Z Tomaszem Kostusiem, opolskim posłem Koalicji Obywatelskiej, rozmawia Jolanta Jasińska-Mrukot
– To ostatni dzień kampanii wyborczej, a kiedy rozmawiamy, dzieli nas dosłownie kilka godzin od ciszy wyborcza
– Dzień razem z posłem Witoldem Zembaczyńskim rozpoczęliśmy wcześniej, a teraz jesteśmy w Głubczycach. Z samego rana rozpoczęliśmy od Strzelec Opolskich, gdzie towarzyszyli nam znani samorządowcy, m.in. wieloletni burmistrz Tadeusz Goc. Przeszliśmy ulicami, uliczkami. I było entuzjastycznie. Byliśmy też na targu, gdzie rozdawaliśmy materiały wyborcze Rafała Trzaskowskiego. Przekonywaliśmy, by w drugiej turze oddali głos na Rafała Trzaskowskiego.
– Na targu to już nie było chyba aż tak entuzjastycznie…
– Wprost przeciwnie, jestem bardzo mile zaskoczony przyjęciem przez mieszkańców Strzelec Opolskich. Choć w powiecie strzeleckim w pierwszej turze wygrał Andrzej Duda, to jestem przekonany, że te głosy, które wtedy oddano na Szymona Hołownię, Roberta Biedronia, Władysława Kosiniaka-Kamysza i częściowo Krzysztofa Bosaka, teraz przejdą na Rafała Trzaskowskiego. Oczywiście, nie wierzę w taki całkowity przepływ głosów jeden do jednego, ale mam takie przekonanie, że większość poprze naszego kandydata.
– Ale w Głubczycach to już na pewno nie było entuzjastycznie.
– To prawda, Głubczyce to rejon, gdzie PiS wygrywa wybory, można powiedzieć, że to wojewódzki bastion tzw. dobrej zmiany. Tutaj zdecydowanie wygrał Andrzej Duda. Przeszliśmy ulicami, najważniejszymi placami i było wiele rozmów. Nie przyjmowano nas z takim entuzjazmem, ale też jesteśmy zadowoleni. I jesteśmy mile zaskoczeni reakcją kupców i przedsiębiorców w Głubczycach, oni mówili, że w pierwszej turze głosowali na Trzaskowskiego i w drugiej też będą. I to oni w zdecydowanej większości bez problemu przyjmowali materiały wyborcze Rafała Trzaskowskiego. Ale już osoby w zaawansowanym wieku senioralnym operowały słowami propagandy sukcesu, która każdego dnia wylewa się z mediów tzw. publicznych i służy dzieleniu Polaków i wojnie polsko–polskiej. One się dały omamić tej propagandzie. I to jest niebezpieczne żniwo i dewastujący urobek.
– Od kiedy tak jeździcie z posłem Witoldem Zembaczyńskim po Opolszczyźnie?
– Akcja prowadzona przez Koalicję Obywatelską, wspólnie przez nasze kluby parlamentarne, rozpoczęła się w ubiegły piątek. Ale z posłem Zembaczyńskim myśmy tę akcję dużo wcześniej rozpoczęli, od ponad dwóch tygodni przemierzamy Opolszczyznę. Rafał Trzaskowski powiedział, że wszyscy jego wyborcy stanowią jednoosobowe sztaby wyborcze. I myśmy nie czekali na dyspozycje Warszawy, że będzie jakaś akcja, uznaliśmy, że najlepszy jest bezpośredni kontakt z wyborcą. Przemierzaliśmy Opolszczyznę, byliśmy na wschodzie, zachodzie, a w niektórych miejscowościach byliśmy dwa razy. Jesteśmy bardzo zadowoleni, bo te bezpośrednie rozmowy niezwykle wzbogacają. Odpowiadaliśmy na wiele, wiele pytań.
– No właśnie, jakie najczęściej pytania padały?
– No, nie było też tak całkiem różowo. I nie wszędzie byliśmy entuzjastycznie witani. Były też sytuacje przykre i agresywne, ale to był margines. Raczej ludzie byli spokojnie usposobieni, nawet, jeżeli mieli inne przekonania. Nawet jeśli to byli wyborcy Andrzeja Dudy i tzw. dobrej zmiany. A co do tych pytań, to raczej były natury ogólnej, np. jak mnie panowie przekonacie do Rafała Trzaskowskiego. Albo osoby, które świadomie głosowały na Andrzeja Dudę, pytały, czy tych przywilejów Trzaskowski im nie zabierze. Troska o programy socjalne i obawa przed ich utratą to skutek straszenia przez polityków PiS i media publiczne, że „Trzaskowski wam zabierze”, „Jako prezydent doprowadzi do jakiegoś konfliktu społecznego”. PiS zawsze stosował metodę dzielenia Polaków na tych gorszych i lepszych, na hołotę i patriotów. Natomiast dzisiaj sięgają do swojej starej sprawdzonej metody straszenia, dyskredytowania konkurentów i pokazywania ich w jak najgorszym świetle. Najlepszym tego przykładem była dzisiaj konferencja polityków PiS, gdzie stawiali cały dorobek Koalicji Obywatelskiej 2008-2015 jako absolutną dziurę w historii Polski. Polacy mieli być wtedy okradani, a to wszystko miało się dziać za sprawą Donalda Tuska, Ewy Kopacz, ministrów i samorządowców spod znaku PO i PSL. PiS próbuje w kampanii przestraszyć, zastraszyć i zdyskredytować, bo to jest sprawdzona metoda, która w połączeniu z mediami publicznymi próbują osiągnąć skutek.
– Jaka była reakcja ludzi, kiedy przekonywaliście, że to nieprawda, że ktokolwiek chce im odbierać przyznane przywileje socjalne?
– Bardzo różne, to zależało od miejsca, w którym byliśmy. Czym innym są rozmowy prowadzone na przykład na targowisku, gdzie są setki ludzi, a te interakcje są bardzo szybkie, akcja – reakcja, akcja-reakcja… Czymś innym było, kiedy z posłem Zembaczyńskim prowadziliśmy rozmowy na wsi opolskiej, kiedy byliśmy w Łubnianach, Brynicy, Kup i wielu innych naszych miejscowościach. Tam mieliśmy czas, żeby wejść do sklepu, żeby pod sklepem porozmawiać z wieloma osobami, albo paniami, które mogły i chciały z nami porozmawiać. To był czas na argumenty i kontrargumenty. Były osoby, które mówiły, że „przekonaliście mnie”. Ale było też inaczej.
– A jak można podsumować całą kampanię?
– To była niezwykle trudna kampania, ze względu na specyfikę, bo nigdy nie mieliśmy kampanii prowadzonej w takich obostrzeniach sanitarnych i w spowolnieniu gospodarczym. Poza tym kampania miała swoje zwroty akcji, kiedy wycofała się z kandydowania Małgorzata Kidawa-Błońska, a do wyścigu o fotel prezydencki wszedł Rafał Trzaskowski. Poza tym ta nachalna agitacja, indoktrynacja i propaganda sukcesu, która każdego dnia wylewa się z pierwszego, drugiego, trzeciego programu radia, ale przede wszystkim z TVP. Także czas tej kampanii, bo z jednej strony ona była długa, gdyż pierwotnie wybory miały się odbyć 10 maja, ale długa tylko teoretycznie, bo praktycznie krótka i bardzo intensywna, bo zaczęła się dopiero po ogłoszeniu, że pierwsza tura odbędzie się 28 czerwca. W pamięci pozostanie jednak najbardziej ten przekaz mediów rządowych i to nie jest tylko opinia moja i Witka Zembaczyńskiego. To także opinia OBWE, która znalazła się w jej raporcie z oceny wyborów prezydenckich. W samej procedurze i przebiegu pierwszej tury wyborów obserwatorzy OBWE nie dopatrzyli się większych uchybień, natomiast bardzo mocno skrytykowali jednostronny przekaz telewizji publicznej.