Z dr Krystyną Słodczyk, ekolożką, współzałożycielką Opolskiego Alarmu Smogowego, rozmawia Jolanta Jasińska-Mrukot

Zatrucie Odry. To nie jest katastrofa, to jest zbrodnia– Na temat zatrucia Odry pojawiło się już tak wiele hipotez i winnych tej katastrofy.

– Obawiam się, że nie będzie winnego, a na końcu zadecyduje spolegliwy sąd, że to jakiś pan Zdzisiu otworzył śluzę i ścieki trafiły do rzeki.

– Każdego dnia człowiek przyczyniał się do dewastacji swojego miejsca życia, ale zabójstwo rzeki chyba uświadomiło wszystkim, jaki jest tego finał… 

 Ekologią i ochroną środowiska oraz przyrody  zajmuję się  już bardzo długo i to, co się stało, nie jest dla mnie niespodzianką. Wpłynęły na to zaniedbania, ignorancja i brak kompetencji. Przede wszystkim to silne zanieczyszczenie wody wynika z niedoceniania i lekceważenia problemów ekologicznych. Wiele osób pamięta książkę Antoniny Leńkowej „Oskalpowana Ziemia” z lat osiemdziesiątych ubiegłego wieku. Już ponad sześćdziesiąt lat temu prosiła, żeby zająć się stanem polskich wód. Ale to niestety przebrzmiało, właśnie, tak, jak woda w Odrze.

– I nic się nie zadziało?

–  Teraz wszyscy pytają, gdzie są ekolodzy, a naukowcy i ekolodzy przestrzegają, zajmują stanowisko, ale nic się nie dzieje. Procesy polityki są inne… Są trzy polityki w państwie: społeczna, gospodarcza, ochrony środowiska. Kiedy tej ostatniej nie respektujemy, dochodzimy do ściany, do barier rozwoju gospodarczego. I teraz mamy taką sytuację z Odrą.

Zatrucie Odry. To nie jest katastrofa, to jest zbrodnia

fot. Krystyna Słodczyk/archiwum prywatne

– Może to dotrze do ludzi?

Może ta katastrofa czemuś takiemu służy i ludzie zrozumieją, że jeśli nie zadbają o wodę, to jej zasoby się skończą. Wtedy nie będą mieli wody do konsumpcji, do podlewania upraw, do chłodzenia, nie będzie wody do procesów gospodarczych. Może wreszcie to dotrze do wszystkich, że człowiek nie jest jakimś tworem ponadprzyrodniczym. Człowiek jest częścią przyrody, jej praw należy przestrzegać!

– Teraz wszyscy domagają się żeby ukarać winnego.

– Winnych można znaleźć, tylko tych prawdziwych winnych będzie bardzo trudno ukarać. Jestem przekonana, że to będzie sprawca zastępczy. Dla mnie jest obojętne, kto Odrę skaził. A to dlatego, że może być jedno źródło zanieczyszczenia, ale równie dobrze może być kilka. Zmianą klimatu, suszą i niżówką w Odrze też się nikt nie przejmuje. Od 6o lat mówimy o tym samym i do nikogo to nie trafia, bo najważniejsza jest polityka gospodarcza, w drugiej kolejności społeczna, a polityka ekologiczna i tzw. ekorozwój zostały dawno zarzucone. Od wielu już lat nie słyszymy o ekorozwoju. A tymczasem świat idzie naprzód, tam już nie chodzi o ekorozwój, tam to pojęcie zostało uznane za niewystarczające.

– To co zastąpiło ekorozwój?

Rozwój zrównoważony rozumiany jest przez władzę jako równomierny rozwój kraju. Tymczasem nie o to chodzi, mieliśmy przywrócić do dobrego stanu to, co zdewastowaliśmy, zaprzepaściliśmy. Głowna zasada powinna być taka, by zaspakajając nasze potrzeby nie zubożyć możliwości i szans przyszłych pokoleń. Obecnie poszkodowani w zatruciu Odry domagają się rekompensat.  Oczywiście, zadośćuczynienie za szkody jest ważne, ukaranie sprawcy jest ważne, ale ja domagam się zmiany systemu. Bo wszystko zawiodło.

Czyli?

Podstawą zarządzania w sposób zrównoważony w obecnym czasie powinna być adaptacja do zmieniających się warunków, w tym  klimatycznych. Musimy budować takie systemy, które są odporne np. na gwałtowne opady, na susze, na klęski żywiołowe itp. Nie można np. betonować powierzchni, ponieważ przyjdzie taki deszcz, który spowoduje straty gospodarcze. W sytuacji Odry zawiodły instytucje kontrolne, zawiodły instytucje monitorujące wodę, zarządzające rzeką oraz te, które mają dbać o nasze bezpieczeństwo. Nie sprawdziły się też organy, które mają naprawiać szkody w środowisku.

– Czy w tej obecnej sytuacji na Odrze można było coś naprawić?

Niech się państwu nie wydaje, że ta katastrofa była nie do opanowania. Można było ryby wyławiać, można było przenosić do innych zastępczych zbiorników, dostarczyć wodę do rzeki, by rozcieńczyć zanieczyszczenie, ale było święto! A jak jest święto, to nic nie można zrobić… Więc domagam się zmiany systemu, zmiany monitoringu, zmiany systemu prawnego. Trzeba też zmienić kadrę, która wydaje pozwolenia bez uwzględnienia wartości przyrody, choćby na zrzuty ścieków. Nie można pozbywać się także drzew, np. z powodu zacienienia, albo zrzucania liści lub hałasu wywołanego śpiewem ptaków. Ścinanie drzew z argumentem możliwego morderstwa kierowcy jest drzewobójstwem.

– Co ma pani na uwadze, mówiąc zmiana systemu prawnego?

Rzeka powinna mieć osobowość prawną, tak, żeby prawnicy mogli występować w jej interesie. Jak teraz prowadzić proces w obronie Odry, kiedy nie ma żadnych podstaw prawnych? W tym systemie niedemokratycznym, w którym żyjemy, ten zrównoważony rozwój musi być podstawą, a polityka ekologiczna musi być nadrzędną w stosunku do innych polityk. Teraz liczy się zysk za wszelką cenę, nie liczy się ani nasze zdrowie, ani wartość przyrody. Owszem, przyroda ma cenę, ale to jest cena drewna, nie cena wartości przyrodniczych. Do tego dochodzi wycinanie drzew i to nie jest katastrofa ekologiczna, to jest zbrodnia ekologiczna. Katastrofa to zjawisko, w którym rolę odgrywa czynnik przypadkowości. A tutaj zawinił człowiek od początku do końca. Tutaj mamy do czynienia z ekozbrodnią!

Udostępnij:
Wspieraj wolne media

Skomentuj

O Autorze

Dziennikarstwo, moja miłość, tak było od zawsze. Próbowałam się ze dwa razy rozstać z tym zawodem, ale jakoś bezskutecznie. Przez wiele lat byłam dziennikarzem NTO. Mam na swoim koncie książkę „Historie z palca niewyssane” – zbiór moich reportaży (wydrukowanie ich zaproponował mi właściciel wydawnictwa Scriptorium). Zdobyłam dwie (ważne dla mnie) ogólnopolskie nagrody dziennikarskie – pierwsze miejsce za reportaż o ludziach z ulicy. Druga nagroda to też pierwsze miejsce (na 24 gazety Mediów Regionalnych) – za reportaż i cykl artykułów poświęconych jednemu tematowi. Moje teksty wielokrotnie przedrukowywała Angora, a opublikowałam setki artykułów, w tym wiele reportaży. Właśnie reportaż jest moją największą pasją. Moim mężem jest też dziennikarz (podobno nikt inny nie wytrzymałby z dziennikarką). Nasze dzieci (jak na razie) poszły własną drogą, a jeśli już piszą, to wyłącznie dla zabawy. Napisałam doktorat o ludziach od pokoleń żyjących w skrajnej biedzie, mam nadzieję, że niedługo się obronię.