Nie od dzisiaj wiadomo, że główną słabością opolskiego rolnictwa jest brak silnie rozwiniętego przetwórstwa. Dobitnie o tym przypomniał ostatnio człowiek kompetentny, a zarazem współodpowiedzialny, prezes Izby Rolniczej w Opolu, jednocześnie przewodniczący Komisji Rolnictwa w opolskim Sejmiku Wojewódzkim, Herbert Czaja. Przy okazji opublikowania w NTO (19 lutego br.) Złotej Setki najrentowniejszych opolskich przedsiębiorstw w rozmowie z Krzysztofem Świderskim powiedział on: W porównaniu z innymi regionami mamy znikomą ilość dużych zakładów przetwórczych. Opolscy rolnicy „rozpieszczeni” przez lata warunkami, w jakich gospodarują, uważają, że wystarczy dobrze produkować, by sprzedawać i dobrze żyć. Przeważą przyzwyczajenie, typ myślenia oparty na prostej wydajności z hektara. A przecież to przetworzone produkty rolne przynoszą największe zyski. W regionach, w których nie ma tylu dobrych gleb, rolnicze zakłady przetwórcze powstały z konieczności. Paradoksalnie, rozwinęli się tam ci, którzy nie byli w stanie wyprodukować wystarczających ilości surowców. Zainwestowali w duże magazyny czy chłodnie, maszyny myjące, sortujące, pakujące. Teraz zarabiają spore pieniądze na przerabianiu surowców kupowanych m. in. na Opolszczyźnie. Są w stanie spełnić wymogi dużych sieci handlowych, wymagających stałych, powtarzalnych, idących w setki ton tygodniowo dostaw produktów odpowiedniej jakości. A tego nie zapewnią im nawet wydajne gospodarstwa indywidualne.(…) Przyszłość wymusi na nich (opolskich rolnikach – red.) więcej inicjatywy. Oczywiście nie każdy ma talent do biznesu, ale każdy powinien sobie odpowiedzieć na pytanie, czy nadal chce za psie pieniądze sprzedawać podstawowe surowce. A może lepiej będzie, choćby drobnymi kroczkami, dopasować się do zmieniających się wymogów rynku. Pomyśleć o współpracy z sąsiadami w grupach producenckich czy skorzystać ze sprawdzonych wzorców spółdzielczych.”
W kontekście tej ze wszech miar prawdziwej wypowiedzi spójrzmy na naszą najbliższą okolicę. Okazuje się, że pod względem przetwórstwa rolno-spożywczego jesteśmy pustynią i właściwie nie potrafimy wymienić choćby jednego przykładu gospodarstwa, zakładu na dowód, że nauczyliśmy się przetwarzać, choćby wstępnie uszlachetniać to, co doskonale potrafimy wyhodować, zebrać z pola. Czy w naszych okolicznych sklepach, sieciowych i tych małych, można kupić chociażby jakąś sałatkę jarzynową przygotowaną w jakiejś naszej firmie ? W Rolniczej Spółdzielni Produkcyjnej w Stobrawie od wielu lat stoją puste chlewnie, bo gospodarstwo całkowicie zrezygnowało z produkcji zwierzęcej, ale żadnemu z kolejnych zarządów nie udało się ich wykorzystać chociażby jako pakowni czy myjni ziemniaków, warzyw.
W Chróścicach od lat działa zrzeszenie miejscowych hodowców świń. Cała inicjatywa zarządu skończyła się na urządzeniu porządnego punku skupu żywca w dzierżawionym obiekcie. Przebąkiwano swego czasu o przekształceniu się w grupę producencką, ale na gadaniu się skończyło. O uruchomieniu własnego przetwórstwa mięsnego nawet nie napomykano.
W okolicy Popielowa funkcjonuje spora grupa dobrych gospodarstw specjalizujących się w hodowli bydła mlecznego, ale spróbujcie w miejscowych sklepach kupić mleko „popielowskie”.
I tak, niestety, co krok potwierdza się krytyczna ocena prezesa Izby Rolniczej, że nasi opolscy rolnicy potrafią dużo i dobrze produkować w swoich gospodarstwach, ale jeszcze nie nauczyli się korzystnie tego wszystkiego przetwarzać, uszlachetniać, pakować w hurtowych ilościach. Spijają w ten sposób chude mleko, natomiast śmietankę spijają obrotniejsi sąsiedzi.
E. P.