To było najważniejsze święto w PRL. Władza ludowa przygotowywała na ten dzień wiele atrakcji, które w siermiężnej rzeczywistości miały cieszyć ludzi i sprawić, że przez cały rok będą wyczekiwać na 22 lipca.

22 lipca 1944 roku w Chełmie na Lubelszczyźnie prosowiecki, marionetkowy Polski Komitet Wyzwolenia Narodowego ogłosił manifest, często nazywany Manifestem Lipcowym, który zawierał założenia nowego polskiego ładu, czyli Polski Rzeczpospolitej Ludowej. To formalnie, bo w rzeczywistości manifest napisał Stalin, ogłoszono go na antenie Radia Moskwa, a pierwsze egzemplarze manifestu również wydrukowano w ZSRR.

Rocznica. 22 lipca komuniści ogłosili nowy polski ład

fot. Wikipedia

Manifest stwierdzał, że jedynym legalnym źródłem władzy w Polsce jest Krajowa Rada Narodowa, a rząd RP na uchodźstwie określił jako samozwańczy i nielegalny. Zapowiadał m.in. „powrót do Matki – Ojczyzny starego polskiego Pomorza i Śląska Opolskiego”, reformę rolną, państwo socjalne, bezpłatne szkolnictwo oraz powołał Milicję Obywatelską. Manifest obiecywał także powrót wszystkich swobód obywatelskich i wsparcie prywatnej działalności gospodarczej. Jak komuniści traktowali te dwie ostatnie obietnice, wiedzą doskonale ci, co pamiętają Polskę Ludową. Bo zniewolenie, nacjonalizacja przemysłu i reforma rolna nastąpiły niebawem.

Polscy komuniści i Stalin chcieli, żeby Manifest Lipcowy stał mitem założycielskim PRL, dlatego już rok później Krajowa Rada Narodowa dzień 22 lipca ogłosiła Narodowym Świętem Odrodzenia Polski. To był dzień wolny od pracy i hucznie obchodzony, a przez cały rok państwo żyło rytmem 22 lipca.

Na ten dzień przygotowywano oddanie do użytku ważnych inwestycji, tak w skali kraju, jak i lokalnie, oraz ustalano ogłaszanie ważnych wydarzeń. 22 lipca m.in. oddano do użytku Pałac Kultury i Nauki w Warszawie oraz ogłoszono nadanie praw miejskich Jastarni.

Natomiast w miastach i wsiach organizowano zawody sportowe, festyny z darmowymi kiełbaskami i piwem, przyjeżdżały wesołe miasteczka. Na tych festynach można było kupić na straganach towary niedostępne na co dzień w sklepach dla zwykłych ludzi.

– Pamiętam to święto do dzisiaj – śmieje się pani Krystyna, emerytka z Opola. – To był dzień rarytasów. W 1983 kupiłam sardynki w puszce, tę puszkę rozsmarowałam na chleb sobie, mężowi i dwójce dzieci na kolację. Bywały też prawdziwe hity, jak szynka w puszce marki „Krakus”. Można było też kupić wyroby czekoladowe i lepsze ciuchy dla dzieci, mówiliśmy na to „odrzuty z eksportu”.

Pan Stanisław, emerytowany pracownik Azotów z Kędzierzyna-Koźla wspomina, że 22 lipca wręczano pracownikom medale i odznaczenia, a potem prowadzono do suto – jak na tamte czasy – zastawionych stołów.

Władze PRL na wszelkie sposoby starały się wbić Polakom w głowy „22 lipca”. Nie było miasta bez takiej ulicy, taką nazwę nadawano statkom, spółdzielniom i zakładom pracy, m.in. znanemu przed wojną producentowi czekolady, zakładom Wedla. Na rozchwytywanych przez ludzi czekoladach był napis „22 lipca”, ale Polacy bardzo często mówili: „22 lipca, dawniej E. Wedel”.

Święto 22 lipca zniósł w kwietniu 1990 roku sejm kontraktowy, zastępując go – zniesionym przez komunistów – Świętem Niepodległości, obchodzonym 11 listopada.

 

Udostępnij:
Wspieraj wolne media

Skomentuj

O Autorze

Dziennikarstwo, moja miłość, tak było od zawsze. Próbowałam się ze dwa razy rozstać z tym zawodem, ale jakoś bezskutecznie. Przez wiele lat byłam dziennikarzem NTO. Mam na swoim koncie książkę „Historie z palca niewyssane” – zbiór moich reportaży (wydrukowanie ich zaproponował mi właściciel wydawnictwa Scriptorium). Zdobyłam dwie (ważne dla mnie) ogólnopolskie nagrody dziennikarskie – pierwsze miejsce za reportaż o ludziach z ulicy. Druga nagroda to też pierwsze miejsce (na 24 gazety Mediów Regionalnych) – za reportaż i cykl artykułów poświęconych jednemu tematowi. Moje teksty wielokrotnie przedrukowywała Angora, a opublikowałam setki artykułów, w tym wiele reportaży. Właśnie reportaż jest moją największą pasją. Moim mężem jest też dziennikarz (podobno nikt inny nie wytrzymałby z dziennikarką). Nasze dzieci (jak na razie) poszły własną drogą, a jeśli już piszą, to wyłącznie dla zabawy. Napisałam doktorat o ludziach od pokoleń żyjących w skrajnej biedzie, mam nadzieję, że niedługo się obronię.