Plantatorzy choinek odnotowują większy ruch, jakiego w latach minionych o tej porze nie było. Wszystko przez strach przed drugim lockdownem.

Właściciele plantacji i sprzedawcy choinek żartują, że ten zwiększony ruch zapewnił im mem, który pojawił się w sieci tuż po Wszystkich Świętach – że czas ruszać po choinki, bo nie wiadomo, co rząd wymyśli przed Bożym Narodzeniem.

– A tak poważnie, to jak producentów chryzantem sytuacja wtedy zaskoczyła, tak i my nie wiemy, co nas czeka – przyznaje Dawid Pikos z Zawady. – W ubiegłych latach ludzie pytali o choinki dopiero po pierwszej niedzieli adwentu, teraz wcześniej. Nikt nie wie, co się może zdarzyć za dwa, trzy tygodnie, a kupionej tydzień lub dwa wcześniej świeżej choince nic nie zaszkodzi.

Okres przedświąteczny to dla plantatorów choinek żniwa. Ten rok był dla nich łaskawy, bo nie było suszy, tak jak w minionych latach, przez co drzewka narażone były w większym stopniu na szkodniki.

Dla kupujących najważniejsze są jednak ceny, a te utrzymują się na poziomie ubiegłorocznych.

Plantatorzy choinek z Chocianowic w pow. kluczborskim mówią, że nie podnoszą cen, tak, jak w innych branżach, nawet gdyby chcieli.

– Ktoś sprowadza gdzieś ze Skandynawii tańsze choinki, więc ubiegłoroczna cena musi pozostać – tłumaczy Wioletta Woźny z Chocianowic. – Taki jest rynek. Tyle, że te sprowadzane długo leżą w punktach sprzedaży. Po naszą przychodzi się na plantację, wybraną dopiero ścinamy, więc w mieszkaniu będzie długo świeża.

Pani Wioletta zauważyła, że z każdym rokiem szybciej rozpoczyna się ruch w interesie.

– Przyszła moda z zachodu, że choinki nie ubiera się w samą Wigilię, ale zaraz na pierwszą niedzielę adwentu – tłumaczy. – Ale w tym roku jeszcze wcześniej rozpoczął się ruch.

Plantacja Michała Miki w Strzelcach Opolskich już od tygodnia sprzedaje choinki.

– Ludzie się boją, że nie będą mogli wyjść z domu i kupić – śmieje się pan Michał. – W poprzednich latach sprzedaż zaczynała się gdzieś od 10 grudnia, a teraz za dwa dni będzie szczyt. Czy to będą dobre „żniwa”? Jeśli sprzedamy wszystko, co zetniemy, to dopiero powiem, że dobre.

Co sprzedaje się najczęściej. Od kilku lat niezmiennie popularna jest jodła kaukaska, uchodząca za „niesypiącą”, która zastąpiła świerk srebrny.

 

 

 

 

Udostępnij:
Wspieraj wolne media

Skomentuj

O Autorze

Dziennikarstwo, moja miłość, tak było od zawsze. Próbowałam się ze dwa razy rozstać z tym zawodem, ale jakoś bezskutecznie. Przez wiele lat byłam dziennikarzem NTO. Mam na swoim koncie książkę „Historie z palca niewyssane” – zbiór moich reportaży (wydrukowanie ich zaproponował mi właściciel wydawnictwa Scriptorium). Zdobyłam dwie (ważne dla mnie) ogólnopolskie nagrody dziennikarskie – pierwsze miejsce za reportaż o ludziach z ulicy. Druga nagroda to też pierwsze miejsce (na 24 gazety Mediów Regionalnych) – za reportaż i cykl artykułów poświęconych jednemu tematowi. Moje teksty wielokrotnie przedrukowywała Angora, a opublikowałam setki artykułów, w tym wiele reportaży. Właśnie reportaż jest moją największą pasją. Moim mężem jest też dziennikarz (podobno nikt inny nie wytrzymałby z dziennikarką). Nasze dzieci (jak na razie) poszły własną drogą, a jeśli już piszą, to wyłącznie dla zabawy. Napisałam doktorat o ludziach od pokoleń żyjących w skrajnej biedzie, mam nadzieję, że niedługo się obronię.