Ali dziękował Małgorzacie na kolanach, Sumia podarowała jej własne, złote kolczyki. Polały się łzy wzruszenia. Afgańczycy nigdy nie zapomną Opolanom okazanego im serca.
Ponad tysiąc ewakuowanych Afgańczyków z Kabulu znalazło przystań w Polsce, ponad setka z nich trafiła na Opolszczyznę. To współpracownicy polskich żołnierzy oraz ich rodziny. W Afganistanie ze strony Talibów groziła im śmierć.
Ci, którzy trafili na Opolszczyznę, pierwszych dziesięć dni pobytu spędzili na kwarantannie – 43 Afgańczyków w motelu Grodek w Grodkowie i 70 w ośrodku w Suchym Borze. W poniedziałek opuścili nasz region i zostali rozwiezieni do ośrodków dla uchodźców w całej Polsce.
„Nasi” Afgańczycy nie kryli, że nie chcą opuszczać Opolszczyzny. W dniu wyjazdu z Grodkowa wszyscy płakali, tak uchodźcy, jak i ich polscy opiekunowie.
– Bardzo się ze sobą zżyliśmy, to moja afgańska rodzina – podkreśla Małgorzata Bujak, która wraz z mężem w ich motelu „Grodek” gościła Afgańczyków. – Dla mnie to był zaszczyt ich gościć, bo to porządni i pracowici ludzie. Oni w Afganistanie przeszli piekło.
Na pożegnanie największa, bo 16-osobowa rodzina trzymając się ręce otoczyła kołem panią Małgorzatę, dziękując za okazane im serce. Sumia zdjęła swoje złote kolczyki i dała je Małgorzacie, mówiąc, że to jedyne, co jej może podarować.
Ali, bohater wojenny, zasłużony dla polskiego wojska, dziękował Małgorzacie na kolanach.
Dorobek całego życia, wszystko, co mieli, zostawili w Kabulu, ratując życie. W Kabulu talibowie zatrzymali męża Sumii, znanego w Afganistanie chirurga, wraz z ich najmłodszym, 9-letnim synem. Tak dla pewności, że lekarz im nie ucieknie. O których 45-letnia Sumia się zamartwia.
Wśród tych Afgańczyków są lekarze, nauczyciele, policjanci i żołnierze, którzy często ryzykowali życie dla Polaków. O wielu z nich, nasi kombatanci z Afganistanu mówią „towarzysze broni”.
Jest dyrektor generalny afgańskiego Czerwonego Półksiężyca (odpowiednik naszego PCK), prawnicy, nauczyciele, którym już za samo posiadanie książki w języku angielskim groziła śmierć.
W Grodkowie był też policjant, 30-letni Jamal z rodziną, który spod ostrzału uratował kilku Polaków, przypłacając to ciężką raną – stracił pół twarzy. Teraz ma problemy z oddychaniem i połykaniem.
Ali, także bohater broniąc naszych żołnierzy, został z odłamkiem szrapnela w plecach do dzisiaj.
Wielu z nich, tłumaczy i przewodników, ma polskie wojskowe odznaczenia.
Afgańczycy zanim weszli na lotnisko w Kabulu, przez siedem dni koczowali pod jego murami. Pod lufami karabinów Talibowie zagonili ich do rowu wypełnionego wodą i fekaliami, wśród nich kobiety w ciąży oraz z maleńkimi dziećmi. Stali w tym rynsztoku, pozbawieni wody i jedzenia.
– Pod murami lotniska Talibowie najpierw tylko bili, a potem zaczęli w ludzi strzelać – mówiła w ubiegłym tygodniu Opowiecie.info po angielsku 17-letnia Samira, córka Sumii. Na co dzień posługuje się językiem dari, który jest powszechny tylko w miastach.
– A potem ludzie zaczęli się tratować – dopowiada Małgorzata Bujak, którą uchodźcy z Afganistanu obdarzyli wielkim zaufaniem i opowiedzieli o swoich dramatycznych przeżyciach.
Pani Małgorzata pokazuje w komórce zdjęcia z Kabulu, przesłane przez Afgańczyków. Szerokości ulicy rów wypełniony wodą jest czerwony od krwi zastrzelonych i stratowanych Afgańczyków. Na zdjęciu wyraźnie widać jak woda unosi ludzkie zwłoki.
– I oni w tym wszystkim stali sześć dni… – zamyśla się Małgorzata Bujak. – Kiedy przyjechali do Grodkowa, wszyscy mieli makabrycznie zapuchnięte nogi. Byli wyziębieni i głodni, a za chwilę jedna z Afganek zaczęła rodzić. Bóle już miała w samolocie, ale dotrwała.
Afganka w podzięce dla Polaków, za uratowanie im życia, dała maleństwu na imię Katarzyna.
W Grodkowie i Suchym Borze mogli poczuć się bezpiecznie. Opolanie byli niezwykle ofiarni, ta pomoc przeszła wszelkie oczekiwania. I jak widać uchodźców, na przekór rządowej propagandzie, nikt się nie bał.
– Wprost przeciwnie, przychodzili ludzie z wiosek, przynosili jajka, owoce i całe blachy ciasta domowego – opowiada Małgorzata Bujak. – Przynosili ubrania i zabawki, pytali, co jeszcze mogliby zrobić. Wielu z nich w migrantach zobaczyło tułaczy los kresowian w 1945, po rzezi wołyńskiej, wygnańców z własnych domów. Na ziemiach odzyskanych kresowianie znaleźli nowe domy.
Do Grodkowa przyjechało też kilka samochodów wypakowanych po dach darami, które zebrano podczas zbiórki w Opolu, zorganizowanej przez Małgorzatę Besz-Janicką, przewodniczącą opolskiego Komitetu Obrony Demokracji.
W Suchym Borze, kiedy tylko ludzie zobaczyli wysiadających z autokaru bosych, przemarzniętych i wygłodzonych Afgańczyków, Stowarzyszenie na Rzecz Rozwoju Wsi Suchy Bór natychmiast zorganizowało dla nich pomoc. Na własny koszt sprowadzili też lekarzy i okulistów.
Na antenie TVN wystąpili Joanna Kasprzak-Dżyberti, szefowa Stowarzyszenia na Rzecz Rozwoju Wsi Suchy Bór oraz jego, mówiąc, że dla wielokulturowej wsi, gdzie mieszka wiele osób deklarujących niemieckie pochodzenie, Ślązaków oraz potomków kresowian było oczywistym, że trzeba pomóc uchodźcom.
– Zapamiętamy ciebie do końca życia, że ty nam rozwoziłeś jedzenie, tak mi powiedzieli – mówi wzruszony Erwin z Suchego Boru, który pomagał w codziennych sprawach uchodźcom. – Afgańczyk jest taki, że jak mu okażesz serce, to odda za ciebie życie. A to, że jest innej religii najwyraźniej ludzi nie obchodzi, ważne żeby być dobrym człowiekiem.
O tym samym mówią też polscy żołnierze, którzy Afgańczyków poznali jako towarzyszy broni.
Dla organizujących Afgańczykom pomoc było jasne, że powinni na Opolszczyźnie zostać przynajmniej jeszcze kilka dni. Jamalowi, który stracił pół twarzy zorganizowano pomoc medyczną w prywatnej klinice, w której za darmo lekarze przeprowadziliby zabieg.
Jak się okazało po konsultacji z lekarzem, rana Jamala została naprędce „załatana” w warunkach bojowych przez wojskowego sanitariusza, a potem, z dala pozycji zajmowanych przez wojska NATO, ukrywał się w ziemiance, by go Talibowie nie zabili.
We wtorek ten ranny mężczyzna miał być konsultowany przez najlepszego specjalistę chirurgii szczękowo-twarzowej. Podobnie Ali, z odłamkiem w plecach, miał być konsultowany przez lekarza. Niestety, Urząd ds. Uchodźców był głuchy na prośby i argumenty Opolan i w poniedziałek wywiózł Afgańczyków do ośrodka dla uchodźców w Grudziądzu. Czy tam ktoś zajmie się Jamalem tak, jak chcieli to zrobić Opolanie?
– A Nuria, żona dyrektora Czerwonego Półksiężyca, jest w czwartym miesiącu zagrożonej ciąży i po konsultacji z ginekolożką powinna bezwzględnie leżeć – martwi się pani Małgorzata. – Wcześniej przez te wojenne warunki dwie ciąże już straciła…
– Nigdy ich nie zostawię, bo to wspaniali ludzie – dodaje Małgorzata Bujak. – Poza tym to kilkudniowe maleństwo, które u nas się urodziło, powinno jeszcze z mamą w spokojnych warunkach zostać…
Dlatego dziennikarze i wszyscy ludzie dobrej woli słali maile do Urzędu ds. Cudzoziemców w Warszawie, aby choć przez kilka dni zostawiono jeszcze Afgańczyków w Grodkowie.
– Byłam gotowa na swój koszt zostawić ich do środy, poza tym zostało tyle jedzenia, które można byłoby wykorzystać – mówi właścicielka „Grodka”. – Mogli ich choć tyle zostawić, by Jamal przeszedł przynajmniej specjalistyczne konsultacje medyczne, które były umówione.
Opolska dziennikarka napisała w mejlu do UdC, że jesteśmy tym ludziom winni wiele, dlatego „nie przerzucajmy ich z miejsca na miejsce, jak rzeczy”.
Szymon Hajduk z Urzędu do Spraw Cudzoziemców na apel Opowiecie.info odpowiedział:
„[…]Proces przenoszenia osób do ośrodków dla cudzoziemców jest działaniem planowym i wymagającym wcześniejszej organizacji. Chciałbym podkreślić, że ośrodki dla cudzoziemców są obiektami przystosowanymi do zakwaterowania i wyżywienia cudzoziemców ubiegających się o udzielenie ochrony międzynarodowej RP i są w nich zapewnione również opieka medyczna i wsparcie psychologiczne oraz nauka języka polskiego i inne działania reintegracyjne”.
Uchodźcy to lekarze, medycy, kucharze. Najmłodsi Afgańczycy już deklarują, że tak jak ich ojcowie chcą być lekarzami, kucharzami. 17-letnia Samira wyłamuje się z tradycji rodzinnych i chce być lotnikiem, co w Afganistanie w przypadku kobiety byłoby absolutnie niemożliwe.
Afgańczycy składają teraz wnioski o udzielenie im międzynarodowej pomocy do Urzędu ds. Uchodźców, który powinien wydać decyzję w ciągu sześciu miesięcy. W tym czasie przysługują im świadczenia wynoszące 25 zł dziennie na osobę. Po uzyskaniu statusu uchodźcy mogą przez rok dostawać 1260 złotych miesięcznie. Po udzieleniu pomocy międzynarodowej otrzymują bezterminowe prawo pobytu i pracy.
Równocześnie z Kartą Pobytu otrzymują tzw. Genewski Dokument Podróży, co powoli im się przemieszczać po całej UE i strefie Schengen. Osoby z ochroną międzynarodową mają prawo do m.in opieki medycznej, nauki języka, oświaty, prowadzenia działalności gospodarczej, świadczeń pomocy społecznej.
Gdyby mogli zostać na Opolszczyźnie, to w przyszłości poradziliby sobie bez problemu. Oby poza naszym województwem przyjmowano ich tak dobrze i życzliwie, jak na Opolszczyźnie.