Maj jest najpiękniejszym miesiącem w naszej strefie klimatycznej, wszystko rozkwita, drzewa zielenią się, słońce operuje swoimi promieniami coraz mocniej i dłużej.
Wszystko to sprawia, iż rodziny pszczele wchodzą na „pełne obroty”, pszczoła zimowa została już zastąpiona młodą pszczołą wiosenną, praca w ulu wre. Matka pszczela na przełomie miesiąca maja a czerwca składa w ciągu doby 2000 tysiące jajeczek, tak tak to nie pomyłka 2000 jajeczek, z których po 30 dniach wyjdą młode pszczoły. W jednym ulu pod koniec maja mieści się ok. 80 tysięcy pszczół.
Jest to biologiczny okres rozmnażania się rodziny pszczelej i stąd w naszych ogrodach napotykamy roje pszczół. Kinematografia trochę zdemonizowała takie roje, i wiedza zwykłego zjadacza miodu jest taka, żeby uciekać jak najdalej, a prawda jest inna.
Pszczoły rojowe, zanim wyjdą z ula opijają się miodem, robią sobie zapas w razie niepogody, i w takim przypadku nie mogą zazwyczaj zginać odwłoka, aby użądlić.
Jak się zachować, jeżeli już rój pszczół zaleci do naszego ogrodu: nie podchodzić, rój powisi parę godzin, odpocznie i odlatuje do miejsca docelowego. Jeżeli rój wszedł w szczelinę muru, pod dach lub do komina to mamy problem, już go z tego miejsca nie wydobędziemy. Sprawa jest przykra, lecz wtedy musimy postąpić radykalnie, najlepiej poradzić się miejscowego pszczelarza co z tym fantem zrobić. Jednakże, zanim podejmiecie jakąkolwiek decyzję pamiętajcie, że pszczół jest coraz mniej i grozi im wyginiecie.
Myślę, że o rojach wystarczy, a teraz o przyjemnościach. W maju pozyskujemy to, co niedźwiadki lubią najbardziej-pierwszy miód towarowy. Na naszym terenie jest to miód z sadów lub rzepaku są to miody jasne, bardzo szybko krystalizujące się. Proces krystalizacji świadczy o tym, że miód jest naturalny-prawdziwy, a nie o tym, że pszczelarz dodał cukru.