Rok 2015, w 70-lecie wydarzeń z 1945 roku, został uznany przez sejmik województwa śląskiego rokiem Pamięci Ofiar Tragedii Górnośląskiej. Dziś mamy kolejną odsłonę upamiętniania tych wydarzeń. W Katowicach marszałkowie Wojciech Saługa i Zbigniew Kubalańca oraz przewodniczący sejmików Jacek Jarco i Rafał Bartek poinformowali o tym, jak w przyszłym roku uczcimy w naszych regionach, 80 rocznicę Tragedii Górnośląskiej. Cały rok 2025 będzie poświęcony upamiętnieniu tych wydarzeń.
– Cała ta historia roku 1945 i 46 wciąż owiana jest mgłą tajemnicy, ale wciąż tę historię chcemy przybliżyć społeczeństwu, przybliżyć Polsce to, co się wydarzyło tutaj, na ziemiach Górnego Śląska – mówił na specjalnej konferencji prasowej w Katowicach marszałek województwa śląskiego Wojciech Saługa. – Bardzo się cieszę, że organizując obchody 80 rocznicy Tragedii Górnośląskiej, łączymy siły, że włącza się w to województwo opolskie. Bo te tragiczne rzeczy działy się na terenie dzisiejszych województw śląskiego i opolskiego – dodawał Wojciech Saługa.
– To prawda, 80 lat temu granice naszych województw nie istniały, a łączyła nas tragedia. To istotne, abyśmy łącząc potencjały naszych województw, potrafili przypomnieć w przyszłym roku, który w obydwu regionach będzie Rokiem Tragedii Górnośląskiej, tamte tragiczne w skutkach wydarzenia – mówił z kolei wicemarszałek województwa opolskiego Zbigniew Kubalańca. Marszałek Kubalańca przypominał, że kilka lat temu podobnie połączyła nas setna rocznica powstań śląskich i wtedy też wspólnie przypominaliśmy mieszkańcom całego kraju o tych ważnych, nie tylko dla Śląska, wydarzeniach.
W konferencji wzięli udział także przewodniczący obydwu sejmików – województwa śląskiego Jacek Jarco i opolskiego Rafał Bartek. Jak informował Jacek Jarco, sejmik śląski już podjął uchwałę o ustanowieniu roku 2025 Rokiem Tragedii Górnośląskiej. A Rafał Bartek przypomniał, że tak naprawdę Tragedia Górnośląska była częścią powojennych represji wymierzonych w niemiecką ludność cywilną Śląska. – Dotknęły one nie tylko Ślązaków, ale również Warmiaków, Mazurów, Kaszubów czy Pomorzan Wszędzie tam po wojnie aresztowano, wypędzano z ojczyzny, zabierano język, nazwiska i majątki – mówił Rafał Bartek. – Jako Sejmik Województwa Opolskiego podejmiemy w grudniu uchwałę podobną w swej treści do tej, jaka będzie podejmowana w Sejmie i Senacie, jaką podjął sejmik śląski. To stanie się okazją do oddania hołdu ofiarom, ale też symbolicznego zadośćuczynienia tym, którym wyrządzone wtedy krzywdy towarzyszyły przez całe życie – dodawał przewodniczący Rafał Bartek.
Patronat na wszystkim przyszłorocznymi obchodami objął premier RP Donald Tusk.
Tragedię Górnośląską 1945 roku zdefiniował Instytut Pamięci Narodowej jako „represje wobec niewinnej ludności cywilnej Górnego Śląska po zakończeniu działań frontowych, podejmowanych głównie ze względów narodowościowych”.
A represje były różnorodne: grabieże, masowe gwałty i mordy, wywózki w głąb Związku Sowieckiego zamykanie przez władze polskie ludności cywilnej w obozach – wszystko oczywiście bez sądu i przestrzegania jakiegokolwiek prawa.
Przez lata nie wolno było o tym mówić i pisać. Dopiero po roku 1990 zaczęto rejestrować wspomnienia żyjących, gromadzić dokumenty, pisać o tym tragicznym dla ludności Górnego Śląska okresie i upamiętniać ofiary.
Tylko w podbytomskich Miechowicach, w dniach 25-27 stycznia 1945 roku wojska sowieckie wymordowały kilkuset osób tylko dlatego, że przyszło im żyć po niewłaściwej stronie przedwojennej granicy Górnego Śląska, a według krążących po wojnie pogłosek – był to odwet za zabicie przez członka Hitlerjugend radzieckiego majora. Do dziś nie jest znana dokładna liczba zamordowanych, szacuje się ją na 380 osób, choć źródła niemieckie mówią nawet o 700. Sowieci zabijali bez powodu i bez tłumaczeń.
Niezwłocznie po wkroczeniu do Gliwic sowieci rozstrzelali ponad 800 mieszkańców. Strzelali bez opamiętania do mieszkańców Halemby, Starej Kuźnicy, Pyrzowic…
Tydzień po zajęciu Górnego Śląska decyzją Państwowego Komitetu Obrony ZSRR z 3 lutego 1945 roku na całym obszarze Górnego i Dolnego Śląska nakazywało się internować zdolnych do noszenia broni mężczyzn w wieku 17-50 lat. Mieli sie stawić w punktach zbornych z zapasem żywności i ubrań na 14 dni. Oficjalnym powodem były publiczne prace porządkowe czy uruchamianie zakładów pracy.
Terenem aresztowań zostało objęte przedwojenne województwo śląskie, dawna rejencja opolska, lecz zdarzały się przypadki aresztowań na terenie Zagłębia Dąbrowskiego. Podstawą formalną był zgoda aliantów podczas konferencji jałtańskiej na wykorzystanie przez ZSRR ludności niemieckiej do pracy przymusowej jako formy reparacji. Większość z nich wtłoczono do bydlęcych wagonów i wysłano w głąb ZSRR.
Deportowani Górnoślązacy zapełnili łagry rozlokowanych na obszarze całego Związku Sowieckiego. Najwięcej zesłano ich do obozów pracy na Ukrainie, Syberii i w Kazachstanie ale także Turkmenii, Gruzji i Białorusi oraz za koło podbiegunowe i na Kamczatkę.
W łagrach deportowani sami musieli sobie zbudować baraki lub ziemianki, ogrodzenie, wieże strażnicze i pozostałą infrastrukturę obozową: prycze, sanitariaty itp. Nieodłącznym towarzyszem życia obozowego była wycieńczająca praca, głód, choroby i sadyzm. Brakowało ubrań i obuwia. Szacuje się, że dopiero od połowy 1946 roku obozy internowanych zaczęły przypominać „normalne” ,sowieckie łagry.
Wywózki trwały do połowy kwietnia 1945 roku. Po tym terminie wykorzystywano internowanych na miejscu, na Śląsku, głównie do demontażu niemieckich zakładów przemysłowych.
Dane odnośnie do osób wywiezionych do ZSRR są różne: szacowano, że poza krajem znajduje się od 40 do 90 tysięcy autochtonów ze Śląska. Do domów wróciło około 20%. Do rejencji opolskiej powróciło 3 tysiące autochtonów z wywiezionych 16 tysięcy.
Deportacje miały tragiczne skutki demograficzne dla regionu. Społeczeństwo Górnego Śląska było społeczeństwem kobiet, dzieci i starców. Nic więc dziwnego, że w połowie kwietnia internowaniem objęto także kobiety w wieku 17-50 lat. Pracowały one głównie przy odgruzowywaniu, pracach budowlanych, demontażu dużych i nowoczesnych zakładów przemysłowych.
Na Górnym Śląsku w połowie 1945 r. funkcjonowały 23 obozy – głównie karne i obozy pracy. Ponurą sławą okryły się placówki w Jaworznie, Łambinowicach, Mysłowicach i Świętochłowicach-Zgodzie. Oficjalnie mówiono, że obozy przeznaczone były dla „zbrodniarzy faszystowsko-hitlerowskich”, ale osadzano tu w większości przypadków ludzi niewygodnych dla nowego systemu.
Plagą wszystkich obozów były wszy, pluskwy i szczury oraz groźne choroby: czerwonka i tyfus. Załogi znęcały się nad aresztowanymi. Bicie, marszobiegi, „stójki” były na porządku dziennym. Do tego dochodziła wyniszczająca praca w kopalniach i hutach Nic też dziwnego, że śmiertelność w tych placówkach była bardzo duża. Ponieważ brakuje dokumentacji obozowej, szacuje się, że liczba śmiertelnych ofiar sięgała 20 proc. stanu.
We wrześniu 1945 r. rozkazem Ministra Bezpieczeństwa Publicznego Stanisława Radkiewicza zaczęto stopniowo likwidację obozów. Więźniów bez sankcji zwolniono, część podziemia patriotycznego objęła amnestia, pozostałych ewakuowano do innych placówek – głównie do Centralnego Obozu Pracy w Jaworznie. Przed zwolnieniem więźniowie musieli podpisywać zobowiązanie o zachowaniu pobytu w obozie w tajemnicy i to także jest jedna z przyczyn milczenia na temat tego epizodu Tragedii Górnośląskiej.
W okresie PRL Tragedia Górnośląska i deportacje do ZSRR były tematem tabu. Dopiero po 1989 roku możliwa stała się dyskusja na ten temat oraz upamiętnienie ofiar.
Fot. Andrzej Grygiel – UMWSL. Film „Tragedia Górnośląska 1945” zrealizowali Aleksandra Fudala i Adam Turula dla Muzeum Historii Polski.