„Twarze Ukrainy” to projekt wyjątkowy, zainicjowany przez Miasto Opole. To historie uchodźców wojennych, przedstawione w słowie i obrazie przez ukraińską dziennikarkę Katerynę Senchenko. Wyjątkowa jest realizatorka projektu, która uciekała spod ostrzałów rakietowych w Kijowie. Wcześniej Kateryna była studentką Uniwersytetu Opolskiego.

Twarze Ukrainy. Utrwalone historie uchodźców, którzy schronili się w OpoluHistorie kilkudziesięciu uchodźców z Ukrainy zostaną opracowane i zaprezentowane w formie wystawy na opolskim rynku. Projekt ma charakter otwarty, wszyscy, którzy chcą się podzielić swoimi historiami, powinni skontaktować się z autorką tych reportaży.

– To tak naprawdę historie dwóch grup ludzi, uchodźców wojennych i tych, którzy z otwartym sercem przyjmują ich w swoich domach – powiedział na środowej konferencji Arkadiusz Wiśniewski, prezydent Opola. – Teraz się poznajemy.

Prezydent podkreślił, że to szczególny czas dla wszystkich, dlatego tak istotne jest, żeby to dokumentować.

Do Opola trafiło dotąd 3200 uchodźców, ale to tylko osoby, które znalazły się rejestrze. Wielu trafiło do nas różnymi kanałami, nie tylko przez oficjalne punkty recepcyjne. Duża część z nich jest u nas tylko na chwilę, inni już pozostaną, ale ilu, tego jeszcze nikt nie wie.

Dlaczego jest tak istotne, żeby utrwalać te historie?

– To jest tak, jak z powodzią tysiąclecia, młodsze pokolenia znają to ze zdjęć i relacji ludzi – wyjaśnił Łukasz Śmierciak, szef wydziału promocji w opolskim ratuszu. – A to, co się teraz dzieje w naszym mieście, tak bezprecedensowego, zasługuje na to, żeby było utrwalone.

Na konferencji, inaugurującej rozpoczęcie prac nad tą wystawą, Kateryna Senchenko rozpoczęła od podziękowań. Mówiła o zaskoczeniu Ukraińców otwartością Polaków.

– Dla mnie najważniejsze słowa, to serdeczna wdzięczność, widzimy, jak bardzo macie otwarte serca. To jest cud i nie ma takich słów, które wyraziłyby wdzięczność – podkreśliła Kateryna. – A moja historia nie jest taka ciekawa, bo już w czwartym dniu wojny byłam w Opolu. Od razu wiedziałam, gdzie mam jechać, gdzie jest takie dobre miasto. Tym bardziej, że studiowałam w Opolu i mam tutaj wielu przyjaciół. Wcześniej widziałam kolumny czołgów, słyszałam alarmy przeciwlotnicze. Widziałam przerażonych i płaczących ludzi.

Kateryna Senchenko przyznała, że te obrazy już z nią pozostaną na zawsze. Kiedy przyjechała do Opola, to każdy dźwięk powodował, że chciała się chować.

– Po każdym głośnym dźwięku wydawało mi się, że coś strasznego się stanie, że trzeba się ukryć – mówiła Kateryna. – I jak na razie wszyscy, którzy uciekli od tej wojny, mają coś takiego.

Kateryna zaznacza, że sam projekt jest bardzo ważny, a także fakt, że może robić w Opolu i może realizować się w swoim zawodzie. Dużą uwagę w swoich słownych i fotograficznych reportażach poświęca dzieciom. Utrwalona historia jednej 6-osobowej rodziny opowiada o lęku dzieci.

– Starają się teraz chronić dzieci przed tą masakrą, która jest obecna we wszystkich kanałach komunikacji, a jednak dzieci to wszystko wiedzą – opowiadała Kateryna. – Pytania dzieci, na które ciężko rodzicom odpowiedzieć, to dlaczego Rosjanie chcą nas zabić? I w czym jesteśmy winni, co takiego zrobiliśmy, że strzelają do nas i rakiety lecą. Bo taka jest dziecięca logika: jak jest kara, to musi gdzieś być wina. I żaden rodzic nie potrafi dziecku na to odpowiedzieć.

Twarze Ukrainy. Utrwalone historie uchodźców, którzy schronili się w OpoluZ całą stanowczością zaznaczyła jednak, że to nie są dzieci wojny.

– One doświadczyły wojny, ale nie urodziły się w czasie wojny – tłumaczyła. – Spacerowałam po rynku w Opolu z ukraińską dziewczynką, którą poznałam tutaj i nagle zaczęły bić dzwony. Ona się przeraziła, zaczęła płakać i kulić w sobie. Cały czas boi się głośnych dźwięków, bo to strach przed alarmem przeciwlotniczym. Ale jest coraz lepiej. Ten strach, problem ze snem dotyczy też nastolatków.

Obecna na konferencji Daria, jedna z bohaterek reportażystki, opowiadała, że jej droga do Polski wiodła przez Rumunię, bo inaczej się nie dało. Potem samolotem do Warszawy, stamtąd do Krakowa, a w końcu znalazła się w Opolu, gdzie poczuła się jak u krewnych.

Udostępnij:
Wspieraj wolne media

Skomentuj

O Autorze

Dziennikarstwo, moja miłość, tak było od zawsze. Próbowałam się ze dwa razy rozstać z tym zawodem, ale jakoś bezskutecznie. Przez wiele lat byłam dziennikarzem NTO. Mam na swoim koncie książkę „Historie z palca niewyssane” – zbiór moich reportaży (wydrukowanie ich zaproponował mi właściciel wydawnictwa Scriptorium). Zdobyłam dwie (ważne dla mnie) ogólnopolskie nagrody dziennikarskie – pierwsze miejsce za reportaż o ludziach z ulicy. Druga nagroda to też pierwsze miejsce (na 24 gazety Mediów Regionalnych) – za reportaż i cykl artykułów poświęconych jednemu tematowi. Moje teksty wielokrotnie przedrukowywała Angora, a opublikowałam setki artykułów, w tym wiele reportaży. Właśnie reportaż jest moją największą pasją. Moim mężem jest też dziennikarz (podobno nikt inny nie wytrzymałby z dziennikarką). Nasze dzieci (jak na razie) poszły własną drogą, a jeśli już piszą, to wyłącznie dla zabawy. Napisałam doktorat o ludziach od pokoleń żyjących w skrajnej biedzie, mam nadzieję, że niedługo się obronię.