„Demokracja musi ludziom udowodnić, że potrafi sobie radzić z łobuzami. Na razie PiS, Ziobro i reszta demonstrują, że jest wręcz przeciwnie”. Te słowa, wypowiedziane niedawno w gorącej atmosferze polskiej polityki, trafiają w sedno.
Bo co widzimy dziś, pod koniec 2025 roku? Były minister sprawiedliwości, Zbigniew Ziobro, oskarżony o kierowanie zorganizowaną grupą przestępczą i nadużycia w Funduszu Sprawiedliwości, spokojnie przebywa za granicą – prawdopodobnie na Węgrzech u przyjaciela Orbána. Sejm uchylił mu immunitet, prokuratura wnioskuje o areszt, a sąd… odracza decyzję do stycznia, bo śledczy nie przygotowali wszystkich materiałów.
Klasyka: system, który miał rozliczać, potyka się o własne sznurówki. To nie jest pojedynczy przypadek. Przypomnijmy sobie Mariusza Kamińskiego i Macieja Wąsika – skazanych prawomocnie za aferę gruntową, uwięzionych, a potem ułaskawionych przez prezydenta. Albo Daniela Obajtka, który właśnie dostał akt oskarżenia za fikcyjne umowy w Orlenie, ale jako europoseł PiS czuje się pewnie. Mateusz Morawiecki, Mariusz Błaszczak, Krzysztof Ardanowski – zarzuty za decyzje z czasów władzy. Prokuratura działa, wnioski lecą, a efekty? Często ucieczka, odroczenia, polityczne azyle. Zwolennicy rządu Tuska mówią: wreszcie rozliczamy! Po latach bezkarności PiS, po Pegasusie, po Funduszu Sprawiedliwości wydanym na kampanie i prywatne ochroniarzy, po naciskach na prokuratorów – ktoś musi odpowiedzieć. I słusznie. Demokracja nie może tolerować, gdy władza traktuje państwo jak prywatny folwark.
Ale tu właśnie tkwi problem: rozliczanie trwa już dwa lata, a „łobuzy” – jak ich nazywają krytycy – nie tylko nie siedzą, ale jeszcze oskarżają rząd o polityczną zemstę. Ziobro z Budapesztu czy Brukseli woła o „bezprawiu Tuska”, PiS krzyczy o „neo-prokuraturze” i „zamachu na opozycję”. I mają częściowo rację. Bo gdy prokuratura wnioskuje o areszt, a potem nie dostarcza sądowi pełnych akt – to kompromitacja. Gdy sprawa odracza się z powodu „braków dowodowych”, to nie wzmacnia zaufania do wymiaru sprawiedliwości, tylko je podkopuje.
Obywatele patrzą i myślą: jeśli nawet teraz, z nową władzą, nie potrafią skutecznie wsadzić tych, którzy łamali prawo na wielką skalę – to po co ta cała demokracja? Łobuzy wygrywają, bo system jest wolny, proceduralny, pełen furt i apelacji. A oni znają go od podszewki – w końcu sami go przez osiem lat kształtowali. Demokracja musi radzić sobie z łobuzami nie tylko karząc ich szybko i widowiskowo, ale przede wszystkim skutecznie i sprawiedliwie. Bez błędów proceduralnych, bez wrażenia politycznej vendetty. Bo inaczej PiS i Ziobro będą dalej demonstrować: patrzcie, nawet oni nas nie mogą ruszyć. A wtedy to nie łobuzy przegrywają – przegrywa wiara w państwo prawa.
Może więc czas na refleksję: rozliczanie tak, ale z głową. Bo jeśli demokracja nie udowodni swojej siły, to łobuzy będą się śmiali ostatni. A my, obywatele, zapłacimy rachunek.
fot. Geralt z Pixabay




