Z Krzysztofem Zalewskim, który wydał piąty album – „Zabawa”, na temat współpracy z Brodką, opolanką Agnieszką Żulewską oraz lockdownie rozmawia Anna Konopka.
W lipcu ze sceny amfiteatru w Opolu mówiłeś do publiczności: „Świat nie umarł, dopóki są koncerty”. Nie da się ukryć, że to był wyjątkowy show, jeden z pierwszych po dłuższej przerwie dla Opolan. Okres pandemii był z pewnością wyzwaniem. Czy dla Ciebie występy na żywo to rodzaj uzależnienia, paliwo?
Na pewno. Wymiana energii z publicznością jest nieporównywalna z niczym, co znam. Sprawia, że unoszę się trzydzieści centymetrów nad sceną, sprawia, że wierzę, że to, co robię, ma sens. Można się od tego uzależnić. Jednak w przeciwieństwie do innych uzależnień – nie widzę tutaj negatywnych skutków ubocznych.
CZYTAJ: Krzysztof Zalewski w Opolu: Świat nie umarł dopóki są koncerty! [ZDJĘCIA]
Nowa płyta ukazała się 18 września. Promujący ją singiel „Tylko nocą” już w sieci, podobnie jak zapowiadamy przez Ciebie jako „gruby” – kolejny klip. „Annuszka” faktycznie rozgrzała fanów, okazało się, że to wizualna perełka i dźwiękowa elektroniczna bomba. A pomogła Ci też Brodka!
Dzięki! Faktycznie udało się zebrać „zespół marzeń” do tego klipu. Brodka ze swoim niezwykłym wyczuciem wizualnym i niezachwianą pewnością siebie, Przemek Dzienis ze swoim spokojem i opanowaniem, Magdalena Górka ze swoimi hollywoodzkimi umiejętnościami i doświadczeniem oraz Agnieszka Żulewska, która na pewno podniosła znacząco poziom aktorstwa w tym teledysku.
I właśnie w tym momencie nie mogę nie zapytać o kulisy współpracy z opolanką. Urodzona w Ozimku, a wychowana w Turawie Agnieszka Żulewska zagrała z Tobą w klipie Maggie. Jak się spotkaliście?
Znamy się od lat, ale nie mieliśmy wcześniej okazji pracować razem. To świetna aktorka. Na pewno jej kunszt pomógł mi lepiej zagrać w tym klipie. Dobrze jest pracować z lepszymi od siebie. W ten sposób można się czegoś nauczyć.
SPRAWDŹ: Agnieszka Żulewska, znana opolska aktorka w klipie Krzysztofa Zalewskiego “Annuszka”
Jakie wcielenie Krzysztofa Zalewskiego poznamy na piątej po „Złocie” płycie?
Nieco bardziej taneczne, ale również mroczne, nocne, apokaliptyczne. Jak mawiał Frank Zappa, mówić o muzyce to jak tańczyć o architekturze, więc trzeba po prostu „Zabawy” posłuchać.
Zaczynałeś od hard rocka, potem przyszła pora na brzmienia nieco bardziej klimatyczne i łagodne z elementami popu. Jak wygląda ten proces zmiany artysty w Twoim przypadku z kolejnymi albumami, projektami, jak m.in. Męskie Granie?
Faktycznie zaczynałem od hard rocka, ale dawno temu zdałem sobie sprawę, że zamykanie się w jednej stylistyce jest dla mnie bardzo ograniczające i kontrproduktywne. Nie jest więc tak, że postanawiam sobie nagle, że będę teraz grał disco. Po prostu cieszę się wolnością w muzyce i staram się słuchać swojego wnętrza, nie oglądając się na to, jak ktoś postanowi sklasyfikować moją muzykę.
A Męskie Granie to wspaniała okazja, żeby podpatrzyć innych artystów, grając z nimi – podkraść coś z ich muzycznej wrażliwości dla siebie. Zainspirować się. Na pewno współpraca z Igo i Bass Astralem czy Dawidem Podsiadłą wywarła wpływ na moją twórczość.
Jak długo można szukać swojej artystycznej drogi? Sam usunąłeś się w cień na dobrych dziewięć lat, by – jak mówisz – odszukać swój własny styl, odszukać siebie. Jak się okazało – bardzo skutecznie.
Można i w moim mniemaniu nawet trzeba szukać cały czas. Starać się zaskakiwać siebie. Stwarzać sobie nowe wyzwania. Dla mnie najlepsze przykłady takiego podejścia, które owocowało ciągłym rozwojem i znakomitymi, jakże różniącymi się od siebie płytami, to Beatlesi, Bowie i Niemen. Tą ścieżką pragnę podążać.
Jak wpłynął na Ciebie okres przerwy w koncertowaniu spowodowany pandemią? To był czas wyciszenia, pracy w domowym studiu, relaksu, a może wielką tęsknotą za sceną?
Mimo że miałem szczęście zagrać kilka koncertów online, to oczywiście tęskniłem bardzo za kontaktem z „żywą” publicznością. Posiedziałem trochę więcej w domu, miałem okazję spędzić więcej czasu z rodziną, ale też w czasie lockdownu nagrałem partie wokalne na nową płytę i stworzyłem wraz z Jackiem „Budyniem” Szymkiewiczem i Natalią Przybysz muzyczną wersję „Szewców” Witkacego, z której jestem bardzo dumny. Można ją znaleźć na YouTubie. Czas przymusowego zamknięcia nie był więc dla mnie na szczęście czasem bez muzyki.
Jak oceniasz kondycję polskiego biznesu muzycznego i to, jakie skutki dla niego może przynieść koronawirus? Na ile są już one odczuwalne, w kontekście własnych doświadczeń czy zaprzyjaźnionych twórców?
Nie jest kolorowo. Wielu moich kolegów od miesięcy jest bez pracy, wiele firm zajmujących się wypożyczaniem sprzętu, stawianiem scen, oświetlenia itp. znajduje się na skraju bankructwa. Jesień, konieczność grania w zamkniętych pomieszczeniach, obostrzenia związane z pandemią i zapowiedzi drugiej fali koronawirusa nie wróżą nam najlepiej.
Nasza branża to trzysta tysięcy osób: muzyków, techników, inżynierów dźwięku, światła, właścicieli i pracowników firm nagłośnieniowych, kierowców. Dobrze by było, gdyby ta branża została przez rząd bardziej zauważona i otrzymała wsparcie, jakiego potrzebuje. Po to powstała akcja Otwieramy Koncerty. Wierzę jednak, a nawet wiem, że bez kultury nie da się żyć na dłuższą metę, więc pomału, ale odbudujemy się.
Dziękuję za rozmowę.