Koszenie niszczy biologiczną różnorodność. Jest kosztowne, generuje hałas i spaliny. Do tego przyczynia się do podnoszenia temperatury i spadku liczebności owadów zapylających. Stanowi też zagrożenie dla podlotów i małych ssaków. Mimo to, kosiarze wyszli już na trawniki i tną je niemal do gołej ziemi.
– Trawniki w miastach zamieniane są w bezużyteczne klepiska, pustynie bez życia – zauważa ekolog Grzegorz Ostromecki. – A przecież z powodzeniem mogłyby stać się kwitnącymi łąkami, oazą bioróżnorodności i wizytówką miasta. Coś niebywałego dzieje się w polskich miastach, także w Opolu aspirującym do Green City Accord. Władze robią wszystko, żeby zielona propaganda miała się dobrze, zakładając jednocześnie mobilne łąki na betonowych placach, a zupełnie nie dbając o ten potencjał, który już mamy.
Rzadsze koszenie trawników sprzyja pszczołom
Zapylacze masowo wymierają przede wszystkim przez utratę siedlisk i kwiatów, będących ich źródłem pożywienia. A tymczasem bezmyślnie kosimy trawniki w czasie kwitnienia niezwykle cennego dla owadów zapylających mniszka lekarskiego.
– Nie bez kozery mówi się, że kiedy zabraknie pszczół, upadnie nasza cywilizacja – mówi ekolog. – Można to rozszerzyć i powiedzieć, że nasza cywilizacja upadnie kiedy zabraknie zapylaczy. Pszczoły są symbolem wszystkich owadów, które zupełnie za darmo pracują na naszą rzecz, z których pracy korzystamy, jednocześnie nie myśląc o tym gdzie te owady mają się pożywić, jeśli kosząc trawniki, odbieramy im bazę pokarmową.
W trawnikach żyją nie tylko owady, ale również drobne ssaki. – Nie zapominajmy o jeżach, które są dla nas bardzo ważne i o ptactwie, które dzięki łąkowej bazie pokarmowej będzie się miało w mieście lepiej i będzie później dla nas pracowało, chociażby zwalczając komary.
W trawie i zaroślach chowają się też podloty czyli młode ptaki, które opuszczają gniazda. Koszenie trawy wiosną, kiedy jest ich najwięcej, to dla nich śmiertelne niebezpieczeństwo. Niejednokrotnie giną poranione przez kosiarki.
Kiedy kosić trawę w mieście i co daje łąka kwietna?
Kosząc trawniki w momencie, kiedy pewne grupy roślin łąkowych nie zdążyły jeszcze po pierwszym kwitnieniu zawiązać nasion, rozsiać się i wytworzyć drugiego pokolenia, przerywamy ich cykl rozwojowy. Tym samym przerzedzamy trawniki, przyczyniając się spadku bioróżnorodności. Dlatego z pierwszym koszeniem należy wstrzymać się przynajmniej do 5-10 czerwca.
– Jestem zwolennikiem jak najrzadszego koszenia trawników i pozostawienia ich w formie łąki kwietnej. Przecież nie musimy wydawać pieniędzy i wysiewać tych roślin, tym bardziej że mieszanki łąk kwietnych są bardzo kosztowne. Wystarczy ograniczyć koszenie do maksymalnie trzech razy w roku. W tym roku pogoda dość długo jest chłodna, więc cykle kwitnienia roślin mogą być opóźnione o kilka dni. Dlatego bezpieczne byłoby poczekanie z pierwszym koszeniem przynajmniej do 10 czerwca – przekonuje Grzegorz Ostromecki.
Koszenie a kleszcze
Zwolennicy koszenia powtarzają, że skracanie trawy utrudnia życie kleszczom. Problem w tym, że znalezienie rzetelnych badań na ten temat jest trudne. Kleszcze żyją na każdej trawie, mogą więc zaatakować nas zawsze.
– To kolejny szkodliwy mit – wyjaśnia Ostromecki. – Idąc tym tokiem myślenia, musielibyśmy wykosić totalnie wszystko i wyłożyć to kostką betonową. A i wtedy nie mielibyśmy pewności że jesteśmy w 100 proc. bezpieczni. To jest absolutnie chybiony argument i żaden powód, żeby pozbywać się bioróżnorodności i pięknych łąk w mieście. Przeciwnie – kosząc łąki kwietne pogłębiamy problem rozprzestrzeniania się kleszczy, ponieważ tworzymy w ten sposób wyspę ciepła, a kleszcze rozwijają się właśnie w środowisku suchym i gorącym.
Fot. Jolanta Jasińska-Mrukot