Z Alfredem Polokiem o radości płynącej ze sztuki i wolności w wyrażaniu siebie rozmawia Klaudia Gacka.

Kilka dni temu otrzymał Pan tytuł Ambasadora Kultury. Jak się Pan czuje z takim wyróżnieniem?

Czuję się zaszczycony. Nagroda jest nobilitująca, mobilizująca i zobowiązująca. Zupełnie się nie spodziewałem. Zawsze myślałem, że na taki tytuł trzeba długo i ciężko pracować.

Moja droga jest trochę inna. Taniec serpentynowy to nowa pasja, którą rozwijam od kilku lat, choć marzyłem o niej dużo wcześniej. Był we mnie uwięziony kolorowy ptak, którego w końcu uwolniłem. Jestem niesamowicie szczęśliwy, bo zostałem doceniony za sztukę, która jest dla mnie czystą radością.

Jest Pan aktorem, malarzem, tancerzem serpentynowym. Czy któraś z tych ról jest Panu wyjątkowo bliska?

Najważniejsza jest dla mnie chwila – moment kontaktu z publicznością, który często zapamiętuje się na całe życie.

Zawsze bliskie będzie mi malarstwo, bo towarzyszyło mi od końca szkoły podstawowej. Obecnie, z braku energii, zostało na jakiś czas odłożone na bok, ale mam zamiar kontynuować tę pasję w formie malarstwa monumentalnego.

Teraz poświęcam się tańcowi serpentynowemu, który pozwala mi uwolnić gromadzącą się energię, balast dnia codziennego.

O scenie też długo marzyłem. Na imprezach czułem się doskonale, opowiadając kawały. Mam również dobre wspomnienia związane z pantomimą. Tą formą komunikacji zaczynałem kontaktować się z osobami głuchymi, kiedy nie znałem języka migowego.

W tańcu serpentynowym też są momenty, w których trzeba grać twarzą – wyraziście i czytelnie, żeby wszystko było widoczne. Czasem jest się tłem. Pamiętam, jak podczas Herodów z białą peleryną wtapiałem się w śnieżny krajobraz. To mnie satysfakcjonowało.

Wszystko jest ważne, wszystko jest bliskie, wszystko jest bardzo potrzebne – jak tlen człowiekowi, jak woda rybie.

Uwolniony ptak. Rozmowa z Alfredem Polokiem

Fot. Archiwum prywatne

Kiedy i jak zaczęła się Pana przygoda ze sztuką?

Wrażliwość na sztukę wizualną wynika z mojej natury. Jestem osobą słabosłyszącą, a kiedy jeden zmysł jest ograniczony, w sukurs rozwija się inny – w moim przypadku wzrok. Plastyka formy i tkaniny daje mi rozkosz wzrokową. Lubię też obserwować zachowania ludzkie, stąd zainteresowania aktorstwem, zwłaszcza pantomimą, która sprawia mi również wielką frajdę.

Zacząłem przelewać moje wrażenia wzrokowe na płótno. Z fascynacji sztuką wizualną narodziła się też fascynacja tańcem serpentynowym. Zawsze podobały mi się postacie w pelerynach, takie jak Superman. Wspominam moment z Dni Krzyżowych, gdy zauważyłem w trakcie pochodu, jak wiatr podwiewał księdzu kapę do góry. Był to piękny i uroczysty widok.

Długo marzyłem, żeby wystąpić w pelerynie.

Jakie nurty malarskie Pan preferuje?

Całe życie byłem amatorem i nim zostanę. Poznałem sztukę, idąc własną drogą, ćwicząc malarstwo na podstawie obrazów wybitnych malarzy. To niesamowite, mieć własną ścieżkę – wyboistą, krętą. Zaczynałem od realizmu, potem zafascynowałem się impresjonizmem, ekspresjonizmem… W końcu moja bliska przyjaciółka mną potrząsnęła: „Alfred, teraz musisz tworzyć własną sztukę!”. Od tego momentu łączę w moim malarstwie różne techniki.

Jakie możliwości daje Panu życie artysty w małej miejscowości?

Jestem Dobrzenianinem z dziada pradziada – urodziłem się tutaj i już zapuściłem korzenie w mojej chatce z mamą.

W tym środowisku kontakt z ludźmi jest bliższy niż w dużym mieście. W mniejszym świecie można zrobić więcej. Cieszy mnie nie liczba, tylko jakość – to, że mogę zatańczyć dla jednego człowieka. Jeżeli ktoś z publiczności podchodzi, żeby mnie uścisnąć, ktoś się wzruszy, to dla mnie największa nagroda.

Miejsce nie ma znaczenia, ważni są ludzie.

Uwolniony ptak. Rozmowa z Alfredem Polokiem

Fot. Archiwum prywatne

Czy są jakieś osoby lub wydarzenia, które miały szczególny wpływ na Pana twórczość?

Dawno temu, kiedy siedział we mnie rajski ptak z podwiniętymi skrzydłami, widziałem w telewizji spektakl z fascynującym tancerzem w pięknej pelerynie. To zainspirowało mnie do tego, by w teatrzyku PantaŁyk przy dźwiękach gitary Grzegorza Mazura zatańczyć postacie wymyślone w poezji Danuty Ewy Orzeszyny.

Ideę tańca serpentynowego stworzyła amerykańska aktorka Loïe Fuller, która odkryła grę tkaniny i światła. Często tańczę w plenerze, gdzie nie ma oświetlenia, więc korzystam z gry kolorów i pieśni. Przykładowo – tańcząc do pieśni antywojennej, przybierałem kolor khaki.

Jeśli chodzi o inspiracje malarskie, były to krótkie fascynacje daną osobą. W kwestii portretów niesamowity wpływ wywarła na mnie Olga Boznańska.

Zakochuję się też w grze aktorskiej, inspiruje mnie karnawał wenecki z obszernymi strojami. Wolę jednak, by twórczość była moja, więc przerabiam inspiracje po swojemu.

Uwolniony ptak. Rozmowa z Alfredem Polokiem

Fot. Archiwum prywatne

Czy ma Pan jakąś szczególną rutynę lub miejsce, w którym Pan lubi tworzyć?

Plener. Chciałbym malować nad morzem, tuż przy fali – z wiatrem, piaskiem, wodą.

Dla mnie warsztat to coś, co noszę w sobie, to moje zmysły i stan emocjonalny. Radość dają mi organiczny kontakt z materiałem, zapach farby, szelest tkaniny.

Jakie cechy są najważniejsze w pracy artysty?

Zdecydowanie czuję się amatorem i nim pozostanę, ponieważ wciąż chcę się doskonalić i uczyć nowych rzeczy. Moim zdaniem ważne jest, żeby prace były autentyczne, czytelne i miały przekaz. Istotne jest też opanowanie warsztatu.

Warto pamiętać, że ludzie są różni. Cieszę się, gdy każdy reaguje na moją wystawę inaczej. To świadczy o tym, że każdy ma swoją rzeczywistość. Nie można przewidzieć efektu, nie warto więc się miotać wte i wewte. Sztuka ma być radością, misją choćby dla indywidualnego odbiorcy.

Uwolniony ptak. Rozmowa z Alfredem Polokiem

Fot. Archiwum prywatne

Jakie wartości chciałby Pan przekazać swoją sztuką?

Chciałbym za pomocą sztuki mówić o wszystkich problemach. Zamiast biadolić, może lepiej krzyczeć pędzlem? Wyzwolić emocje za pomocą tańca?

Warto pamiętać o ważnych tematach i na bieżąco wyrażać je w swojej twórczości. W sztuce ważne są emocje i autentyczność. Kiedy tworzy się akt ukochanej osoby, bardzo widać to na płótnie. Wystarczy pomyśleć o scenie z Titanica, w której młody chłopak rysuje portret ukochanej dziewczyny.

Czy ma Pan jakieś motto życiowe?

Rozterki, dylematy są nawozem w sztuce.

Jeszcze jedna rzecz – często, by kogoś zmotywować, używa się słów: do przodu, pruć przed siebie, byle do celu. Niekoniecznie. Warto czasem się zatrzymać i popatrzeć ZA siebie, zastanowić się, co się zgubiło po drodze. Może warto w tym momencie zrealizować tę rzecz pozostawioną jak sierotkę. W moim przypadku tak było, niemal trzydzieści lat temu zdusiłem coś, czego chciałem, ale na co nie miałem odwagi. Po czasie popatrzyłem za siebie i wziąłem te porzucone skrzydła.

Co lubi Pan robić w wolnym czasie, poza sztuką?

Łyżwiarstwo figurowe to mój ukochany sport. Chciałbym połączyć je z tańcem serpentynowym. Liczę na to, że w Dobrzeniu powstanie biały Orlik.

Jest cienka granica między niebem a piekłem. Bycie na pięknym, zamarzniętym jeziorze Bajkał z łyżwami byłoby dla mnie niebem. Bez łyżew – piekłem.

Bogatym doświadczeniem jest też opieka nad mamą, która coraz bardziej wzmacnia mój stan ducha i umysłu. Również trudności i rozterki sprawiają, że człowiek tworzy.

Uwolniony ptak. Rozmowa z Alfredem Polokiem

Fot. Archiwum prywatne

Jakie są Pana artystyczne plany na przyszłość?

Mam niemal dwumetrowy stos starej pościeli. Pracuję nad wystawą pod tytułem Jak sobie pościelesz, tak się wyśpisz. To będą monumentalne obrazy malowane na płachtach pościelowych.

Jakie rady dałby Pan początkującym artystom?

Najważniejsze, żeby człowiek skupił się na tym, co w nim najlepsze. Każdy ma w sobie tę perełkę.

Im więcej zainteresowań, tym lepiej, ale ważne, żeby były one uzupełnieniem. Lepiej być geniuszem w jednej dziedzinie niż płytkim multitalentem.

Jeśli odkryjesz lub stworzysz coś własnego, to zawsze będzie wyjątkowe, niepowtarzalne i oryginalne.

Często młodzi ludzie nie wiedzą, co wybrać, są zagubieni…

Cierpliwości, można zacząć w każdym wieku. Dopiero od paru lat bawię się tańcem serpentynowym.

Teraz świat jest inny, mamy dostęp do internetu, w którym widzimy dużo osiągnięć… Człowiek może być przerażony nawałem informacji.

Kiedyś byłem na wycieczce w górach i pamiętam, że najlepsza była droga na szczyt. Kiedy tam dotarłem, zrobiło mi się smutno, że to już koniec przygody.

Bardzo dziękuję za rozmowę.

Również dziękuję i życzę wszystkim dużo szczęścia.

Uwolniony ptak. Rozmowa z Alfredem Polokiem

Fot. Archiwum prywatne

Udostępnij:
Wspieraj wolne media

Skomentuj

O Autorze

Absolwentka edytorstwa, redaktor i marketingowiec z tendencją do pisarskich przebłysków. Po pracy czyta książki, komponuje, słucha legend rocka lub spaceruje z ukochanym labradorem.