Spotkanie autorskie z wybitnym reportażystą i dwukrotnym finalistą Nagrody Nike, Wojciechem Tochmanem, odbyło się w czytelni Wojewódzkiej Biblioteki Publicznej w Opolu. Reporter promował swoją najnowszą książkę „Pianie kogutów, płacz psów”, która opowiada o trudnej rzeczywistości społeczeństwa Kambodży 40 lat po rządach Czerwonych Khmerów.
Wojciech Tochman to uznany reporter, autor literatury faktu i takich głośnych książek jak m.in. „Schodów się nie pali”, „Jakbyś kamień jadła”, „Dzisiaj narysujemy śmierć”, „Eli, Eli” czy „Wściekły pies”. Na ich kartach porusza palące problemy polityczno-społeczne, oddaje głos ofiarom wojen i reżimów.
„Pianie kogutów, płacz psów” to kontynuacja wstrząsających i ważnych w debacie światowej książek o codziennym życiu po ludobójstwach w Bośni („Jakbyś kamień jadła”) i w Rwandzie („Dzisiaj narysujemy śmierć”).
Tym razem Tochman na warsztat wziął Kambodżę i wciąż żywy dramat jej społeczeństwa trwający mimo, że od ludobójstwa z połowy lat. 70. XX wieku mija już 40 lat.
W latach 1975-1979 w państwie rządzili Czerwoni Khmerzy, ekstremistyczne ugrupowanie łączące ideologię komunistyczną i nacjonalistyczną.
– W Rwandzie miałem łatwiej ze względu na lepsze osoby pierwszego kontaktu. Z Kambodżą trzeba było uważać na ryzyko tzw. wyższości kulturowej. Nie można było pozwolić meszkańcom na to by ją odczuli. To dlatego w mojej książce mówią Khmerzy, nie ja. Początkowo wydawało mi się, że w Rwandzie tzw. „zbicie szyby” poszło mi łatwiej. Niestety później, każdego dnia słyszałem o coraz gorszych rzeczach – opowiadała Wojciech Tochman.
Zaczęło się od chorych… uwięzionych w klatkach
– Natomiast w tej Kambodży ta „szyba” wciąż była, choć jeździłem tam od 10 lat. W końcu stwierdziłem, że się tam przeprowadzę, pożyję tą codzinnością Khmerów. Któregoś dnia przeczytałem wywiad z doktorem psychiatrą w jednym z ukazujących się tam dzienników anglojęzycznych. Ten doktor zajmował się kuracją pomagającom chorym uwięzionym w klatkach. Byłem w szoku, że w ogóle coś takiego istnieje oraz że nie powstała dotąd na ten temat żadna reporterska praca – mówił.
Syndrom załamania odwagi Khmerów: nieufność, strach, uległość
– Jednocześnie odkryłem, że ten doktor, jako medyk i naukowiec, bada tzw. „baksbat”, khmerską odmianę syndromu załamania odwagi. To taki nasz zachodni odpowienik zespołu stresu pourazowego, który ludzie przeżywają po wojnach, torturach, gwałtach czy katastofach, ale poszerzony o takie objawy jak nieufność, uległość, posłuszeństwo, strach – wyjaśniał reportażysta.
Pracując nad przygotowaniem opowieści zawartych w „Pianiu kogutów, płaczu psów”, autor współpracował z fotografem Michałem Fijałkowskim, którego zdjęcia wypełniają książkę oraz jej okładkę. Czytelnicy otrzymują więc pełny obraz społeczeństwa, które przeżyło istne piekło na ziemi.
Domowe więzienia dla chorych psychicznie
Czytamy m.in. o tzw. domowych więzieniach, na które chorych na rozmaite przypadłości psychiczne skazują ich własne rodziny. Powodem więzienia ich w… klatkach, zamykanych na łańcuchy, jest na ogół lęk przed agresją.
– Zamykani są ci chorzy, którzy w jakiś sposób są niebezpieczni dla otoczenia. W książce zaznaczam też, że większość z tych osób, nie stanowi zagrożenia, a rodziny ich nie zamykają w klatkach. Oni wolno chodzą po wsiach, ale oczywiście bez leczenia. Niestety psychiatria w Kambodży leży – opowiadał Wojciech Tochman.
– Lekarze docierają jedynie do niektórych osób zamkniętych i wdrażają leczenie. Jeśli współpraca z rodziną się układa, potem udaje się ją przekonać, że chodzi o chorobę, nie o czarną magię czy opętanie, wtedy chory – decyzją rodziny – odzyskuje wolność.
Książka o chorej wspólnocie
– Jak twierdzą psychiatrzy w Kambodży na baksbat cierpi bardzo wielu ludzi, jeżeli nie wszyscy. Ta cała wspólnota jest chora, ponieważ nie przeszła procesu leczenia. Moja książka opowiada o tym, o chorych więźniach – wyjaśnia.
– Całość jednak nie jest wyłącznie o chorych psychicznie. To jedynie taka pierwsza warstwa. Piszę o tym co się dzieje ze wspólnotą Khmerów, która zbrodnię zrobiła sama sobie, choć to duże uproszczenie. Staram się opowiedzieć, co dzieje się po takim cierpieniu, które zadali swoi swoim. Co się dzieje, jeśli przez 40 lat nie rozmawiamy o tym, nie nazywamy tego po imieniu, nie debatujemy i nie wskazujemy sprawcy – pytał autor.
iKambodżańsko-międzynarodowy trybunał powołano od 2006 roku. Umowa z ONZ mówiła o tym, że będą skazani będą liderzy ludobójstwa.
Ludobójstwo pochłonęło milion ludzi w cztery lata
– Tak się też stało, ale połowa z nich nie dożyła procesu. Ten trybunał nie spełnia więc funkcji debaty w przestrzeni publicznej na temat ludobójstwa. Dzieci i młodzież nie uczą się o tym w szkołach. Ludzie boją się pytać innych o to, co robili w czasach Czerwonych Khmerów. Dzieci nie pytają co wtedy robił ich tata czy mama. Oni mówią, że byli ofiarami, ale nikt nie uważa, że był katem, a jednak ktoś zgładził ten milion ludzi w trakcie tych czterech lat – mówił.
W Kambodży boją się władzy i powtórki. Ludzie nie okazują emocji
– To wszystko się kisi, fermentuje aż w końcu eksploduje. Skala przemocy w Kambodży jest ogromna. W szkole, na bazarze, na ulicy, władzy wobec obywatela czy w internecie. Ci ludzie żyją w ciągłym napięciu i czujności. Największym wrogiem człowieka jest tam władza. Wydaje mi się, że ona powinna być po to by stwarzać takie warunki obywatelom, by chciało się im być dobrym. W Kambodży tego nie ma. Ludzie uważają, że władza może zrobić z człowiekiem wszystko, boją się powtórki, nie okazują emocji.
Dodajmy, że gość WBP to dwukrotny finalista Nagrody Nike oraz Środkowoeuropejskiej Nagrody Literackiej Angelus, laureat Premio Kapuściński przyznawanej w Rzymie oraz „Pióra Nadziei” – wyróżnienia Amnesty International.
Spotkanie w bibliotece poprowadziła Agnieszka Zientarska.
Fot. Anna Konopka