Przedstawiamy subiektywną relację Michała Pytlika z Partii Razem ze spotkań z Patrykiem Jakim w Warszawie. Jednocześnie informujemy, iż redakcja portalu Opowiecie.info nie bierze odpowiedzialności za osobiste opinie autora i dopuszcza odrębne głosy w debacie.

Od 6 do 21 czerwca w kilku dzielnicach Warszawy odbyły się spotkania otwarte („niewyborcze”) z Patrykiem Jakim. Miałem okazję uczestniczyć w pięciu z nich: na Pradze Północ, Pradze Południe, Targówku, w Śródmieściu i na Żoliborzu.

Powody, dla których postanowiłem wziąć udział w spotkaniach z kandydatem prawicy na prezydenta Warszawy, da się streścić w kilku słowach: przeszłość polityczna Patryka Jakiego wiąże się z Opolem, w którym mieszkam od prawie 10 lat. Jako uczestnik akcji skierowanych przeciwko różnym pomysłom wiceministra sprawiedliwości, od co najmniej kilkudziesięciu miesięcy aktywnie domagam się, wraz ze swoimi przyjaciółmi, rozmowy z Jakim. Chciałem mu zadać pytania, których nigdy nie zadały lokalne media. Jednocześnie chcę pokazać warszawiankom i warszawiakom, z kim będą mieli do czynienia podczas najbliższych wyborów samorządowych; chcę w ten sposób okazać solidarność z mieszkankami i mieszkańcami stolicy.

A zatem – jaki jest Patryk Jaki na żywo? Spotkania rozpoczynały się od „wstępniaka”. Przez nieco ponad godzinę Patryk Jaki mówił o tym, jak wyobraża sobie Warszawę za swojej prezydentury: odebranie miasta deweloperom i mafii reprywatyzacyjnej, rozbudowa sieci kolei podmiejskiej, budowa szlaków rowerowych, urząd dwa razy w tygodniu otwarty do 20:00, budowa tanich mieszkań na wynajem, która zmusi deweloperów do obniżki cen, itp.Pod koniec wystąpień pojawiały się dwa tematy: polityka historyczna oraz „ideologia” (tj. Parada Równości).

Jeden z kolegów z Razem podczas spotkania na Pradze Północ zapytał mnie półżartem: „Przypomnij mi, dlaczego nie mam na niego głosować?”. Odpowiedź trzeba jednak potraktować serio: otóż dlatego, że Jaki nie przedstawia swoich pomysłów na Warszawę, lecz program skrojony pod dominujące poglądy. Jaki jest bowiem produktem marketingowym i zarazem postpolitykiem, który powie wszystko, co wpisuje się w gust elektoratu. Dziś sporo mówi o budowie szlaków rowerowych, choć minister dał się już wcześniej poznać jako przeciwnik rowerzystów. Kilkukrotnie powtarzał, że nie boi się żadnych pytań, bo „chodzi regularnie do TVN, więc to tak, jakby przychodził do siedziby Platformy Obywatelskiej”. Prawda jest jednak taka, że wiceminister od zawsze był pod parasolem PO: dostał się do Rady Miasta z jej list (po czym szybko odszedł do PiS), w ostatnich wyborach samorządowych poparł byłego członka PO, a jego radni od kilku lat głosują ręka w rękę z radnymi PO. Kiedy Jaki robił polityczną karierę w Opolu, jego ojciec był asystentem prezydenta z PO. Dziś Ireneusz Jaki został wciśnięty przez syna na posadę prezesa miejskiej spółki wodociągów.

Te kwestie poruszyłem podczas spotkania na Targówku. Czy usłyszałem odpowiedź? Nie. Bo kiedy Jaki słyszy niewygodne pytania, odwraca je tak, że w efekcie to pytający ma odpowiadać na pytania Jakiego (bez usłyszenia właściwej odpowiedzi). Kiedy pyta się Jakiego o układy w Opolu, poseł mówi dużo o „drużynie, z którą zmienia rzeczywistość na lepsze”. Czym innym jest jednak drużyna na stanowiskach politycznych, a czym innym kolesiostwo w spółkach. Stąd powtarzane podczas spotkań hasło „przywrócić uczciwość do Warszawy” w jego ustach brzmi jak oczywista kpina. O przywróceniu uczciwości mówi osoba, która w reakcji na niemal stuprocentowy sprzeciw w konsultacjach społecznych wobec jego pomysłów potrafiła jedynie szczuć na mniejszość niemiecką i kłamać; osoba, która swoją karierę polityczną wiązała kiedyś z Platformą Obywatelską, a dziś prezentuje się jako bicz na jej grzechy.

I o te właśnie sprzeczności pytałem wiceministra podczas spotkań. Nie udzielił niemal żadnej odpowiedzi, choć nie omieszkał odrobić lekcji z tekstu, który napisałem kilka miesięcy temu pt. Jaki poseł, taki układ.  Wrażenie jest dość oczywiste: Jakiemu nie brakuje przygotowanego programu, lecz choćby cienia wiarygodności co do jego realizacji.

Po każdym z przemówień wstępnych przychodził czas na pytania, każdorazowo od pięciu do kilkunastu. Patryk Jaki skrupulatnie zapisywał je na kartkach, pod którymi trzymał takie drobiazgi, program Nowoczesnej. Na salach, które pękały w szwach, w 99,7 proc. obecni byli twardzi zwolennicy posła, zazwyczaj starsi niż młodsi. Wokół Jakiego krzątał się jego dwór medialno-sztabowy (wśród nich Marcin Rol, do lutego tego roku wiceprezydent Opola) starannie wyłapujący każde słowo nielicznych przeciwników posła – głównie pod kątem montaży wideo z cyklu „Jaki zaorał lewusa”.

Trudno mi sobie wyobrazić wyżej postawioną poprzeczkę na spotkanie z politykiem opozycyjnym: wytrenowany do cna wiceminister wspierany przez swoją świtę, z kilkusetosobową publicznością stojącą twardo po jego stronie, publicznością, która pozwala zadać 1/3 pytania, po czym resztę zagłusza, każe „wracać do Opola”, deklaruje, że „Śląsk Opolski zawsze polski” lub wyrywa mikrofon, który trzymam w ręce. Żeby było jasne: nie mam pretensji do tych ludzi. Jestem przekonany, że słusznie szukają sprawiedliwości w niesprawiedliwej Warszawie i naturalnie projektują swą potrzebę na osobę Jakiego. Kiedy słyszą, że popełniają błąd, bo wiceminister nie jest ich szeryfem, muszą się zmierzyć z trudną emocją. Wielu z nas w analogicznej sytuacji reagowałoby podobnie.

Jestem przekonany, że serial pt. Przeszłość Jakiego w kampanii warszawskiej dopiero się rozpoczął, a kolejne odcinki będą coraz bardziej spektakularne. Chętnie wezmę w nich udział osobiście.

Tekst w zmienionej formie ukazał się na portalu Krytykapolityczna.pl.

Fot. FB @PatrykJaki

Udostępnij:
Wspieraj wolne media

Skomentuj

O Autorze

Zawsze Pewnie, Zawsze Konkretnie