Choć w pierwszej połowie nie było czego oglądać, to w drugiej padły aż cztery bramki. TOR Dobrzeń Wielki przegrał u siebie z Polonią Nysa 1:3. Środowe (31 maja) spotkanie rozegrano w ramach 30. kolejki IV ligi.
– Pierwsza połowa była straszną kopaniną. Nie oddano w niej ani jednego celnego strzału. Owszem – oba zespoły konstruowały akcje, ale żaden z nich nie stworzył realnego zagrożenia. Myślę, że kibice nie mieli czego oglądać – ocenia Piotr Kowalczyk, kapitan Polonii Nysa.
Na drugą połowę oba zespoły wyszły już nieco bardziej skoncentrowane, a gra wyglądała o wiele ciekawiej.
Już na początku drugiej części meczu dobrzeniacy wywalczyli rzut rożny. Dośrodkowanie zostało wybite na przedpole, skąd zbyt mocno uderzył Watras. Kilka minut później, zza „szesnastki” spróbował także Szepeta, ale piłka otarła obrońcę, przez co zwolniła i bramkarz bez problemu ja złapał. W 54. min nacierającego na bramkę Benedyka tuż przed polem karnym zatrzymali obrońcy.
Do ataku ruszyła również Polonia. – W szatni padło kilka mocniejszych słów, dzięki czemu nasza gra po zamianie stron wyglądała już lepiej – mówi Kowalczyk.
W 49. min strzał zza pola karnego oddał Szeląg, ale piłka przeleciała obok słupka. Kilka minut później ten sam zawodnik już się nie pomylił i zza lewej strony pola karnego umieścił piłkę przy długim słupku.
Odpowiedź TOR-u była błyskawiczna. Gospodarze na wyrównanie potrzebowali niecałych dwóch minut. Gola zdobył Bartosz Szepeta, który znajdując się polu karnym Polonii najpierw zakręcił obrońcami, a potem posłał piłkę w lewy dolny róg bramki.
– TOR przycisnął nas, gdy wyrównał, ale najważniejsze, że zdołaliśmy odpowiedzieć dwoma kolejnymi trafieniami – mówi Kowalczyk.
Pierwsze z nich zaliczył Stasiak, który w okolicach jedenastego metra pokonał obrońcę i zamieścił w bramce piłkę, która po drodze odbiła się od poprzeczki. Do wyniku 1:3 doprowadził Mroziński, który wbiegł do „szesnastki” TOR-u, minął obrońców, później Grygiera i posłał futbolówkę do pustej bramki.
– Po golu na 1:2 wciąż czuliśmy oddech dobrzeniaków na plechach. Byliśmy zdenerwowani, bo w IV lidze walczymy o życie. Dzięki trzeciej bramce uspokoiliśmy już grę – mówi Kowalczyk.