Drewniany kościół przetrwał do naszych czasów od 1658 roku. Był kilkakrotnie przebudowywany, próbowano go spalić, ale mieszkańcy skutecznie gasili pożar.
Rodzice patrona koscioła, św. Rocha, zmarli gdy miał 20 lat. Zaproponowano mu wówczas po ojcu stanowiska wójta Montpellier, lecz on odmówił, rozdał majątek ubogim, i ruszył w pieszą pielgrzymkę do Rzymu.
XIV w. w Europie był bardzo niespokojny. Szalały jedna po drugiej kolejne zarazy. Roch pojawił się w północnej Italii gdy okolicą zawładnęła dżuma. Przerwał podróż i ryzykując zarażenie zajmował się chorymi .
I wtedy zaczęły się cuda. Chorzy, którymi się zajmował nagle zdrowieli. Podobno wystarczyło, że wykonał nad nimi znak krzyża i krótko się pomodlił.
W drodze powrotnej z Rzymu w Piacenzy, znów natknął się na zarazę, która tym razem go nie oszczędziła. Wyrzucony z miasta rekonwalescencję przebył w leśnym szałasie w towarzystwie wiernego psa.
Na francuskiej granicy wzięto go to za szpiega i aresztowano. Nierozpoznany przez rodaków, uwięziony w lochu w rodzinnym Montpellier, po pięciu latach zmarł.
Gdy przygotowywano jego ciało do pogrzebu, dostrzeżono na jego piersi czerwony krzyż – znamię, z którego był znany. Błyskawicznie z godnego pogardy rzezimieszka opinia publiczna przemianowała go na świętego.
Został patronem chroniącym od zarazy.