Nagła decyzja rządu zaskoczyła biznes, dla którego Wszystkich Świętych to okres żniw. Ale o ile sprzedawcy zniczy i sztucznych kwiatów mogą przetrzymać towar do otwarcia cmentarzy, to ogrodnicy i sprzedawcy żywych kwiatów są załamani.
Chwilę po ogłoszeniu przez premiera Mateusza Morawieckiego, że od soboty do poniedziałku cmentarze będą zamknięte, Monika Bębenek, opolska florystka, zamieściła na Facebooku informację, że sprzedaje cięte chryzantemy za połowę ceny.
Za połowę ceny, byleby pozbyć się towaru szykowanego na ten jedyny czas, czyli Wszystkich Świętych.
– Bardzo pilnowałam informacji o możliwości zamknięcia cmentarzy z powodu epidemii – podkreśla Monika Bębenek. – Jeszcze w czwartek Jacek Sasin mówił, że rząd nie planuje zamknięcia cmentarzy, więc jeszcze tego samego dnia dokupiłam 350 chryzantem. Cały czas robią nas w bambuko. Naprawdę nie mogli ogłosić tego dwa dni wcześniej? Od poniedziałku byłam na pełnych obrotach non stop, szykując się na te trzy dni. Oprócz ciętych chryzantem mam też inne kwiaty kupione na święto zmarłych, które też nie pójdą.
W piątek wieńce i kompozycje na groby, zamawiane w kwiaciarni pani Moniki, ludzie odbierali w ostatniej chwili, żeby zdążyć je zawieźć na cmentarze przed północą. Jednak cięta chryzantema jest kwiatem, który przede wszystkim sprzedaje się głównie w dzień Wszystkich Świętych.
– Nas takie komunikaty na ostatnią chwilę rozkładają – denerwuje się Monika Bębenek. – Ja nie mam tak, jak u fryzjera, że zawsze są klienci, bo włosy stale rosną. My działamy od święta, od jakichś okazji, tak, jak teraz na święto zmarłych, a potem znów będzie przerwa. Jeśli to zostanie zaburzone, to ja potem już nie mam z czego dokładać. A chryzantema to jest tzw. kwiat sterowany, specjalnie, żeby zakwitł teraz.
Dla niektórych opolskich ogrodników te trzy dni przed cmentarzami są decydujące, żeby móc przeżyć w okresie zimowym. Wielu z nich jest załamanych, choć mają nadzieję, że przynajmniej kwiaty doniczkowe uda się sprzedać jeszcze później.
– Ludzie pewnie ruszą na cmentarz, jak tylko je otworzą – mówi Tomasz Banasiewicz, właściciel firmy ogrodniczej Florens z Opola. – Gdyby nie było tej całej trudnej sytuacji, to byśmy mieli dodatkowo otwarte jeszcze trzy punkty, ale teraz nie ma sensu.
Z powodu pandemii dla ogrodników i handlujących kwiatami nie był to łatwy rok, ale jego końcówka okazała się wyjątkowo trudna. Na dodatek, jak mówią, kolejne wsparcie związane z pandemią już niestety nie będzie ich obejmowało.
– Tutaj trzeba liczyć tylko na siebie – dodaje Monika Bębenek. – Już się przekonaliśmy…