Jestem coraz bardziej zły na organizatorów tzw. selektywnej zbiórki odpadów, na gminy, na firmy od śmieci etc. Wszystkie śmieciowe działania wydają mi się jakimś wielkim szachrajstwem. Nie jestem fachowcem od śmieci, ale odnoszę wrażenie, że ci, którzy przedstawiają się jako fachowcy, to raczej cwaniacy, chcący ludzi oskubać. Spróbuję objaśnić, jak według mnie powinna wyglądać prawidłowa zbiórka odpadów, choć radzę wszystkim pamiętać, że nie jestem fachowcem od śmieci i mam prawo się mylić.
Prawidłowa zbiórka odpadów powinna wyglądać tak, że jako mieszkaniec dostaję kubeł, do którego mogę wrzucać wszystkie śmieci i odpady bez żadnej segregacji. Ten kubeł w określone dni opróżniają mi bez żadnych opłat. Jeśli jeden kubeł mi nie wystarczy, telefonuję, by przydzielono mi drugi. Bez żadnych opłat! Nie wolno brać opłat za opróżnianie moich kubłów ze śmieciami. Nikt nie ma też prawa żądać ode mnie segregowania odpadów, pod groźbą jakiejś opłaty. Tak moim zdaniem wygląda normalność, a wszystko inne to raczej zdziczenie.
Gdyby obowiązywał system, którego się domagam, to nikt nie wywiózłby śmieci np. do lasu czy rowu melioracyjnego. Po co miałby sobie zadawać ten trud, skoro na życzenie dostarczano by mu nieodpłatnie kubły na śmieci i nieodpłatnie je opróżniano, bez żądania jakiejkolwiek segregacji. Tymczasem wystarczy wejść do pierwszego lepszego lasu, by zobaczyć tam pełno śmieci, bywa, że nawet posegregowanych w workach. Parę dni temu zrobiłem zdjęcie takich śmieci w lesie przy drodze Chróścice-Kup. Usunięcie tych śmieci z lasu będzie teraz kosztować dziesięć razy tyle, co odebranie ich od mieszkańca z domu.
Ktoś mógłby w tym miejscu zapytać, na czyj zatem koszt powinno się odbywać proponowane przeze mnie wywożenie moich śmieci i ich późniejsze segregowanie Odpowiedź jest prosta. Na mój koszt. Przecież ja już za to zapłaciłem w sklepie, gdy kupowałem towar! W cenie towaru policzono mi przecież za segregację i wywóz powstałych z tego towaru śmieci. Dlaczego więc gmina przychodzi do mnie z żądaniem, bym zapłacił za te śmieci po raz drugi? A na dodatek oczekują jeszcze, że sam za darmo wykonam ich segregację!
Jeśli kogoś interesuje, ile płacimy już w sklepie za segregację i odbiór śmieci, powstałych z kupowanego przez nas towaru, to może sprawdzić obowiązujące w tej sprawie przepisy, np. rozporządzenie Ministra Środowiska z 16 grudnia 2014 roku (Dz.U. 2014 poz. 1972). W załączniku do tego rozporządzenia jest tabelka z obowiązującymi stawkami opłat produktowych na różne odpady opakowaniowe. Komu nie chce się zaglądać do przepisów, może skorzystać z mojej tabelki.
Na jednym przykładzie (puszki stalowe) wyjaśnię, jak rozumiem tę tabelę. Browar, który rozlewa piwo w puszki stalowe, ma obowiązek zebrać na swój koszt 51% masy wypuszczonych puszek. Jeśli więc w ciągu roku wypuścił na rynek 100 ton puszek, to musi zebrać w ciągu tego roku 51 ton (nie muszą to być te same puszki). Browar musi zebrać stalowe puszki na swój koszt, bo wliczył sobie koszt ich zebrania w cenę piwa. Browar może zebrać puszki sam lub zapłacić za to uprawnionej firmie.
Jeśli browar puszek ani nie zbierze, ani nie zapłaci za ich zbiór uprawnionej firmie, to będzie musiał do właściwego urzędu marszałkowskiego wnieść opłatę produktową. Za 51 ton odpadów stalowych po 0,80 zł od kilograma wypadnie na początek 40,8 tys. zł. To dopiero pierwsza część opłaty – opłata produktowa za recykling jednostkowy. W dość skomplikowany sposób, indywidualnie dla każdego przypadku, wylicza się jeszcze opłatę produktową za recykling ogółem oraz opłatę produktową za odzysk ogółem. Obie wydają mi się wyraźnie wyższe od tej pierwszej. Nie zdziwiłbym się, gdyby na koniec wypadło po 3,20 zł za kilogram puszek, czyli 10 groszy za jedną puszkę. Jeśli więc sam oddam tę puszkę do skupu, to powinienem za nią dostać od browaru 10 groszy.
Zawiozłem 10 kg stalowych puszek do punktu skupu złomu (P.P.H.U. Surowce wtórne KO-MA przy ul. Oleskiej 117 w Opolu). Powinienem był dostać 32 zł, ale dostałem tylko 1 zł (skupują puszki stalowe po 10 groszy za kilogram). Gdzie zniknęło zatem pozostałe 31 zł?
Nie można tłumaczyć, że KO-MA ponosi koszty organizacji skupu i koszty transportu puszek do huty etc. Należne mi 32 zł oddać powinien firmie KO-MA browar, który mi wcześniej zabrał te 32 zł w cenie piwa. KO-MA ma zatem mieć te puszki za darmo a zarabia na sprzedaży ich do huty. Swoje koszty KO-MA ma pokryć z pieniędzy, które dostanie od huty. Pieniądze od browaru należą się mnie.
Gdyby skup płacił uczciwie po 10 groszy od stalowej puszki, to małe byłyby szanse, że zobaczymy gdzieś wyrzuconą stalową puszkę po piwie, zielonym groszku, kukurydzy etc. Wszystkie te puszki byłyby wyzbierane. Ale KO-MA płaci zaledwie 1 grosik za trzy puszki. Najbardziej potrzebujący pieniędzy złomiarz nie będzie zbierać za takie pieniądze.
Inny przykład. Kupuję np. majonez w słoikach o pojemności 400 ml, więc odwołam się do tego majonezu. Firma, która go produkuje, ma obecnie obowiązek zebrać 61% słoików, które wypuściła na rynek. Stawka opłaty produktowej dla słoików to 30 groszy za kilogram. Pojedynczy słoik waży około 200 gramów, czyli przypada na niego 6 groszy. Ale to jest tylko ta pierwsza z trzech części opłaty produktowej. Cała opłata to zapewne jakieś 20 groszy. Producent majonezu dopisuje mi więc te 20 groszy do ceny, na pokrycie kosztów zbiórki. Gdy kupuję majonez, to w jego cenie już zapłaciłem za wyłowienie słoika po nim z moich śmieci.
Dlaczego więc ktoś chce teraz, bym sam wyławiał słoik po majonezie ze śmieci i pakował go do oddzielnego worka? Przecież ja komuś za tę pracę już zapłaciłem! To tak, jak bym zapłacił komuś za zrzucenie mi węgla do piwnicy, a on schowałby moje pieniądze w kieszeń i powiedział: Ja już mam pieniądze, a ty frajerze sam zrzucaj teraz swój węgiel. Skoro ja mam sam wyławiać słoik po majonezie ze śmieci, to dlaczego w cenie majonezu wzięto ode mnie zapłatę za tę pracę? Sens w tym będzie tylko wtedy, gdy zbierając słoiki do oddzielnego worka, dostanę za nie po 20 groszy za sztukę, te 20 groszy, które na koszty zbiórki doliczono mi do ceny majonezu.
Nie jestem przeciwnikiem segregacji śmieci przez mieszkańców gmin. Odwrotnie, jestem gorącym jej zwolennikiem. Nikt nie posegreguje śmieci lepiej niż sam mieszkaniec. Ale mieszkańcy zapłacili już za segregację w cenie kupowanego towaru, więc gdy teraz sami segregują, powinni dostać zwrot tej opłaty. W moim domu zbiera się średnio 10 kg szklanych opakowań na miesiąc (słoiki i butelki). Za ich wysegregowanie należy mi się jakieś 10 zł.
Ja oczywiście nie oczekuję 10 zł za wysegregowane przeze mnie w miesiącu szkło. Oczekuję jednak, że w bliskiej okolicy będzie punkt, w którym ktoś będzie dostarczającym szklane odpady tyle płacić. Wtedy prędzej czy później w moim domu zjawi się jakiś dzieciak, który z miłym uśmiechem zaproponuje, że będzie ode mnie odbierać szkło, bo oszczędza np. na laptopa. We wczesnym dzieciństwie zbiórka surowców wtórnych (makulatura, szmaty, butelki etc.) była dla mnie ważnym źródłem dochodów. Cieszyłbym się, gdyby współczesne dzieci, zwłaszcza że słabiej uposażonych rodzin, też mogły sobie tak zarobić.
System polegający na tym, że za zebranie i posegregowanie śmieci, powstających z dowolnego towaru, płacimy już w cenie tego towaru, gdy go kupujemy, jest prostym i skutecznym, pod jednym wszakże warunkiem: Pieniądze na zebranie i posegregowanie śmieci, wzięte od nas w cenie towaru, nie mogą zostać rozkradzione. Bo jeśli będą rozkradzione, to potem gmina zażąda ode mnie, bym zapłacił drugi raz za śmieci.
Różne gminy różnie rozwiązują dziś sprawy segregacji śmieci. W gminie Łubniany, w której mieszkam, oddzielnie trzeba gromadzić: 1) odpady zmieszane – w kubłach, 2) popiół – w kubłach, 3) makulaturę – w workach niebieskich, 4) szkło – w workach zielonych, 5) plastiki, puszki i kartony po napojach – w workach żółtych, 6) bioodpady – w kubłach.
W ciągu całego roku jest około 50 dni, w których jest termin na wystawienie czegoś. Cały rok jest tymi terminami posiekany na drobne kawałki. Trzeba wciąż o tych terminach pamiętać. Jeśli któryś wypadnie, gdy akurat jesteśmy na wyjeździe, to musimy polegać na kimś innym, kto wystawi nasze odpady. Nie jest to wygodne rozwiązanie.
Stojące wciąż przed domami kubły ze śmieciami i worki wyglądają nieciekawie. Ludzie starają się mieć przed domem możliwie ładnie, a tu każą im 50 razy w roku trzymać przed domem śmietnik. W innych gminach, gdzie jest system wyłącznie kubłowy, zauważam praktykę trzymania na stałe rzędu kubłów z klapami w różnych kolorach przed posesją przy drodze. Nie trzeba wtedy pamiętać o terminach, bo kubły są zawsze wystawione. Ale nie dodaje to urody miejscowości.
Pamiętać też trzeba, że worki i kubły kosztują. Podraża to zbiórkę odpadów. Kuriozum jest dla mnie rozwiązanie, zastosowane ostatnio w mojej gminie. Aby zaoszczędzić na kubłach, firma wywożąca odpady zażyczyła sobie, by mieszkańcy sami dokupili sobie każdy po jednym kuble. Każdy ma pojechać sobie do jakiegoś OBI, czy Castoramy, kupić tam kubeł, potem wepchnąć go na tylne siedzenia samochodu i przywieźć do domu. A jak ktoś starszy już nie jeździ samochodem? To niech pośle po kubeł rodzinę albo sąsiadów. I to dziwactwo przeszło! Gdzie byli radni, którzy mają bronić mieszkańców przed takimi nieuczciwymi rozwiązaniami? – Nie wiem. Nie zdziwię się, gdy za rok łubniańscy radni zaakceptują żądanie, by mieszkańcy gminy złożyli się na nową śmieciarkę.
Jeśli już mowa o radnych, to zdziwił mnie jeden z brynickich radnych. Z mojej Brynicy w gminie Łubniany. W protokole z połączonego posiedzenia komisji: organizacyjno-finansowej, rolno-gospodarczej, samorządowej i oświatowej, które odbyło się 23 stycznia, wyczytałem, że brynicki radny (na jego szczęście protokolant nie zapisał nazwiska) domagał się, by urząd gminy nasilił kontrole prawidłowego segregowania śmieci przez mieszkańców i wyciągał konsekwencje w stosunku do źle segregujących.
Nie zdziwiłbym się, gdyby takie rzeczy mówił przedstawiciel firmy od śmieci, przez tę firmę opłacany. Ale radny został wybrany przez mieszkańców i z ich pieniędzy bierze dietę. Właściwsze by więc było, aby zajął się on obroną interesów mieszkańców, np. w sprawie nieuczciwego przerzucenia na nich kosztu zakupu kubłów, a nie obroną interesów firmy od śmieci, poprzez „wyciąganie konsekwencji" wobec mieszkańców.