Obiecywał inaczej przed wyborami. Jeszcze w grudniu 2018 roku minister energetyki Krzysztof Tchórzewski wraz z premierem Morawieckim zapewniali, że cena prądu nie wzrośnie, bo rząd będzie to rekompensował. Po wyborach jest już najwyraźniej wszystko jedno i od stycznia 2022 cena prądu ma wzrosnąć o 12 procent, a mówi się nawet o 20.
Na energii elektrycznej się nie skończy, bo PGNiG też już mówi wprost, że będą podwyżki cen gazu.
– Ceny gazu dla gospodarstw domowych nie będą rosły może tak szybko jak na giełdach, ale podwyżek nie da się uniknąć – mówił Paweł Majewski, prezes PGNiG, podczas Forum Ekonomicznego w Karpaczu (za Business Insider).
W tym samym Karpaczu, podczas Forum Ekonomicznego, wicepremier Sasin powiedział z rozbrajającą szczerością dziennikarzom, że nieuchronna logika jest taka, że wzrost cen energii nastąpi (za Business Insider).
„Nieuchronna logika” to słaba pociecha dla konsumentów, że dla gospodarstw domowych cena będzie rosła wolniej niż giełdowa, skoro wzrośnie minimum o 12 proc. Gospodarstwa domowe czeka w przyszłym roku zły czas, bo skoro wzrośnie cena energii elektrycznej i gazu, to automatycznie czekają nas inne podwyżki, o czym już mówią opolscy przedsiębiorcy.
– Wzrost cen energii i gazu pociągnie za sobą wzrost cen żywności, to wszystko działa na zasadzie naczyń połączonych – tłumaczy Marcin Banaszkiewicz, opolski przedsiębiorca z branży żywieniowej. – W efekcie końcowym to wszystko spadnie na klienta, bo to on za to wszystko zapłaci.
Na pewno podrożeje chleb.
– Piekarnia zapłaci więcej za mąkę, bo wzrośnie cena usługi w młynie – podkreśla Banaszkiewicz. – Czeka nas drożyzna oraz inflacja. Teraz wynosi ponad 5 proc. i już jest najwyższa w krajach Unii Europejskiej, a na koniec roku zapewne dojdzie do 7,5 proc. Korzystający z programów socjalnych, takich, jak 500 plus, czy wyprawki 300 plus początek roku szkolnego, faktycznie nie dostają takich pieniędzy, bo ich wartość nabywcza jest zdecydowanie niższa. Natomiast tzw. 13 i 14 emerytury są tylko rozdawnictwem, bo emerytury i renty nie powinny być opodatkowane, więc dzięki temu renciści i emeryci zyskaliby tyle samo.
W opinii Banaszkiewicza i innych opolskich przedsiębiorców, to tylko spektakularne rozdawnictwo, takie „lekarstwo” na spadające słupki poparcia dla PiS.
– Niestety, kiedy wydaje się pieniądze z kasy publicznej, to zawsze płacą za to konsumenci i klienci, tylko, niestety, nie wszyscy to rozumieją – podkreśla Banaszkiewicz. – A jak w kasie państwa brakuje pieniędzy, to się je dodrukowuje. Jak tak dalej pójdzie, to ta bańka pęknie i będziemy w głębokim kryzysie.