Czasem tak jest, że chce się spojrzeć szerzej na zmieniającą się okolicę, na to co nasz otacza. Najlepiej z jakiejś wysokości, z góry, by mieć ogląd panoramiczny wokół, widzieć to co na horyzoncie i to co bliżej np. oglądać Dobrzeń Wielki, gdzie z jednej strony powstaje Tesco, z drugiej kolejny blok Osiedla Energetyk, trochę z boku Dobrzeń Mały, “za sobą” wielgachną architekturę Elektrowni Opole, a przed nią opłotki Brzezia, tory kolejowe itd.
Taki pejzaż możesz obejrzeć tylko z Żabiej Góry (zabiou gura), każdy w Dobrzeniu tak ci powie. Dochodząc do jej szczytu rozpoznajesz już te obrazy i patrzysz daleko jak najdalej. Po chwili dopiero dostrzegasz to, co przed tobą, przy drzewku furkoczący wiatraczek, a u ich spodu kamień z inskrypcją “Zum Gedenken am unsere lieben Eltern Peter (51) und Sophie (43) Ryborz. Hier mußten sie am 28. Januar 1945 ihr Leben lassen. Zu Ehren und in tiefer Ehrfurcht. Ihre Kinder Resi – Doris – Rudi”.
Co się stało tego sądnego dnia? – pytasz się w duchu. Pytasz raczej retorycznie, bo wiesz, że daty tego okresu 1945 roku wspólny mają mianownik – przełom frontowy i wojenne zdziczenie. Bardzo smutna to historia, jak się okazuje, tragedia jakich wiele miało miejsce w tym czasie, a ściska za gardło.
W pamiętnym styczniu 1945 “Rybourze” – familia na “wiatrouku – młynie” zeszła do Brzezia (wtedy Finkenstein), słusznie uważając, że lepiej być w większym skupisku niż w parę osób z dala od ludzi, gdy nadejdą “oni” – sowieci. Tymczasem w ich opuszczonych zabudowaniach schronili się trzej niemieccy żołnierze uchodzący z Opola, z lazaretu. Front ich prześcignął gdzieś 21/22 stycznia. Po paru dniach naszło ich NKWD i dawaj z nimi do komendanta w Brzeziu. Tam ich rozstrzelano i pochowano na prywatnej posesji za stodołą.
“Nada było” złapać jednak tych, co niemieckich żołnierzy “ukrywali” (Ryborzy nie było jednak na miejscu i nie wiedzieli co się dzieje w ich domu). Czy ich schwytano, czy sami się zgłosili, dowiedziawszy się, że są poszukiwani – nie ma pewności, w każdym razie ich samych, bez dzieci (gdzieś je wcześniej ukryto) zagonili na “ich górkę”, tam zabili i spalili w lokum młodzieżowych “doświadczeń naukowych” krewnego rodziny, za “wiatroukiem” w wyrobisku marglowym. Jakiś czas później wałęsający się bojec – watażka, a tak naprawdę maruder, też w to miejsce trafił. Było splądrowane, więc spalił wiatrak – młyn Ryborzy, “chociaż tyle”.
Tragizm tej sytuacji w odniesieniu do historycznych przekazów z życia na Żabiej Górze ma też swój posmak ironii losu. Jeszcze z początku XIX wieku górka była w całości terenem rolnym, acz ciężkim bo zawsze na niej było z góry albo pod górę, a na dodatek co rusz coś wyrzucało z niej marglowe kamienie, a trochę niżej można było zahaczyć o jakiś żużel pozostałość ze “starożytnych” dymarek. Aż 1 listopada 1832 roku w Dobrzeniu Wielkim wybuchł wielki pożar, niechcący zainicjowany przez chłopców, pewnie ówczesnych “halloweenowców”, który strawił sporą część wioski i kościół.
Spaliło się również gospodarstwo Gacków (Gatzka) opodal kościoła. Podobno w jego przypadku nie było to pierwszy raz. Gacka zdecydował, że więcej nie da się wypalić, że dla bezpieczeństwa na przyszłość przenosi się daleko od zabudowań. Wyszło, że na Żabią Górę. Zbudował dom przy drodze (obecnie ul. Polna) u jej podnóża. A jak góra, to dobrze byłoby postawić na niej “wiatrouk” znaczy się młyn – pomyślał. Nie jest pewnie czy w Pokoju (ówczesne Carlsruhe), czy w Niemodlinie (ówczesny Falkenberg) kupił taki i postawił.
Jakiś czas później (w drugiej połowie XIX w.) “wiatrouk” przeszedł w ręce Hoffmanna, też nie wiadomo, czy za sprawa rodzinnych koligacji, czy drogą sprzedaży. Hoffmann wybudował przy nim dom na samym szczycie, a Gackowie zostali na dole przy gospodarce. Z drogi u podnóża skręcało się w górę do młyna na tzw. Windmühleberg (tak jest opisane na starej mapie) ze zbożem, z powrotem tą samą drogą z mąką i osypką (wiele lat później, chyba w latach dwudziestych XX wieku wykształciła się, pewnie na kanwie relacji rodzinnych, druga trasa, równoległa z drugiej strony zabudowań, wtedy można było jechać po staremu windmühlewegiem lub drogą do “wiatrouka”.
Życie dopisywało kolejne strony rodzinnej, a być może już nawet rodzinnych historii. Do Gacków przyżenił się Kurpierz ze Świerkli (Horst) z rodziny, która dopiero co wybudowała tartak. Po latach z wdową po Kurpierzu ożenił się Libawski, natomiast na młynie – “wiatrouku” córka Hoffmanna wyszła za Pogrzebę. Po latach córka Pogrzebów wzięła sobie za męża Ryborza. Były to zmiany pokoleniowe.
Tymczasem zmieniał się świat i okolica. Minęły I wojna światowa i czas plebiscytu, nastały lata trzydzieste a z nimi rozwój gospodarczy, ale także rozwój ideologii, zgubnej jak się później okazało. Na Żabiej Górze kwitło życie, powstały nowe zabudowania, stare rozbudowano, zarówno na dole jak i u góry, u rolnika i u młynarza. Na starej fotografii widać okazały “wiatrouk”, budynek z widokową przybudówką a przy nim maszt antenowy, pewnie radiowy.
Za “wiatroukiem”, czego na fotografii nie widać, z drugiej strony młody krewniak rodziny wyszykował sobie w dole pomarglowym murowane lokum do swoich “naukowych obserwacji”, może nawet astronomicznych. Słowem – Żabia Góra swymi aspiracjami sięgała gwiazd. Taką zastali krasnoarmiejcy w 1945 i zrobili, co zrobili.
Na górce działy się też inne znamienne rzeczy, u podłoża których leżało właśnie marglowe podłoże tego miejsca. Od dawien dawna właściciele w tym miejscu wydobywali “po cichu” kamień i palili wapno, doły zakrywali deskami i nakrywali lekko ziemią. Jeszcze w czasach współczesnych zdarzało się, że ktoś traktorem wpadał w te pułapki.
Zdarzyło się też, że spółka konkurencyjna względem cementowni Portland-Cement-Fabrik Oppeln (w czasach powojennych Cementownia Odra) chciała zbudować gdzieś na Żabiej Górze czy obok swoją cementownię. Nawet zaczęli jakieś prace, (podobno jeszcze dziś można dopatrzyć się tego śladu) ale Portland-Cement-Fabrik wykupił tam w paru miejscach grunt i zablokował skutecznie konkurenta. Grunty te po wojnie jako państwowe znowu odkupili rolnicy. Aktualnie, tak jak przed 200 laty gospodarują na górce. Historia jakby zatoczyła koło. Czy rozpoczęło się już następne?
Na Żabiej Górze wielkie dni Windmühle, inaczej “wiatrouka” – młyna, symbolizuje dziś wiatraczek na słupku. Furkocze, bez ustanku z wysokości 154,5 m n.p.m. jakby chciał zasygnalizować, że jest tu oto miejsce najwyższe, jak okiem z niego sięgnąć (zaświadcza o tym również stalowa plomba – punkt pomiarowy wciśnięty w ziemię na samym wierzchołku), oraz że jest to miejsce szczególnie naznaczone. Czasem, ktoś tu zapali tu świeczkę, złoży kwiaty.
Józef Moczko – świerklanin
Tekst ukazał się pierwotnie w "Beczcze" nr 16 (255) z 16 listopada 2011 roku.