– Zgłaszamy bardzo poważny wniosek do pana premiera i ministra Kowalczyka o dymisję Janusza Kowalskiego – zapowiedział poseł Witold Zembaczyński z Koalicji Obywatelskiej. – Chodzi o 10 tysięcy hektarów, na które ostrzą zęby działacze Solidarnej Polski. Wtóruje mu Tomasz Kostuś: – Sprawa dotyczy bardzo wrażliwego obszaru nadzoru działalności państwa jakim jest bezpieczeństwo żywnościowe – dodaje.
Afera tli się od kilku miesięcy na południu regionu. Dziś wybuchła za sprawą skandalicznych nagrań ujawnionych przez Renatę Grochal z Newsweeka. Znają ich treść w Głubczycach już od kilku dni. Przybywającego na spotkanie wiejskie we Włodzieninie Janusza Kowalskiego przywitał nie tylko jeden z jej uczestników Tomasz Ognisty (zaplecze intelektualne Janusza Kowalskiego), przewodniczący Solidarności Rolników Indywidualnych, ale także gromada oburzonych rolników z ulotkami z fragmentem rozmowy.
Trudno się dziwić zaangażowaniu Ognistego (w koszuli w kratę). Stawka jest wysoka.
– Sprawa jest bardzo poważna, ponieważ dotyczy bezpieczeństwa żywnościowego kraju i jednego z najlepiej prosperujących przedsiębiorstw branży rolniczej, głubczyckiego TopFarms-u. Jest szczególnie wrażliwa ponieważ dotyczy styku biznesu z polityką. – Tomasz Kostuś zapewnia ze temat zostanie postawiony na najbliższym posiedzeniu sejmu.
Wróćmy do historii
Realizacja ustawy Sawickiego z 2011 roku (tzw. ustawa „trzydziestkowa”) w TopFarms Głubczyce, była co najmniej dziwna. Nie wskazano w niej działek dla rolników indywidualnych z terenu całego Powiatu, tylko trzy duże bloki ziemi, głównie wokół wybudowanych wielkim kosztem i nowocześnie wyposażonych obór. Nikt oczywiście tego wyłączenia z dzierżawy z TopFarmsem nie konsultował.
Zastosowanie się do tej propozycji oznaczałoby konieczność zwolnienia ponad 100 osób, sprzedaż ponad 6000 szt. krów i jałówek i likwidację całej produkcji zwierzęcej.
Dziś fakt tej „niesubordynacji” wykorzystuje Janusz Kowalski do celów czysto politycznych. Wszystko co dotychczas robił Kowalski było działaniem czysto politycznym, nie ma więc powodu sądzić, że stał się nagle patronem rolników indywidualnych. Eksploatowane przez niego hasło „Polska ziemia dla polskich rolników” jest chwytliwe, ale kompletnie pozbawione praktycznego sensu
Zagospodarowanie ponad 10 tys. ha na których gospodaruje spółka jest niezwykle trudne do przeprowadzenia. – Nie mamy informacji, że aż taki głód ziemi jest w powiecie głubczyckim – twierdzi Marcin Oszańca szef Polskiego Stronnictwa Ludowego na Opolszczyźnie. Jego zdaniem jeszcze poważniejszym problemem jest to, że parcelacja spowoduje utratę miejsc pracy przez 250 pracowników.
– Trzeba pamiętać, że są to pracownicy którym udało się uniknąć losu kolegów z likwidowanych PGRów w Lubuskiem czy na Pomorzu, dla których pamięć początku lat dziewięćdziesiątych jest ciągle żywa, dla których znalezienie pracy w innym zawodzie będzie co najmniej bardzo trudne żeby nie powiedzieć niemożliwe. Dobro tych pracowników powinno być tutaj najważniejsze – tłumaczy Oszańca. – Z moich informacji wynika, że parcelacja dla gospodarstw indywidualnych ma dotyczyć tylko niewielkiej części areału a na reszcie ma być utworzona spółka skarbu państwa, która zapewne będzie zarządzana przez prominentnych działaczy i polityków Solidarnej Polski. Sprzeciwiam się temu z całą mocą. Żeby zamykać spółkę, która jest wzorem gospodarowania na arenie krajowej, która posiada jedno z większych stad bydła mlecznego, produkującego 18 milionów litrów mleka i zatrudniająca blisko 250 osób – ludzie stracą pracę, ze względu na fanaberie Solidarnej Polski – kwituje Oszańca.
Zwraca uwagę, że naruszone zostanie bezpieczeństwo żywnościowe kraju. Wojna na Ukrainie trwa w najlepsze.
Łańcuchy dostaw zostały przerwane. Bezpieczeństwo żywnościowe kraju powinno być priorytetem dla rządzących.
Własnością spółki są budynki, infrastruktura, sprzęt i zwierzęta. Produkcję zwierzęcą trzeba będzie zamknąć. Odbudowanie jej na taką skalę jest nierealne.
– Ile kosztuje traktor dowiedzieliśmy się z afery ministra Kaczmarczyka – milion do półtora miliona złotych – przypomina Oszańca. – Na 10 tysięcy hektarów trzeba takiego sprzętu dużo. I na to znów trzeba by wydać miliony złotych naszych pieniędzy z budżetu państwa na wyposażenie nowej spółki.
– Dla PiS i Solidarnej Polski najważniejsze jest to, żeby formalnie taka spółka zaczęła funkcjonować żeby partyjni działacze mogli pobierać apanaże. I to jest główny powód, by powstało coś takiego na gruntach TopFarms –u – uważa Oszańca. Solidarność Rolników Indywidualnych jest tutaj figurantem, który upomina się o ziemię i dostanie być może jakiś ochłap.
– Przewodniczący Solidarności RI jest asystentem ministra Janusz Kowalskiego – tłumaczy Oszańca. – Jest, cytuję ministra „jego zapleczem merytorycznym”. Ile warte jest to zaplecze merytoryczne dowiedzieliśmy się podczas wywiadu z ministrem podczas którego okazało się, że nie potrafi odróżnić od siebie zbóż. Oburzające jest to ze jak sam mówi , uważa się za specjalistę od energetyki w rolnictwie, a nie potrafił rozróżnić owsa, którego nie sposób pomylić z żadną rośliną.
TopFarms w istocie nie wypełnił założeń ustawy Sawickiego, ale nikt nie próbował szukać z nim kompromisu, który zlikwiduje realny głód ziemi i jednocześnie pozwoli spółce przetrwać i się rozwijać i produkować dla nas żywność, co w aktualne sytuacji politycznej i gospodarczej jest niezwykle ważne
Rolniczy potentat
Top Farms Głubczyce powstała z przekształcenia Kombinatu Rolnego Głubczyce w spółkę z ograniczoną odpowiedzialnością w 1993 roku. AWRSP (poprzednik KOWR) wspierał swoją państwową spółkę wnosząc do niej aportem nieruchomości. Jednak w drugiej połowie lat dziewięćdziesiątych ministerstwo rolnictwa zdecydowało, o jego prywatyzacji.
– Nie byliśmy jeszcze wówczas w Unii Europejskiej, ta perspektywa wciąż była daleka. Pszenica była nawet po 300 złotych i Kombinat radził sobie coraz gorzej. Konieczny był zastrzyk kapitału na doinwestowanie i stąd pomysł prywatyzacji – opowiada Łukasz Krechowiecki, prezes TopFarms Głubczyce.
– Proces wyboru inwestora zakończył się ostatecznie w 1999 roku – dodaje Krzysztof Tkacz, dyrektor ds. Finansowo-Administracyjnych, członek zarządu spółki. – Firma zaoferowania najlepsze warunki cenowe i gwarancje dotyczące trzech obszarów: inwestor musiał utrzymać zatrudnienie, musiał wprowadzić nowe technologie i zainwestować w kombinat konkretne pieniądze – i tak zrobił.
Umowa dzierżawna gruntów, która się właśnie kończy pochodzi jeszcze z początku 1994 roku. Zawarł ją Skarb Państwa ze swoim własnym kombinatem – pierwotnie na lat dwadzieścia, a przed prywatyzacją przedłużono ją o kolejnych 10 lat. – Ta umowa jest daleka od tego co dziś funkcjonuje na rynku – tłumaczy Łukasz Krechowiecki – i my jesteśmy tego świadomi. Wielokrotnie proponowaliśmy różne rozwiązania, by zbliżyć ją do realiów, ale z drugiej (AWRSP czy później KOWR) strony nie było klimatu, nie było zainteresowania.
Pamiętać trzeba, że umowa dzierżawy ziemi jest podstawą bytu spółki rolnej.
– Dziś jesteśmy jednym z największych producentów rolnych w Polsce, gospodarującym na niemal 11 tysiącach hektarów. Zatrudniamy 200 osób na umowy o pracę i 50 na umowach zleceniach (w przeliczeniu na pełne etaty). Współpracujemy z blisko 250 firmami dostarczającymi usługi – od najmniejszych – dostarczających na przykład materiały biurowe skończywszy na usługach dużych skomplikowanych i pracochłonnych wymagających drogich maszyn – wylicza Krechowiecki.
Umowa dzierżawy, która właśnie się kończy dotyczy ponad 90% gruntów, na których TopFarms dziś pracuje. – Firma bardzo się zmieniła od czasu prywatyzacji – zwraca uwagę Tkacz. – To już nie jest kilkanaście samodzielnych zakładów tylko jedno, wielkie, nowocześnie zarządzane gospodarstwo z działami produkcyjnymi. Jest dział ziemniaka, wiele milionów zainwestowano w produkcję mleka, genetykę stada, rozbudowę obór, przechowalnictwo zbóż, nawodnienie.
Jeszcze historia
W 2011 roku sejm przegłosował ustawę o „trzydziestkach” zwaną także ustawą Sawickiego, która zobowiązała Agencję Rynku Rolnego, by wszystkim dzierżawcom przedstawić propozycje wyłączenia z dzierżawy 30% gruntów. Ówczesna opozycja – czyli rządzący dzisiaj – bardzo tę ustawę krytykowała i zapowiadała jej likwidację po przejęciu władzy.
– My znaleźliśmy się w gronie tych kilkuset firm, którzy na realizacje tej ustawy się nie zgodzilły – przyznaje Tkacz. – Dlaczego? – wyjaśnia: – Nigdy tego wyłączenia nie domówiliśmy. Natomiast propozycja, która została nam przedstawiona wyłączała nam niemal trzy i pół tysiąca hektarów wokół obór w których hodujemy bydło mleczne. Gdybyśmy się na to zgodzili musielibyśmy zamknąć obory i zwolnić przynajmniej 100 pracowników.
– Gdy się nie zastosowaliśmy do ustawy, doszło do „dziwnych” wydarzeń na terenach TopFarms Głubczyce – opowiada Krechowiecki. Zaczęło się od podpalenia kombajnów zostawionych na polu po omłocie rzepaku. – Tam był stróż, ale w nocy podjechał samochód, poleciały butelki z benzyną i po kombajnach. We wrześniu 2012 roku na terenie całego Powiatu, podpalone zostało cztery tysiące ton słomy zgromadzonej na naszych polach. Zdarzenia były zgłaszane do policji i prokuratury, niestety żadne z nich nie zakończyło się ujawnieniem sprawcy. Było podpalenie magazynu ziemniaków, było związanie stróża – bandyci próbowali rozciąć zbiornik o pojemności 2 tysięcy ton, pełen rzepaku. Nikogo nie oskarżono. To daje nam podstawy do tego, by uważać, że taki wybór gruntów, które miały być wyłączone z dzierżawy – nie był przypadkowy. Minister Kowalski doskonale wie jak to wszystko wygląda i jego zarzut, że nie zastosowaliśmy się do ustawy Sawickiego jest po prostu cyniczna grą. Kowalski doskonale wie, że ani jeden hektar z gruntów, które wówczas by nam odebrano nie trafiłby w ręce rolników indywidualnych. Demonstrowaliśmy mu to wszystko osobiście – zapewnia Krechowiecki.
Realia
TopFarms Głubczyce zajmuje się produkcją zbóż, rzepaku, ziemniaków, buraków oraz produkcją mleka. Każdego roku TFG posiada w ofercie sprzedaży ok. 50 tys. ton zbóż, 6 tys. ton rzepaku, 100 tys. ton buraków cukrowych oraz ok 50 tys. ton ziemniaków. Spółka jest największym w kraju producentem ziemniaków i jednym z największych producentem mleka.
W swojej działalności posługuje się kodeksem Dobrych Praktyk Rolniczych. – Prowadzimy gospodarkę rolną z zastosowaniem najnowszych technologii upraw z poszanowaniem środowiska naturalnego –zapewnia Tkacz. – Produkowane przez nas ziemniaki, rzepak i pszenica posiadają certyfikat GlobalG.A.P., który obejmuje cały łańcuch produkcyjny, od wysiania lub wysadzenia roślin do gruntu, poprzez pielęgnację, zbiory płodów, aż po przechowanie i sprzedaż. Wysoka jakość naszych produktów znalazła uznanie wśród najbardziej wymagających kontrahentów – z naszych ziemniaków produkowane są zupki dla niemowląt.
– Współpracujemy z uczelniami i akademiami działając na rzecz poprawy konkurencyjności polskiego rolnictwa – dodaje Krechowiecki. – Byliśmy jednym z członków konsorcjum PolSoja którego zadaniem było ”Unowocześnianie technologii uprawy konwencjonalnej odmian soi (Glycine max) w warunkach Polski”. Współpracujemy z miejscowa szkołą rolniczą. Od lat prowadzimy zajęcia z praktycznej nauki zawodu dla uczniów tej szkoły. W 2015 roku otworzyliśmy u nas centrum kształcenia – obiekt przeznaczony do prowadzenia zajęć dla uczniów tej szkoły i nie tylko. Jesteśmy bezsprzecznie jednym z najnowocześniejszych gospodarstw rolnych w Polsce – zarówno od strony technicznej jak i organizacyjnej.
O sukcesie TFG decyduje przedsiębiorczość, pracowitość, umiejętności dostosowania się do warunków gospodarowania i potrzeb rynku. Jest laureatem konkursu Agroliga w województwie opolskim, w którym zajęło I miejsce i tytuł Agromistrza AgroLigi 2014 w kategorii firm przetwórstwa rolno-spożywczego i usług. Soja z TGM jest laureatem konkursu „Opolska Marka 2019” organizowanym przez Zarząd Województwa Opolskiego w kategorii „produkt” w grupie średnich i dużych firm województwa opolskiego.
Firma jest blisko z regionem. Wspiera szereg przedsięwzięć społecznych, szkoły, przedszkola w pięciu gminach gdzie jest zlokalizowana. Pośrednio i bezpośrednio. – Schronienie przy nas znalazło Stowarzyszenie Dzieci Niepełnosprawnych „Tacy sami” – przytacza Krechowiecki. – Dbamy o miejscową społeczność, bo wszyscy tu wyrośliśmy, to jest nasze dziedzictwo. I w ten sposób podchodzimy też do ziemi, do tego wszystkiego co robimy. Po pierwsze: perspektywiczność, po drugie dbałość o nasze otoczenie – od ziemi po ludzi.
Hasło Kowalskiego „Polska ziemia dla polskich rolników” jest w tej sytuacji absurdalne. Właściciele przedsiębiorstwa się zmieniają tak samo jak w przypadku naszych sztandarowych spółek KGHM czy PKN Orlen, Skarb Państwa nie ma tam 100% własności i czy to oznacza że nie są to spółki polskie?.
– A tu u nas pracują ludzie, rolnicy, już w trzecim pokoleniu. Sami Polacy. Miejscowi – zwraca uwagę Krechowiecki. – A to co Kowalski robi, to negowanie prawa pracowników do tego, żeby nazywać ich rolnikami, tylko dlatego, że są potomkami tych, którzy przyjechali tutaj za pracą w latach sześćdziesiątych.
– Trzeba pamiętać, że upadek, i tak nielicznego na tych ziemiach przemysłu w latach dziewięćdziesiątych spowodował strukturalne bezrobocie – przypomina Tkacz. Stabilizacja zajęła ponad 20 lat a ofiary w postaci odpływu młodych i wyludnienia są już nie do odrobienia.
Janusz Kowalski tradycyjnie kłamie, albo niechcący zdradza plany utworzenia spółki skarbu państwa na odebranych TopFarms gruntach. W jaki sposób miałby inaczej uratować 200 miejsc pracy? Rolnicy indywidualni mogą sobie pomarzyć o dodatkowej ziemi…
Fot. Henryk Wawer, melonik