obywatel Ukrainy, zalegalizował działalność gospodarczą w Polsce, ale pracowników zatrudniał nielegalnie. Wykonywanie pracy powierzył czterem Ukraińcom i trzem Mołdawianom, którzy nie mieli na to żadnych zezwoleń.

– Obcokrajowcy wykonywali tę pracę bez odpowiedniego zezwolenia na pracę lub oświadczenia o powierzeniu wykonywania pracy oraz umowy o pracę zawartej w wymaganej formie – tłumaczy chor. szt. Szymon Mościcki. – Nielegalnych pracowników ukarano mandatami, natomiast wobec pracodawcy zostanie skierowany wniosek do sądu.

Przyłapani na praco na czarno Ukraińcy i Mołdawianie łącznie zapłacą 2,5 tys. złotych, na dodatek SG wydała decyzję nakazującą im opuścić teren Polski. Natomiast ich pracodawca musi liczyć się z grzywną nie mniejszą niż 3 tys. złotych.

– Inną sprawą jest kontrola legalności zatrudnienia, inną legalności pobytu – tłumaczy Szymon Mościcki. – Czasem cudzoziemiec legalnie przebywa u nas, ale nie ma prawa do pracy. Natomiast cudzoziemiec, który otrzymał zgodę na zatrudnienie w Polsce, ma dokumentach wskazany podmiot, w którym powinien podjąć pracę.

Bywa i tak, że cudzoziemiec ma dokument o powierzeniu mu pracy, ale nie podejmuje jej we wskazanej firmie, tylko innej, co też jest łamaniem prawa. Jak się okazuje Ukraińcy najczęściej zatrudniani są nielegalnie w budowlance, a przybysze z Dalekiego Wschodu w gastronomii.

Udostępnij:
Wspieraj wolne media

Skomentuj

O Autorze

Dziennikarstwo, moja miłość, tak było od zawsze. Próbowałam się ze dwa razy rozstać z tym zawodem, ale jakoś bezskutecznie. Przez wiele lat byłam dziennikarzem NTO. Mam na swoim koncie książkę „Historie z palca niewyssane” – zbiór moich reportaży (wydrukowanie ich zaproponował mi właściciel wydawnictwa Scriptorium). Zdobyłam dwie (ważne dla mnie) ogólnopolskie nagrody dziennikarskie – pierwsze miejsce za reportaż o ludziach z ulicy. Druga nagroda to też pierwsze miejsce (na 24 gazety Mediów Regionalnych) – za reportaż i cykl artykułów poświęconych jednemu tematowi. Moje teksty wielokrotnie przedrukowywała Angora, a opublikowałam setki artykułów, w tym wiele reportaży. Właśnie reportaż jest moją największą pasją. Moim mężem jest też dziennikarz (podobno nikt inny nie wytrzymałby z dziennikarką). Nasze dzieci (jak na razie) poszły własną drogą, a jeśli już piszą, to wyłącznie dla zabawy. Napisałam doktorat o ludziach od pokoleń żyjących w skrajnej biedzie, mam nadzieję, że niedługo się obronię.