Z Danutą Jazłowiecką, senator Koalicji Obywatelskiej z Opolszczyzny, rozmawia Jolanta Jasińska-Mrukot
– Alarmowała pani, że rząd nic nie robi, żeby ułatwić Polakom za granicą głosowanie w wyborach prezydenckich.
– Te przygotowania wyglądają bardzo źle i jest bardzo duże niezadowolenie wśród Polonii. Raz, że zmniejszono liczbę placówek, gdzie będą obwodowe komisje wyborcze, a dwa, że ograniczono czas na zgłoszenie się do udziału w wyborach. Liczbę komisji za granicą zmniejszono prawie o połowę, w wyborach do parlamentu polskiego było ich ponad 300, teraz jest tylko 169. Natomiast jeśli chodzi o czas na zgłoszenie chęci udziału w wyborach, to zaproponowano tylko sześć dni, z czego w tym czasie dni były wolne – Boże Ciało, sobota i niedziela.
– Nie wszędzie też będzie można głosować tak samo.
– Formuła jest zróżnicowana, bo są kraje, w których można głosować wyłącznie korespondencyjnie, w innych tylko osobiście, a są i takie, gdzie można głosować osobiście i korespondencyjnie. Ale np. w Danii, w naszej ambasadzie w Kopenhadze można wyłącznie korespondencyjnie, a pozostałych dwóch komisjach wyłącznie osobiście. To jest kompletnie niezrozumiałe, a minister spraw zagranicznych tłumaczył się, że to nie były decyzje MSZ, ale poszczególnych państw. Na moje pytanie, kiedy MSZ po raz ostatni rozmawiało z władzami tych państw na temat sposobu przeprowadzenia wyborów, pan minister powiedział, że tego samego dnia, kiedy ogłoszono u nas wybory, MSZ rozesłało pisma do poszczególnych rządów i takie były ich decyzje. My wiemy jednak, że są przypadki, że to nie jest prawdą, iż takie pisma wyszły. Tak naprawdę te pytania MSZ były przed 10 maja, a więc przed wyborami, które się nie odbyły, i na długo przed zmianami, jakie nastąpiły w poszczególnych krajach w związku z odmrażaniem gospodarek i życia społecznego. No i ten przypadek duński, którego pan minister nie potrafi wytłumaczyć, dlaczego jest tak, a nie inaczej. To świadczy o tym, że jednak na tym polu były duże zaniedbania.
– Nie wszyscy też wiedzieli, że muszą się zarejestrować jeszcze raz.
– Rzeczywiście, nie poinformowano Polaków mieszkających za granicą o tym, że ci, którzy zgłosili się na wybory 10 maja, muszą zgłosić się ponownie. Powstał tu też techniczny problem. Przy zgłaszaniu mailowym aplikacja nie zawierała informacji, jak będzie można głosować w danej komisji, nie ułatwiała zgłaszającemu właściwego wyboru. To bardzo często wprowadzało Polaków w błąd, bo gdzieś tam wyczytali, że w ich komisji będzie tylko głosowanie korespondencyjne, a w aplikacji, przez którą mogli się zarejestrować, była możliwość wskazania głosowania osobistego. Tylko, że wyznaczenie osobistego powodowało często zablokowanie całego systemu i od nowa trzeba było przechodzić całą procedurę, która po tym zablokowaniu była już trudniejsza.
– Łatwiej było zgłosić się telefonicznie.
– Ale tu też wystąpił problem. Okazuje się, że pracownicy naszych konsulatów i ambasad pracowali standardowo, czyli trzy godziny w ciągu dnia, trzy dni w tygodniu. I tylko w jednym dniu pracowali po południu. Po prostu trudno było się dodzwonić. Oczywiście, można było też zgłosić się osobiście w naszej placówce dyplomatycznej, ale na to było praktycznie tylko trzy dni, a niektórzy mają nawet kilkaset kilometrów do najbliższego polskiego konsulatu. Koledzy, którzy koordynowali tymi pracami za granicą, dostawali bardzo dużo sygnałów i sugestii, dlaczego tak się dzieje.
– Bo ten głos z zagranicy może być w tych wyborach istotny?
– Bardzo dużo na to wskazuje. W wyborach do Parlamentu Europejskiego w krajach członkowskich UE średnio 60 proc. Polaków głosowała na KO, około 20 proc. na lewicę, a pozostali na PiS. Tylko w USA i Kanadzie wygrywało Prawo i Sprawiedliwość.
– W tych wyborach o zwycięstwie może zadecydować kilkaset lub nawet kilkadziesiąt tysięcy głosów, więc Polacy mieszkający za granicą mogą się stać znaczącym przysłowiowym języczkiem u wagi…
– Tak się może zdarzyć. Ale to jest bardzo przykre, bo cokolwiek ten rząd zrobi, to już nie tylko my, politycy, nie tylko opozycja, ale zwykli ludzie doszukują się tym jakiegoś podtekstu, jakiejś manipulacji, kombinacji. To strasznie przykre, że nie możemy mieć zaufania do naszego rządu. Tak samo jest w tym przypadku. Widząc, że stawia się barykady, że robi się problemy, utrudnia się te możliwości głosowania, natychmiast doszukujemy się tego drugiego dna, że być może władze chcą się dopuścić oszustwa w tych wyborach. Oczywiście, nie ma na to dowodów, tylko podejrzewamy, ale sam fakt, że przestaliśmy ufać rządowi, jest naprawdę dramatyczny.
– Wracając do obwodów wyborczych za granicą, to czym ministerstwo tłumaczyło redukcję ich liczby?
– Oni to tłumaczyli tym, że państwa członkowskie nie zgodziły się, żeby w niektórych miejscach organizować komisje. Specjalnie zadzwoniłam do Strasburga z pytaniem, jaki mógłby mieć powód rząd francuski, że nie wyraził na to zgody. Odpowiedziano mi, że jest to mało prawdopodobne. Oczywiście, nie mamy na to żadnych dokumentów, ale jest mało prawdopodobne, żeby nie można było w Strasburgu głosować. Tam jest duża Polonia, Strasburg jest wyciszony jeśli chodzi o koronawirusa, mamy tam konsulat, więc naprawdę można byłoby głosować. Już nawet choćby korespondencyjnie. A takich przypadków są dziesiątki. Opowiadał mi kolega z Kanady, że u nich są takie same sytuacje, podobnie jak w USA i większości krajów członkowskich UE. Natomiast w Azji, czy Ameryce Łacińskiej, gdzie Polaków mieszka mniej, tam aż tak bardzo liczby komisji nie ograniczano.
– Czyli problemy są tam, gdzie Polacy mogliby licznie głosować?
– Mimo tych trudności zarejestrowała się wyjątkowo duża liczba Polaków, którzy chcą głosować za granicą, aż 380 tysięcy. A w wyborach do parlamentu 300 tys. Jesteśmy chyba narodem, który po prostu się buntuje i potrafi się mobilizować.
– A jak, po rejestracji, będzie wyglądać dalej procedura głosowania?
– Od momentu zarejestrowania ministerstwo do 22 czerwca, czyli poniedziałku, powinno powysyłać wszystkim pakiety wyborcze. A do piątku 26 czerwca muszą one wrócić do komisji obwodowych. Czyli to tylko cztery dni. MSZ wyszukało za granicą placówki pocztowe, które zobowiązały się szybko dostarczyć te pakiety. Ale już nie zadbało, by w tym pakiecie wysłać kopertę, żeby dany obywatel mógł szybką drogą zwrócić ten pakiet. Wiem, że w niektórych miejscach ludzie organizują to w ten sposób, że chcą włożyć kilka tych pakietów do dużej koperty i wysłać drogą ekspresową, żeby zdążyła na czas. Jeśli ktoś nie ma możliwości, żeby zdążyć na czas, to może osobiście przywieźć pakiet w dniu wyborów do swojej komisji. Ale nie tam, gdzie głosowanie jest tylko korespondencyjne. Tak więc możliwości manipulacji przy wyborach jest bardzo dużo.
– A co będzie, jeśli niektóre pakiety dotrą po wyborach?
– Zapytałam, co będzie z kopertami, które przyjdą w powyborczy poniedziałek, choć będzie na nich zaznaczone, że np. zostały wysłane już 22 czerwca. Usłyszałam, że trudno, ona nie dotarła do nas na czas. Możliwości manipulacji są więc olbrzymie. Brak możliwości równego udziału w wyborach dla wyborców mieszkającym z dala od Polski jest niepokojący.
– Czy będzie możliwe sprawdzenie, ile kopert wysłanych w terminie dotarło po czasie?
– Poprosiłam pana ministra, żeby bezpośrednio po wyborach został przygotowany raport ze wszystkich krajów członkowskich UE, ile tych kopert i z jakimi datami wysyłki dotarło po terminie, po niedzieli. Mam nadzieję, że to zobowiązanie, na które zgodził się pan minister Czaputowicz, zostanie wypełnione. Ale mało tego – w wielu krajach nasze konsulaty nie zaakceptowały wielu kandydatów do komisji skrutacyjnych, np. nie zarejestrowały ponad 50 osób reprezentujących Rafała Trzaskowskiego.
– I czym to argumentowano?!
– Pan minister podobno był zaskoczony tą informacją, po naszej interwencji te osoby zostały zarejestrowane. To są osoby w Hiszpanii, we Włoszech, w Czechach, na Węgrzech, w krajach Beneluksu, Kanadzie i USA. To następny niepokojący sygnał, że ministerstwo nie pracuje solidnie, by dać równe szanse głosowania Polakom mieszkającym za granicą. Musimy cały czas trzymać rękę na pulsie i walczyć o te równe szanse. Pytaliśmy też pana ministra, co z wysyłką tych pakietów. Odpowiedział, że stopniowo są wysyłane. W środę pan minister Czaputowicz powiedział, że około 40 tysięcy zostało wysłanych, a to zaledwie 10 procent! Mam świadomość, że to olbrzymie obciążenie dla konsulatów i ambasad, gdzie pracuje po kilka osób. Ale też zobowiązaliśmy pana ministra do tego, żeby na ten okres zatrudniono dodatkowych ludzi do pomocy. Żeby to było pewne, że Polacy dostaną pakiety na czas. Dotyczy to szczególnie mieszkańców naszego regionu, bo wielu z nich jest za granicą i są zainteresowani uczestnictwem w tych wyborach.