Natasza z roczną córeczką trafiła do Opola w niedzielę. Jej mąż walczy, ale z dala od Kijowa, gdzie mieszkali. Ona z dzieckiem uciekła, kiedy Rosjanie zaczęli ostrzeliwać stolicę Ukrainy. Z granicy przywiózł ją Dymytr, który w Opolu jest z rodziną od trzech lat.

– Ta sytuacja jest nierealna, trudno w to, co się dzieje, uwierzyć – mówi 35-letnia Natasza.

Wojna. Opolanie niosą doraźną pomoc, ale trzeba pomyśleć o pomocy na dłużej. Nikt nie wie, ile to potrwaDymitr, który z kolegą przywieźli Nataszę do Opola, teraz bardzo się miota, bo tam koledzy walczą, a jego przed wyjazdem na wojnę wstrzymuje żona.

Natasza zatrzymała się u jednej z opolskich rodzin, która otworzyła serce na przybyszy z Ukrainy. Kobieta mimo trudnej sytuacji jest opanowana, jak oni wszyscy, którzy w ostatnich dniach trafili do Polski. To wynik apeli, płynących także od prezydenta Zełeńskiego, żeby nie ulegać psychozie i ruskiej propagandzie.

Nadia w pierwszych słowach w rozmowie z Opowiecie.info dziękowała wszystkim Polakom, że otworzyli serca dla Ukraińców uciekających przed wojną.

Pomoc od ubiegłego tygodnia dla uciekających od wojny Opolanie organizują w wielu miejscach, m.in. w świetlicy Narnii, Centrum Dialogu Obywatelskiego, kościołach, m.in. w kościele Franciszkanów w Opolu. Lista instytucji i organizacja jest tak długa i rośnie z godziny z godzinę, że trudno je wszystkie wymienić.

Zbiórki organizują także Ukraińcy mieszkający od lat w Opolu, by przerzucić dary na Ukrainę. Wiele opolskich rodzin już w piątek zadeklarowało, że przyjmą u siebie ukraińskie rodziny. Wśród nich był ks. Wojciech Pracki, proboszcz opolskiej parafii augsbursko-ewangelickiej.

Wojna. Opolanie niosą doraźną pomoc, ale trzeba pomyśleć o pomocy na dłużej. Nikt nie wie, ile to potrwaRoman Kozieł, opolski przedsiębiorca i społecznik, który zawsze pojawia się jak dobry duch tam, gdzie inni potrzebują  pomocy, zorganizował transport herbaty, kawy i tego wszystkiego, o co prosili Ukraińcy. Kozieł zwraca jednak uwagę, że choć zbiórki trwają w Polsce już kilka dni, to nadal brak ich koordynacji, określenia tego, co jest najbardziej potrzebne, co sam zaobserwował na granicy polsko-ukraińskiej. Wysyłane są kolejne transporty darów, ale często akurat nie z tymi rzeczami, których w tej chwili potrzeba uciekającym Ukraińcom, koczującym na granicy.

– Ta pomoc szczególnie będzie potrzebna, kiedy Ukraińcy rozgoszczą się już w Polsce – tłumaczy Roman Kozieł. – Teraz bardzo potrzebne są koce, śpiwory, namioty.

W Opolu przy Krakowskiej w sobotę i niedzielę zbierane były dary, które natychmiast wysyłano na wszystkie polsko-ukraińskie przejścia graniczne. Organizatorzy stworzyli też bazę opolskich rodzin, które przyjmą u siebie przybyszy z Ukrainy.

Tę zbiórkę zorganizowała Aleksandra Prokofiewa z Kijowa, która na Opolszczyźnie jest od trzech lat. Ogłosiła ją w piątek i natychmiast był olbrzymi odzew.

– To jest odzew serca, a skala tej odpowiedzi naprawdę jest ogromna, za co bardzo Polakom dziękujemy – mówiła przez łzy Aleksandra. – Dary dowieziemy tylko do granicy, nie będziemy jej przekraczać, bo później mógłby być problem z powrotem do Polski.

Nikt nie wie, jak długo ta sytuacja na Ukrainie będzie trwała. Do Polski, od ataku Rosji, przyjechało około 300 tysięcy Ukraińców. Na razie trudno szacować, ilu z nich znalazło schronienie na Opolszczyźnie. Wiele z tych kobiet już teraz szuka jakiekolwiek zajęcia, żeby zarobić na życie. Na razie oferują, że będą „lepić pierogi” lub sprzątać.

Polski zryw pomocowy, to jedno, ale teraz trzeba będzie na miejscu ułożyć wzajemne relacje z uchodźcami. Szczególnie istotna będzie pomoc kobietom z dziećmi, których mężowie giną w sąsiednim kraju.

 

Udostępnij:
Wspieraj wolne media

Skomentuj

O Autorze

Dziennikarstwo, moja miłość, tak było od zawsze. Próbowałam się ze dwa razy rozstać z tym zawodem, ale jakoś bezskutecznie. Przez wiele lat byłam dziennikarzem NTO. Mam na swoim koncie książkę „Historie z palca niewyssane” – zbiór moich reportaży (wydrukowanie ich zaproponował mi właściciel wydawnictwa Scriptorium). Zdobyłam dwie (ważne dla mnie) ogólnopolskie nagrody dziennikarskie – pierwsze miejsce za reportaż o ludziach z ulicy. Druga nagroda to też pierwsze miejsce (na 24 gazety Mediów Regionalnych) – za reportaż i cykl artykułów poświęconych jednemu tematowi. Moje teksty wielokrotnie przedrukowywała Angora, a opublikowałam setki artykułów, w tym wiele reportaży. Właśnie reportaż jest moją największą pasją. Moim mężem jest też dziennikarz (podobno nikt inny nie wytrzymałby z dziennikarką). Nasze dzieci (jak na razie) poszły własną drogą, a jeśli już piszą, to wyłącznie dla zabawy. Napisałam doktorat o ludziach od pokoleń żyjących w skrajnej biedzie, mam nadzieję, że niedługo się obronię.