Z Danutą Jazłowiecką, byłą europosłanką, obecną senator-elektem Koalicji Europejskiej, rozmawia Jolanta Jasińska-Mrukot
– Czy spodziewała się pani tak dobrego wyniku wyborczego? Zagłosowało na panią prawie 61 tysięcy Opolan.
– Przyznam się, że nie. Myślałam, że w tak nierówno prowadzonej kampanii może powtórzę wynik z ostatnich wyborów do Parlamentu Europejskiego (38 tys. głosów – aut.). Na wynik pracowaliśmy bardzo mocno, nie tylko mój sztab, ale wielu, wielu znajomych i nieznajomych wyborców, którym bardzo dziękuję.
– Ale pani nie bała się pojechać w teren i rozmawiać z ludźmi na ulicy.
– Ja to bardzo lubię, a tym razem było dla mnie wyjątkowym doświadczeniem, szczególnie po dziesięciu latach w Parlamencie Europejskim. Zaobserwowałam, jak bardzo zróżnicowane są gminy powiatu opolskiego. Z jednej strony widoczne są obiekty powstałe dzięki dofinansowaniu z UE, z których ludzie chętnie korzystają, a z drugiej widać opuszczone, nawet zaniedbane gospodarstwa domowe. I trudno tu o dobre rozwiązania, jeżeli ich właściciele wyjechali za granicę i nikt się nimi nie opiekuje. To robi wrażenie i daje dużo do myślenia. Utrudnia też pracę wójtom, burmistrzom.
– Na Opolszczyźnie PiS dostało blisko 38 proc. głosów, a KO o dziesięć procent mniej. Czy uważa pani, że Koalicja Obywatelska straciła opolską wieś?
– Myślę, że nie. Przez całe lata budujemy zainteresowanie mieszkańców wsi naszymi programami. Problem w tym, że przed tymi wyborami mimo, że KO jako pierwsza pokazała swój program, nie mogliśmy się z nim przebić – media publiczne nie były zainteresowane równomiernym przedstawianiem programów startujących koalicji, a są zobowiązane to robić. Na to idą nasze podatki. Ogólnie media nie wykazały chęci rzetelnego przedyskutowania programów wszystkich partii, np. z ekspertami, w ramach dyskusji z obywatelami. Nasza kilkuletnia praca w terenie była niewystarczająca. Powinniśmy się zastanowić, w jaki sposób odzyskać zainteresowanie Platformą Obywatelską. Przed nami dużo pracy.
– W tej chwili można mówić o niezłym wyniku w przypadkuSenatu, ale opozycja ma w nim małą przewagę. Nie obawia się pani, że PiS uda się przekupić kilku senatorów, żeby odzyskać większość?
– Takie zagrożenie istnieje. Mieliśmy już przykłady różnych metod przeciągania parlamentarzystów na swoją stronę przez PiS. Jest to realne niebezpieczeństwo. A krucha przewaga opozycji w Senacie jest bardzo ważna, bo może wiele zmienić.
– Czy najbardziej na kuszenie przez PiS nie są narażeni senatorowie niezależni?
– Jest trzech senatorów niezależnych, ale to nie jest kwestia tego, czy jest się członkiem partii, czy senatorem niezależnym. To jest kwestia charakteru, osobowości, zasad – to są elementy, które decydują o tym, czy ktoś się zachowa honorowo wobec swoich wyborców.
– Jaki wpływ ma Senat na uchwalane przez Sejm ustawy?
– W minionej kadencji nie miał dużego, obóz rządzący miał w nim większość. To rząd nakazywał takie, czy inne zachowania. Nie liczono się z opiniami senatorów PiS, bo jak sami twierdzą, była tylko instrukcja jak się zachować. Senat jest izbą, która ma pilnować, by prawo rozwiązywało problem, było czytelne, zgodne z konstytucją i możliwe do wdrożenia – do jednolitego wdrożenia, przez wszystkie podmioty. By nie dawało możliwości dowolnej interpretacji. Rzetelności w stanowieniu prawa w mijającej kadencji zabrakło. Zachowanie większości opozycji w Senacie, da szansę na dobre rozwiązania. Senat nie tylko będzie analizował i pracował nad prawem przygotowanym przez posłów, ale także sam będzie mógł przedstawiać swoje inicjatywy legislacyjne i wypełniać procedury jakimi są konsultacje z zainteresowanymi stronami, czego brakowało w Sejmie.
– Ale w Sejmie to PiS ma większość i będzie mógł z senackimi poprawkami lub projektami ustaw zrobić to, co zechce.
– Proszę pamiętać o tym, że przez ostatnie cztery lata było mało dyskusji merytorycznych, analiz, konsultacji prawa, które przygotował rząd jako tzw. „projekt poselski”. Obowiązku konsultacji nie było w obu izbach. Senat ma 30 dni na analizę dokumentów, może zatem organizować różnego rodzaju konsultacje, konferencje, na których będziemy mogli dyskutować o tym, jakie rozwiązania są najlepsze dla rodaków.
– Wkrótce minie sześcioletnia kadencja Rzecznika Praw Obywatelskich, jaką rolę w tym wyborze ma Senat?
– Senat uczestniczy w wyborze Rzecznika, akceptując bądź odrzucając uchwałę Sejmu. W przypadku odrzucenia Sejm musi zaproponować nowego kandydata.
– A jeśli chodzi o szefa NIK, czy Krajową Radę Radiofonii i Telewizji?
– Senat odgrywa taką samą rolę – musi zaakceptować, bądź odrzucić kandydata na prezesa NIK. Uczestniczy również w wyborze członków KRRiTV. W tym przypadku powołuje jednego członka. Senatorowie są współuczestnikami decyzji, a większość w Senacie daje opozycji możliwość kontroli, dyskusji i pokazania społeczeństwu, jak przygotowywane jest przez rząd prawo, czy jacy są jego kandydaci na ważne stanowiska. To jest wielka wartość.
– Chociaż wybraliśmy nowych posłów i senatorów, to Sejm i Senat obradują w starym składzie, podejmują decyzje…
– Niestety, z woli PiS, dopiero 12 listopada, czyli w ostatecznym możliwym terminie, jaki przewiduje prawo, odbędzie zaprzysiężenie nowych posłów i senatorów. A przecież już teraz moglibyśmy pracować. Tym bardziej, że sporo pozostało tzw. „gniotów” przegłosowanych większością głosów w mijającej kadencji Sejmu i Senatu. Nie są też zakończone projekty ustaw mijającej kadencji.
– Nie ma pani poczucie marnowanego czasu? Porównuje pani tę sytuację do pracy w parlamencie europejskim?
– Nie robię takich porównań z Parlamentem Europejskim, pewnie bym się załamała. Natychmiast myśli o porównywaniu odrzucam, by się nie denerwować.