Rodzina prof. Marka Tukiendorfa nie kwestionuje, iż popełnił on samobójstwo i nikt mu w tym nie pomagał. Ma pretensje do prokuratury, że nie zajęła się atakami na rektora i nękaniem go, co doprowadziły go do załamania nerwowego, a w konsekwencji do odebrania sobie życia.

30 grudnia ub.r. zapadło postanowienie o umorzeniu śledztwa, które miało sprawdzić, czy prof. Tukiendorf był nakłaniany do samobójstwa, bądź ktoś pomógł mu w targnięciu się na życie. Prokuratura stwierdziła, iż nie zaszły takie okoliczności.  Joanna Tukiendorf, wdowa po rektorze, zamierza złożyć zażalenie od decyzji prokuratury.

W listopadowym wydaniu miesięcznika Opowiecie.Info zamieściliśmy reportaż „Zaszczuli mojego męża na śmierć”, w którym Joanna Tukiendorf opowiedziała nam o ich wspólnym życiu, ich dziecku oraz o tragedii, która spotkała ją teraz, a także o okolicznościach, które do niej doprowadziły. Mówiła, również, że sprawą śmierci męża zajęła się opolska prokuratura i że wysłała do niej we wrześniu ub.r. list otwarty.

W tym liście pisała m.in. „…mój mąż powtarzał mi wielokrotnie, iż nie rozumie Waszych działań (prokuratury-aut.), które przeciwko jego urzędowi prowadzone są z taką nadgorliwością, a te zgłaszane przez niego przeciwko jego hejterom – lekceważone, traktowane po macoszemu”.

Postępowanie w sprawie śmierci rektora prowadził Wydział Dochodzeniowo-Śledczy Komendy Miejskiej Policji w Opolu, pod nadzorem Prokuratury Rejonowej w Opolu. Decyzja o umorzeniu śledztwa zapadła w Prokuraturze Okręgowej w Opolu.

– Ze zgromadzonych licznych dowodów, bo przesłuchana została liczna grupa świadków, sąsiadów, rodzinę i znajomych rektora, nie uzyskano informacji, by doszło do nakłaniania bądź pomocy w targnięciu się na własne życie – mówi prok. Stanisław Bar, rzecznik Prokuratury Okręgowej w Opolu. – Nikt nie kwestionował, że był to akt samobójczy. Przesłuchani świadkowie wykluczali, aby na decyzję targnięcia się na własne życie miały wpływ inne osoby, wyłączywszy w to sytuację osobistą, związaną z okolicznościami życia zawodowego pana rektora.

Decyzja o umorzeniu śledztwa nie jest prawomocna.

– Wiem, nikt nie pomógł w tym mojemu mężowi – mówi Joanna Tukiendorf. – Ale mojego męża zaszczuto na śmierć. Marek zostawił list, w którym pisze wprost, że został zaszczuty przez skonfliktowanych z nim profesorów Politechniki Opolskiej.

W tym liście padają konkretne nazwiska. Czy prokuratura wzięła ten list pod uwagę?

– Treść listu nie została przywołana w treści orzeczenia o umorzeniu, które mi udostępniono – tłumaczy prokurator Bar. – Ale te osoby były przesłuchiwane, zapoznawano się też z materiałami postępowań, które toczyły się w zawiadomieniu szeregu osób, a które wskazywały na rektora jako sprawcę przestępstwa.

– W prowadzonym postępowaniu możemy rozmawiać o przestępstwie z art. 152 kk, czyli udzielenia pomocy, bądź namowy do popełnienia czynu samobójczego, bądź do stalkingu, którego efektem jest targnięcie się na życie – dodaje rzecznik prokuratury. – To zdarzenie można kwalifikować z tych dwóch przepisów prawa karnego. Jest kwestia, czy można mówić o uporczywym nękaniu.

Prokuratura nie uznała tego za wyraz nękania profesora.

– Postępowanie karne wszczęto na podstawie zawiadomień, które wskazywały, że istnieje uzasadnione podejrzenie popełnienia przestępstwa – mówi prokurator Bar. – To postępowanie nie wykazało, by to było nękanie.

Joanna Tukiendorf mówi, iż kiedy zaczęła się nagonka na jej męża, to najbardziej bał się on o nią i ich dziecko.

– Najgorsze jest to, że sprawcy ataków na Marka nie zostali rozliczeni – podkreśla wdowa po rektorze. – Nie mogę uwierzyć, że można kogoś zaszczuć na śmierć i nie ponieść najmniejszych nawet konsekwencji.

Po umorzeniu sprawy przez prokuraturę wdowa po profesorze Tukiendorfie i bliskie mu osoby mówią, że będą walczyć dalej o prawdę o przyczynie śmierci rektora.

Jolanta Jasińska-Mrukot

Udostępnij:
Wspieraj wolne media

Skomentuj

O Autorze

Dziennikarstwo, moja miłość, tak było od zawsze. Próbowałam się ze dwa razy rozstać z tym zawodem, ale jakoś bezskutecznie. Przez wiele lat byłam dziennikarzem NTO. Mam na swoim koncie książkę „Historie z palca niewyssane” – zbiór moich reportaży (wydrukowanie ich zaproponował mi właściciel wydawnictwa Scriptorium). Zdobyłam dwie (ważne dla mnie) ogólnopolskie nagrody dziennikarskie – pierwsze miejsce za reportaż o ludziach z ulicy. Druga nagroda to też pierwsze miejsce (na 24 gazety Mediów Regionalnych) – za reportaż i cykl artykułów poświęconych jednemu tematowi. Moje teksty wielokrotnie przedrukowywała Angora, a opublikowałam setki artykułów, w tym wiele reportaży. Właśnie reportaż jest moją największą pasją. Moim mężem jest też dziennikarz (podobno nikt inny nie wytrzymałby z dziennikarką). Nasze dzieci (jak na razie) poszły własną drogą, a jeśli już piszą, to wyłącznie dla zabawy. Napisałam doktorat o ludziach od pokoleń żyjących w skrajnej biedzie, mam nadzieję, że niedługo się obronię.