Ze Zbigniewem Kubalańcą, wicemarszałkiem województwa opolskiego, rozmawia Jolanta Jasińska-Mrukot

Pomoc dla uchodźców. Wicemarszałek Kubalańca: Są stowarzyszenia, samorządy, ludzie dobrej woli. Ale gdzie jest państwo?– Od trzech tygodni uchodźcom z Ukrainy pomagają głównie organizacje pozarządowe i samorządy.

– Samorządy zostały jak zwykle mocno obciążone. Rząd nie zabezpieczył ze swojej strony żadnych ośrodków, w których można byłoby lokować uchodźców. W Opolu już nie ma miejsc, gdzie można osoby z Ukrainy przyjąć. Te rodziny, z którymi mamy kontakt, chcą być w miejscu, gdzie można w miarę szybko znaleźć pracę, dla dziecka szkołę czy przedszkole. W małych miejscowościach będą miały problem z nauczeniem się języka polskiego oraz podjęciem pracy. Znów więc wszystko pozostaje na barkach samorządu i organizacji pozarządowych.

– Ale w małych miejscowościach być może znajdzie się więcej mieszkań, czy pomieszczeń, w których po przystosowaniu mogliby zamieszkać uchodźcy.

– Samorządy są już na granicy swoich możliwości. Kiedy rozmawiam z wójtami, burmistrzami, mówią, że nie mają już możliwości lokowania uchodźców. A kwota 40 złotych na całodzienne utrzymanie jednego uchodźcy, zaproponowana przez rząd, jest bardzo niska. Początkowo ta kwota miała wynosić 120 złotych, tak było w pierwszym tygodniu zaraz po inwazji. Skapitulowało państwo i pomocy z tej strony do tej pory nie widać. Są przyjmowane specustawy, ale kończy się trzeci tydzień wojny, a środków stricte na utrzymanie uchodźców nie ma. Natomiast teraz ta obiecana kwota po decyzji rządu spadała o dwie trzecie. Weźmy jakiś ośrodek należący do gminy, gdzie trzeba opłacić pracowników, opłacić trzy posiłki przy obecnych cenach żywności, gdzie trzeba zapłacić ogrzewanie, media. 40 złotych to jest kwota niewystarczająca. Za te pieniądze trudno zapewnić całodniowe wyżywienie, nie mówiąc już o pozostałych wydatkach. Jeżeli ktoś prywatnie przyjmuje u siebie uchodźców, to jest  inaczej. To jest rola państwa, a nie organizacji pozarządowych i samorządów, które nadmiernie obarczono.

– To nie powinno już dziwić, bo ten rząd co tylko może, spycha na barki samorządów…

Rząd wykonuje działania pozorne, które mają wykazać, że coś w tej sprawie jest robione. A nie ma infrastruktury, nie ma logistyki. Przede wszystkim rząd nie ma pieniędzy. To osoby prywatne, czy samorządy, albo organizacje pozarządowe miały pieniądze na pokrycie kosztów utrzymania uchodźców.

– Obserwując organizacje pozarządowe, wolontariuszy, to oni są już skraju wyczerpania fizycznego.  

Jestem pełen podziwu, że kolejny tydzień organizacje pozarządowe, zarówno na granicy, jak i we wszystkich miastach, na dworcach w punktach recepcyjnych dalej służą. Mają siłę na to, by pomagać uchodźcom, w tym także wyżywienie. Coraz częściej też słychać, że w miejscach docelowych organizują świetlicę dla dzieci. W takich miejscach wolontariusze odwracają ich uwagę, żeby nie myślały o wojnie i tym, co najgorsze, organizują im odpowiednie zajęcia. W Opolu słychać o kolejnych ludziach dobrej woli, wolontariuszach podejmujących się nauki języka polskiego. Zgłaszają się pracodawcy chcący zatrudnić osoby z Ukrainy. To wszystko działa, ale poza sferą państwową. To powinien robić rząd, to powinna robić administracja państwowa, kompleksowo już, po takim okresie tych działań wojennych. Państwo cały czas jest w chaosie, tak, jakby skapitulowało. Nie widzę pomysłu państwa, jak tych ludzi systemowo obsługiwać. Są stowarzyszenia, samorządy, ludzie dobrej woli i przedsiębiorcy. Ale gdzie w tym wszystkim jest państwo?

– Państwo nie miało i nie ma służb przygotowanych na kryzys uchodźczy, nie tylko ten, ale każdy inny.

– A gdzie są tak chwalone, z takim pietyzmem traktowane i tak mocno finansowane Wojska Obrony Terytorialnej? Gdzie są ci żołnierze stworzeni przez ministra Macierewicza? Oni już dawno powinni być w tych punktach pomocowych. Bo jak mówią wolontariusze, im brakuje koordynacji. Oni są odrębnymi stowarzyszeniami, przyjeżdżają z różnych miejscowości, sami nie mają przeszkolenia, ani doświadczenia w organizowaniu tak masowej pomocy na tak ogromną skalę. Oni zostali pozostawieni samym sobie. Natomiast żołnierze Wojsk Obrony Terytorialnej są obecni na paradach, są chwaleni przez media publiczne. Natomiast dzisiaj nie zdali egzaminu, tutaj dowództwo popełniło błędy, nie angażując tych ludzi w pomoc. Gdzie są kuchnie polowe? To oni powinni zajmować się rozdzielaniem posiłków, oni powinni zajmować się transportem osób do miejsc docelowych. A robią to osoby prywatne, za swoje pieniądze. rozwożą ludzi uciekających przed wojną. Kiedy WOT mają służyć ludziom? Mają być widoczni wśród ludzi, wspierać podczas konfliktów, a nie jedynie maszerować na placach defiladowych, bo inaczej traci sens ta formacja.

– Jak pana zdaniem powinien wyglądać system pomocy?

– Organizacje pozarządowe powinny wspierać, a całą organizacją pobytu i wyżywienia uchodźców powinno zająć się państwo. Organizacjom pozarządowym można zlecić naukę języka polskiego, zlecić prowadzenie świetlic dla tych dzieci. I my, samorządowcy, możemy takim organizacjom zlecać i płacić za tego typu usługi. Natomiast nie może być tak, że organizacje pozarządowe proszą ludzi o przysłowiową paczkę makaronu. Tutaj musi zacząć działać państwo. Organizacje pozarządowe będą miały ogromną rolę później. Kiedy uchodźcy będą tutaj miesiącami, będą musieli się odnaleźć ze swoimi problemami językowymi, edukacyjnymi. Z problemami bytowymi, takimi, jak żłobek, przedszkole, szkoła. Tutaj organizacje pozarządowe w przejęciu, w pewnym stopniu, tej odpowiedzialności od państwa będą nieocenione. Nie może być tak, że kolejne dni organizowaniem miejsc noclegowych zajmują się organizacje pozarządowe, bo one się zwyczajnie wypalą. Pomimo ich ogromnego heroizmu nastąpi wypalenie, bo każdy człowiek ma swój próg wytrzymałości.

    

Udostępnij:
Wspieraj wolne media

Skomentuj

O Autorze

Dziennikarstwo, moja miłość, tak było od zawsze. Próbowałam się ze dwa razy rozstać z tym zawodem, ale jakoś bezskutecznie. Przez wiele lat byłam dziennikarzem NTO. Mam na swoim koncie książkę „Historie z palca niewyssane” – zbiór moich reportaży (wydrukowanie ich zaproponował mi właściciel wydawnictwa Scriptorium). Zdobyłam dwie (ważne dla mnie) ogólnopolskie nagrody dziennikarskie – pierwsze miejsce za reportaż o ludziach z ulicy. Druga nagroda to też pierwsze miejsce (na 24 gazety Mediów Regionalnych) – za reportaż i cykl artykułów poświęconych jednemu tematowi. Moje teksty wielokrotnie przedrukowywała Angora, a opublikowałam setki artykułów, w tym wiele reportaży. Właśnie reportaż jest moją największą pasją. Moim mężem jest też dziennikarz (podobno nikt inny nie wytrzymałby z dziennikarką). Nasze dzieci (jak na razie) poszły własną drogą, a jeśli już piszą, to wyłącznie dla zabawy. Napisałam doktorat o ludziach od pokoleń żyjących w skrajnej biedzie, mam nadzieję, że niedługo się obronię.